Choć pogoda wcale jeszcze się nie zadeklarowała, zabrałam się za takie wiosenne porządki - umyłam okna, uprałam wszystko to, co w nich wisi, ogarnęłam balkon oraz zmieniłam wystrój mieszkania ze złoto-czerwonego na zielony. Od razu zrobiło się jaśniej, pogodniej i tak... optymistyczniej.
A gdy zajrzałam dziś do ogródka - o, to zdecydowanie był dobry znak - na tej części trawnika, gdzie śnieg się już wytopił, pąki krokusów. Może jutro będzie więcej słońca i uda się zrobić zdjęcia?
Wieczorem za to udało mi się wygospodarować trochę czasu, by skończyć szycie spódnicy - kolorowej, pełnej kwiatów, takiej baaardzo wiosennej. Och, niechże już temperatura bardziej wzrośnie, żebym mogła wygrzebać z dna szafy lżejsze rzeczy!!
"Jak tylko Robert zamknął
za sobą drzwi, spomiędzy zaciśniętych kurczowo zębów dziewczyny wyrwała się
rozpaczliwa skarga. Tym razem ból był tak silny, że morfina nie pomagała,
Natalie miała wrażenie, jakby ciało było rozszarpywane od środka. Z wysiłkiem
poruszyła dłonią, by naciągnąć wyżej koc.
- Natalie.
Słysząc znajomy głos
przechyliła lekko głowę i cierpienie wywołane tym wysiłkiem na moment zaćmiło
jej wzrok.
- Co tu robisz? –
wymamrotała.
- Przyszedłem cię
odwiedzić.
- Dziś nie jest…
Bardziej wyczuła niż
usłyszała, że Lucien podszedł bliżej.
- Pozwolisz, że
posiedzę przy tobie, zanim twój brat nie wróci?
- Skąd wiesz…
- Minąłem go po
drodze – wyjaśnił siadając na krześle, które wcześniej zajmował Robert.
Natalie próbowała
odpowiedzieć, lecz głos ją zawiódł. Walczyła, by nie przymykać powiek, kiedy
chłodna dłoń mężczyzny przesunęła się po jej czole.
- Kiepsko… dziś…
- Możemy pomilczeć.
Z trudem skinęła
głową. Nie potrafiła jednocześnie prowadzić rozmowy i skupiać się na
łapaniu oddechu, na tym, by nie pozwolić swojemu ciału poddać się cierpieniu.
Musiała dalej walczyć. Mężczyzna nie odzywał się słowem, tylko trzymał ją za
rękę, jego cicha obecność dodawała jej otuchy.
- Boję się –
wyszeptała, kiedy odrobinę rozjaśniło się jej w głowie.
- Czego?
- Jestem zmęczona,
lecz nie wolno mi zasnąć, kiedy nie ma Roberta – wyjaśniła robiąc przerwy na
niespokojne wdechy, każde słowo okupione wysiłkiem. – Boję się, że nie pożegnałabym
się z nim…
Natalie miała
wrażenie, jakby ból odrobinę zelżał, była jednak na tyle wyczerpana, iż uznała,
że jej ciało przestawało w ogóle reagować. Powinna czuć się zakłopotana
obecnością Luciena, w końcu nawet najbliższym nie pozwalała oglądać się w takim
stanie, lecz jej przyjacielowi zdawało się to nie przeszkadzać.
- Popilnuję cię –
zapewnił muskając wierzchem drugiej dłoni bladą skroń.
Chłód jego dotyku
przynosił ulgę, westchnęła.
- Wiem, że to dziwne…
Ale dziś czuję się, jakby śmierć czaiła się tuż obok – wymamrotała przestając
martwić się tym, że uzna ją za dziwaczkę.
Ręka mężczyzny
spoczęła na jej szyi łagodnie kojąc chorobliwie rozpędzony puls. Półprzytomnej
Natalie zdawało się, iż ból zelżał.
- Teraz nic ci nie
grozi – szepnął. – Możesz spać.
- Jestem tak
zmęczona… Ale gdy zasypiam, jest gorzej… Chociaż przy tobie… Nie boli tak
bardzo…
- Ciii… Zaśnij,
Natalie.
Spojrzała na niego
spod przymkniętych powiek.
- Kim jesteś?
Zdawało się jej, że
uśmiechnął się smutno, lecz był to zbyt przelotny grymas, by mogła mieć
pewność.
- Zaśpiewam ci
kołysankę.
- Obudź mnie, jak
Robert wróci – westchnęła pozwalając powiekom opaść.
Poczuła jeszcze
chłodne wargi na swoim czole i przez jej głowę przemknęła myśl, że być może nie
było rozsądnie zasypiać przy bądź co bądź obcym człowieku. Nie wiedziała nawet,
jak udało mu się dostać do środka… Może to Robert go wpuścił, może skądś się
znali… Zdawało się jej, że słyszała nucenie, delikatną pieszczotę palców na
policzku, łóżko pod nią zaczęło się kołysać, a potem… Odpłynęła w ciemność."
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz