niedziela, 26 czerwca 2011

Przesieka, dzień 2

Okazało się, że internet to mieliśmy tylko do pierwszej burzy ;) Ale nastawiałam się na góry, nie na sieć, więc nie mogę powiedzieć, bym się tym przejęła.


Kto powiedział, że tylko te znane, widowiskowe szlaki są warte uwagi? Ile osób wie o tych cichych ścieżkach, ciągnących się przez ukryte w lesie przełęcze, malownicze dolinki i bukowe zbocza? Owszem, uwielbiam zejście od Małego Stawu na Polanę, czy wędrówkę grzbietem Karkonoszy. Jednak równie wiele radości sprawiają mi boczne ścieżki.


Szkoda, że nie mogę załączyć do tego zdjęcia niesamowitego zapachu tej łąki - odurzający, miodowy, taki dziki... Do tego wiatr, który przeczesuje dolinkę w różne strony, niosąc ze sobą delikatną pieszczotę... Mogłabym tam spędzić cały dzień - rozsiąść się na trawie i... spać?

Mały wodospad, przyjemnie szemrzący. Nie przeszkadzałyby mi nawet tak bardzo te betonowe, równiutkie stopnie... Tylko ta folia trzepocząca w nurcie - smutny znak, że człowiek tu był i naśmiecił.
 









Śmiem twierdzić, że kto nie spróbował tych dzikich, leśnych, ten nie zna prawdziwego smaku poziomek :) Wygrzane w zalewającym polanę słońcu, słodkie i obłędnie aromatyczne. Kiedy teraz patrzę na te zdjęcia, mam wrażenie, że wciąż jeszcze czuję ten zapach.

W każdym razie kilka ich garści podładowało małe akumulatorki na tyle, że wystarczyło by zdobyć zamek.



Zawsze miałam słabość do robienia zdjęć ścieżkom, dróżkom, a tym leśnym i górskim - w szczególności. Mogłabym dorobić do tego jakąś teorię, że takie zdjęcie ma w sobie element zagadki, bo nie wiadomo, co skrywa się za zakrętem, że stanowi to metaforę życia, etc.etc.etc. Ale po prostu - one łatwo się komponują, niemal zawsze dobrze wychodzą i... lubię je.

Szkoda tylko, że tych "naturalnych" ścieżek jest coraz mniej. Szlaki, które pamiętam jako kamieniste i kręte, są dzisiaj asfaltową jezdnią albo co najmniej - szerokim, wysypanym żwirem traktem. To już nie to samo. Rozumiem, dlaczego tak się dzieje, rozumiem zwiększony ruch turystyczny i zdaję sobie sprawę, że takie rozwiązanie w pewnym stopniu chroni szlaki przez rozdeptywaniem.... Nie potrafię się z tym jednak pogodzić. 

Jeszcze 10, 12 lat temu przemierzałam te dróżki z wysoko załadowanym plecakiem, z karimatą i śpiworem, przeskakując nad kałużami, wspinając się na kamienie. Czasem podrapana od gałęzi, pod którymi się przeciskałam, często całkiem zabłocona. Ale zawsze zachwycona szlakiem. Przede mną - przeszły po nich setki, tysiące stóp. I jakoś to... dawało radę. Dlaczego dzisiejszym turystom to nie wystarcza? Bo idą w trasę nieprzygotowani? Bo przyjeżdżają na wycieczkę, jakby jechali do miejskiego parku - i oczekują podobnych wygód? Bo jak wszystko w dzisiejszym świecie, również i góry muszą być szybkie, łatwo dostępne, kolorowe i lekkie do strawienia?

Z różnych rozmów, na szlaku i nie tylko, wiem, że nie tylko mi się to nie podoba. Ale nikogo to nie obchodzi. Pieniądz jest siłą nie do pokonania. A pieniądz - to turyści.

Przegrywają przede wszystkim góry, nasza przyroda...





Bukowina, bukowina...


Mały skrzacik był bardzo dzielny, ale że nóżki ma wciąż niewielkie, toteż część drogi odbył na plecach.

- Dokąd tak jedziesz na babci? - Pytam go.

- Zdobywać zamek. - Podpowiada dziadek.

- Zdobywać jakąś restaurację. - Wyjaśnia zadowolony skrzat.

Cały tatuś :)


Chojnik. Ruiny zamku z XIII czy XIV wieku. Jak każdy zamek ma swoje burzliwe dzieje, ważne role w wojnach, zdrady i tym podobne. Mi jednak w pamięci utkwiła legenda o miejscowej Białej Damie (w końcu każdy szanujący się zamek powinien jakowąś posiadać). Pamiętam tylko, że miała na imię Kunegunda. Była córką księcia, ale pomimo namów ojca - nie chciała wyjść za mąż. Po naciskach ogłosiła, że wyjdzie za tego śmiałka, który konno, w pełnej zbroi, objedzie dookoła murów zamkowych. Wielu rycerzy straciło życie dla tej jej zachcianki... W końcu znalazł się dzielny śmiałek, któremu się to udało. Księżniczce tak on się spodobał, że chciała dla niego odstąpić od tej próby. Rycerz jednak się uparł, a wykonawszy zadanie, oświadczył, że nie chce za żonę kogoś tak okrutnego. Odjechał, a Kunegunda rzuciła się z murów.

Zamek jest malowniczy, polecam widok z wieży - przy dobrej pogodzie jest imponujący. Na zamku działa też miła restauracja, a pani, która wydaje posiłki, śmiało mogłaby dowodzić drużyną rycerzy ;)

Muszę jeszcze raz pomarudzić - cieszę się, że znalazł się ktoś, kto dba o zamek i stara się go utrzymać. Ale brrrr.....to dobudowane parę lat temu zwieńczenie murów - moim zdaniem wygląda przeokropnie...





Zamiast tego zdjęcia powinnam wstawić filmik z kamery - byłoby słuchać ten groźny pomruk przetaczającej się nad górami burzy. Najlepszy obiad nie dodaje tak sił, jak echo gromów. 

Na szczęście tym razem tylko nas postraszyło.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...