Rozłożyliśmy się całą trójką - kompletny pogrom. Gorączka, brak siły, by wstać i choćby herbatę zrobić - jakaś wredna infekcja wirusowa... Jakoże Skrzat pochorował się jako pierwszy, najszybciej też znów stanął na nogi i w przerwach między kolejnymi falami gorączki potrzebował poskakać, poszaleć, a przede wszystkim pogadać - ja natomiast zupełnie straciłam głos, gardło miałam dokładnie rozorane... Tatuś z kolei zakopał się pod kołdrą, zbyt chory i zbyt słaby, by zwrócić uwagę, co się dzieje z resztą domowników. Kiedyś go uduszę, słowo honoru. Chory mężczyzna zachowuje się gorzej niż chore dziecko :/ I kompletnie nie nadaje się do tego, by kimś się opiekować.
Osłabienie (trzeci dzień nie jestem w stanie nic przełknąć), powracająca gorączka, nocne czuwania, ból mięśni, kaszel rozrywający gardło - kuźwa :/ Kobieta z natury przyzwyczajona jest do różnych rodzajów bólu, ma z nim częściej do czynienia niż mężczyzna, ale to nie znaczy, że łatwiej to znosi.
Myślałam, że mam już dość książek o wampirach, zbyt często powtarzały się podobne schematy. W ostatnim czasie jednak trafiłam na dwie serie, które mnie wciągnęły.
Jedna to polecona mi przez M.: "Nocna Łowczyni" Jeannine Frost - książka może niezbyt głęboka i dość przewidywalna, napisana za to lekkim językiem. Akcja toczy się wartko, nie ma niepotrzebnych dłużyzn i... ciężko oderwać się od lektury. Dodatkowo świetnie się bawiłam: nieustanne docinki pary głównych bohaterów, pełne humoru zmagania się i co tu dużo mówić - spora dawka ognistej namiętności ;) Cieszę się, że czekają na mnie jeszcze trzy tomy z ich przygodami.
Druga seria to "Łowcy Gildii" Nalini Singh (ach, te oryginalne nazwy...). Do tej pory starałam się unikać książek o aniołach, jakoś nie miałam do nich przekonania. Tym razem jednak dałam się wciągnąć w fascynujący świat, pozornie tylko podobny do naszego. Pokazano tu kilka płaszczyzn: świat ludzi, z ich problemami, jak i słabościami, świat aniołów oraz tworzonych przez nich niewolników - wampirów, a także świat archaniołów, istot o ogromnej potędze, nieludzko pięknych i równie niebezpiecznych, bezwzględnych w swoim okrucieństwie.
Muszę przyznać, że ten obraz archanioła, otulającego skrzydłami wcale nie tak słabą, lecz w porównaniu z nim niezwykle kruchą śmiertelniczkę, podziałał intensywnie na moją wyobraźnię :) Ech, rozmarzyłam się ;) Co ciekawe, autorka nie podkreśla urody głównej bohaterki, to nie jej wygląd ma znaczenie. Większość z otaczających ją mężczyzn odczuwa do niej raczej niechęć ;) Dużym plusem były dla mnie wyraziste charaktery postaci, i pierwszo- i drugoplanowych.
Może dlatego, że była to pierwsza "anielska" książka, jaką przeczytałam, chwilowo jednak jestem nią zauroczona :)