I znów było kolejowo...
Mnie zachwyciły widoki po drodze. Skrzacik spał, więc nie zatrzymywaliśmy się, a szkoda... Miałam ogromną ochotę przejść się tak po prostu po polach... Pozbierać kwiaty na granicy, zanurzyć się w cień niewielkiego wąwozu przecinającego wzgórza. Boki piaszczystej dróżki znaczyły wszystkie odcienie zieleni. Oszałamiające plamy maków, zabarwione na chabrowo łany pszenicy, bijący po oczach błękit lnu. Do tego lekki wiatr, pieszczące skórę promienie słońca. W powietrzu czuć było zapach lata...
Już kwitną lipy!! Dlaczego to wszystko tak się spieszy w tym roku??
Nie udało mi się zrobić zdjęcia, które oddawałoby majestat tego królewskiego drzewa. Wiekowa, budząca respekt, oszałamia zapachem... To nie tylko potężne gałęzie obsypane delikatnymi listkami, nie tylko miodowa słodycz, ale i ciche, wibrujące buczenie tysięcy pszczół...
Czuję się przytłoczona, mam dość. Za dużo tego się uzbierało. Mam ochotę zwinąć się w kłębek w jakimś kącie i przeczekać... Nie wiem, jak długo. Jestem zmęczona i mam wrażenie, że wszystko wymyka mi się spod kontroli... Nie potrafię się wziąć za obowiązki, nie radzę sobie z ludźmi, a dotychczasowe drogi ucieczki nie działają.
Tak, kryzys...
Na szczęście mam przy sobie kogoś, kto mnie rozumie i wspiera. Muszę się pozbierać, muszę jakoś dać radę. Przetrwamy i ten kryzys.
Oczywiście Aniu, ze przetrwasz i ten kryzys. Czekam aż wkońcu pojawi się jakieś światełko i znów będziesz pełna optymizmu i dobrej energii.
OdpowiedzUsuńAleż wycieczkę sobie zafundowaliście, my też dziś w drodze nad jezioro mijaliśmy piękne pola z chabrami, makami i innymi cudami, mąż obiecał zatrzymać się w drodze powrotnej....a na koniec wybrał na powrót inną, szybszą trasę ekspresówką...byłam ogromnie zawiedziona.