Wiosna intensywnie nadrabia opóźnienie. Uwielbiam tę porę roku, ale teraz to dzieje się za szybko!! Szczególnie, kiedy brak czasu, aby przejść się na spokojny spacer.
Jak mam nasycić się tą świeżą zielenią, soczystymi trawnikami, słońcem podświetlającym od rana kwitnące śliwy i forsycje...
A jeszcze umknie mi najbliższy tydzień, buuu... I to nic, że będę wtedy oglądała inne kwiaty. Tych nigdy nie mam dosyć.
Niedawno miałam okazję obserwować dość dramatyczną scenę.
Potężny pies, z którejś z tych bojowych ras o niezbyt kształtnych pyskach, rzucił się na małego kundelka. Oba zwierzaki były co prawda na smyczy, lecz drobna opiekunka tego dużego nie była w stanie go utrzymać, kurdupelek natomiast nie dość szybko uciekał.
Nie wyglądało to dobrze, jazgot, wycie, krzyki ("Rozerwie go!", etc.), płacz dziecka, do którego należał ten mały... Na pomoc "rzuciło się" trzech mocno zbudowanych panów, z podgolonymi karkami, którzy jeszcze chwilę wcześniej zabawiali rozmową właścicielkę zbója. Przez dobrych kilka minut okładali psa pięściami, zanim wreszcie puścił malucha.
Mi podeszło wszystko do gardła, starałam się tylko odwrócić uwagę bawiących się ze mną dzieciaków.
Działo się to tuż obok placu zabaw, obok przedszkola, na chodniku, po którym co chwila biegają dzieci. Można próbować tłumaczyć, że pies na dziecko nie rzuci się tak, jak na innego psa, mnie to jednak nie przekonuje.
Jeśli ktoś nie potrafi zapanować nad psem, utrzymać smyczy, to powinien wyprowadzać go w kagańcu. Kocham zwierzęta. Co do zasady nie mam nic przeciwko tym wielkim psom, mój mąż miał swego czasu pitbula, wyjątkowo urocze stworzenie, po każdym powitaniu byłam cała obśliniona.
Decydując się jednak na takiego pupila, trzeba umieć zachować się odpowiedzialnie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz