Ach tak, tęskniłam za ciepłem i słońcem. Bardzo mi tego brakowało, zimą. Muszę koniecznie o tym pamiętać (można się nagrzać "na zapas"?). Zapiszę sobie na karteczce i przykleję nad biurkiem.
W sobotę w końcu udało się nam dotrzeć do parowozowni, do której wybieraliśmy się już od... bardzo dawna. Trzeba mieć naprawdę szczęście, by jadąc tak w ciemno trafić akurat na festyn. Moim panom trafiła się nie lada gratka - przejazd w kabinie maszynisty zabytkowym parowozem (chociaż jak stamtąd wyszli, to zupełnie im nie zazdrościłam - gorąca i sadzy; pranie w każdym razie spadło na moją głowę). Wszystkie śrubki, tłoki, nastawnice oraz zapadnie zostały obmacane i gruntownie przebadane.
Tylko mi przypadło najbardziej niewdzięczne zadanie - sfotografowanie smoliście czarnego parowozu w samo południe, w palącym słońcu jest naprawdę frustrujące. To już trzecia parowozownia, jaką zwiedzaliśmy, i po raz trzeci przekonałam się, że to wyzwanie mnie przerasta.
W niedzielę dla odmiany były czołgi. Różnice między T-34 a T-55A są zdecydowanie nie na moją głowę... Całe szczęście, że w pobliżu rośnie sporo kwiatów, w przeciwnym razie moja rola ograniczyłaby się wyłącznie do zapewnienia prowiantu. Ale kwiaty... to już innym razem.
Jak to Amerykanie mawiają - life sucks...
Jak to Amerykanie mawiają - life sucks...
No proszę to PAnowie mieli nie lada rozrywkę :) wiesz, wczoraj mialam zrobić kilka fotek na meczu, z trybuny w ostrym slońcu, jak przyszlam do domu większość z nich pousuwalam takie paskudne wyszly i nic nie szlo z nimi zrobić. PAtrzę na Twoje i myślę sobie że w tej sytuacji to mistrzostwo świata :)
OdpowiedzUsuń