Polecam wywiad z prof. Małgorzatą Fuszarą w "Wysokich Obcasach" z 27 września (do przeczytania również TUTAJ) - o konwencji o przeciwdziałaniu przemocy, ale nie tylko:
"Wstydzi się ofiara, nie wstydzi się sprawca. Najwyższa pora, byśmy -
poprzez ratyfikację konwencji - nie pozostawili żadnej wątpliwości, że
to sprawca popełnia ciężkie przestępstwo, to on powinien być ukarany i
to on powinien się wstydzić i spotykać z ostracyzmem społecznym, nie
ofiara. Jeśli ktoś mówi, że konwencja uderza w tradycyjny model rodziny,
to znaczy, że tradycyjny model rodziny najwyraźniej był przemocowy."
W tym samym numerze warto też przeczytać ciekawą rozmowę psycholog Zofią Milską-Wrzosińską o... optymistach, pesymistach i tym, jak sobie radzimy w życiu z różnymi sytuacjami (TUTAJ):
- A ja wciąż słyszę: "Doceń to, co masz", "Pokochaj siebie", "Skup się na tym, co dobre".
- To pokłosie psychologii pozytywnej, której w mocno uproszczonej wersji pełno w poradnikach poppsychologicznych i rozmaitych przekazach medialnych. Tymczasem to, co zaproponował pod tą nazwą w latach 90. Martin Seligman, jest bardziej złożone. To była mała, ale pożyteczna rewolucja. Wcześniej przeważało widzenie człowieka jako istoty kruchej, słabej, nieradzącej sobie z trudnymi doświadczeniami, trochę jak pascalowska trzcina myśląca, no, może nie zawsze myśląca, ale trzcina na pewno. Czyli ponieważ od dzieciństwa nieuchronnie doznajemy rozczarowań i frustracji, a potem, żyjąc, tracimy życie, nasza psychika nie wytrzymuje dodatkowych trudnych doświadczeń i wymaga ciągłego wsparcia. Jednak wedle psychologii pozytywnej człowiek jest wyposażony w skuteczne mechanizmy radzenia sobie i nie słabnie psychicznie od byle czego. Ale jest to dalekie od naiwnego optymizmu tzw. pozytywnego myślenia.
- Czy to znaczy, że nie muszę w każdym zdarzeniu szukać samych pozytywów, żeby poczuć się lepiej?
W Polsce badania w tym obszarze prowadzi m.in. prof. Ewa Trzebińska, która podkreśla adaptacyjne znaczenie uczuć złożonych, czyli zawierających element emocji pozytywnej i negatywnej jednocześnie. Nawet korzystne wydarzenia mogą (a często nawet powinny) wzbudzać w nas mieszane uczucia. (...)
- To pokłosie psychologii pozytywnej, której w mocno uproszczonej wersji pełno w poradnikach poppsychologicznych i rozmaitych przekazach medialnych. Tymczasem to, co zaproponował pod tą nazwą w latach 90. Martin Seligman, jest bardziej złożone. To była mała, ale pożyteczna rewolucja. Wcześniej przeważało widzenie człowieka jako istoty kruchej, słabej, nieradzącej sobie z trudnymi doświadczeniami, trochę jak pascalowska trzcina myśląca, no, może nie zawsze myśląca, ale trzcina na pewno. Czyli ponieważ od dzieciństwa nieuchronnie doznajemy rozczarowań i frustracji, a potem, żyjąc, tracimy życie, nasza psychika nie wytrzymuje dodatkowych trudnych doświadczeń i wymaga ciągłego wsparcia. Jednak wedle psychologii pozytywnej człowiek jest wyposażony w skuteczne mechanizmy radzenia sobie i nie słabnie psychicznie od byle czego. Ale jest to dalekie od naiwnego optymizmu tzw. pozytywnego myślenia.
- Czy to znaczy, że nie muszę w każdym zdarzeniu szukać samych pozytywów, żeby poczuć się lepiej?
W Polsce badania w tym obszarze prowadzi m.in. prof. Ewa Trzebińska, która podkreśla adaptacyjne znaczenie uczuć złożonych, czyli zawierających element emocji pozytywnej i negatywnej jednocześnie. Nawet korzystne wydarzenia mogą (a często nawet powinny) wzbudzać w nas mieszane uczucia. (...)
- Pesymiści to więksi realiści?
- Ludzie nie są czarno-biali. Większość z nas znajduje się gdzieś pośrodku i reaguje złożonymi emocjami. Ale potoczne przekonania typu "optymiści żyją dłużej" zostały już co najmniej nadkruszone. W latach 90. zrobiono badania, które miały dowieść, że ludzie pozytywnie nastawieni do życia mają lepszą kondycję zdrowotną. I rzeczywiście często jedno towarzyszy drugiemu, tyle że nie wiadomo, co z czego wynika.
- Czy byli zdrowsi, bo czuli się lepiej psychicznie, czy czuli się lepiej, bo byli zdrowsi?
- Właśnie. Nie mówiąc o tym, że niektórzy ludzie są tak biologicznie wyposażeni, że mają po prostu wyższy poziom energii i w związku z tym raźniej patrzą na świat.
Z takiej wiary w potęgę myślenia pozytywnego wyniknęły jeszcze inne, dość bolesne skutki, np. obwinianie osób chorych o to, że są chore. Oraz dawanie im nadziei, że mogą się swoimi myślami pozytywnymi całkowicie uleczyć.
- Ludzie nie są czarno-biali. Większość z nas znajduje się gdzieś pośrodku i reaguje złożonymi emocjami. Ale potoczne przekonania typu "optymiści żyją dłużej" zostały już co najmniej nadkruszone. W latach 90. zrobiono badania, które miały dowieść, że ludzie pozytywnie nastawieni do życia mają lepszą kondycję zdrowotną. I rzeczywiście często jedno towarzyszy drugiemu, tyle że nie wiadomo, co z czego wynika.
- Czy byli zdrowsi, bo czuli się lepiej psychicznie, czy czuli się lepiej, bo byli zdrowsi?
- Właśnie. Nie mówiąc o tym, że niektórzy ludzie są tak biologicznie wyposażeni, że mają po prostu wyższy poziom energii i w związku z tym raźniej patrzą na świat.
Z takiej wiary w potęgę myślenia pozytywnego wyniknęły jeszcze inne, dość bolesne skutki, np. obwinianie osób chorych o to, że są chore. Oraz dawanie im nadziei, że mogą się swoimi myślami pozytywnymi całkowicie uleczyć.
I trzecia rozmowa, do przeczytania w Magazynie Świątecznym Gazety Wyborczej z 27 września (oraz tutaj) - z Irene Natividad, inicjatorką Globalnego Szczytu Kobiet:
"Po pierwsze, żaden kraj nie poradził sobie jeszcze z różnicą zarobków:
nigdzie za tę samą pracę kobiety nie zarabiają tyle ile mężczyźni. Nawet
tuż po studiach, w pierwszej pracy, dziewczyna dostaje mniej niż
mężczyzna.
Kolejny problem to podział obowiązków domowych. Nawet w krajach nordyckich, które stosują inżynierię społeczną, kobiety wciąż się skarżą, że to na ich barkach spoczywa dbanie o dom i opieka nad dziećmi.
Wreszcie, w żadnym kraju nie poradzono sobie z dyskryminacją płciową w pracy. Przeprowadzono niedawno badanie 5 tys. informatyczek i inżynierek po najlepszych szkołach technicznych. Okazało się, że 40 proc. zrezygnowało z pracy, bo atmosfera była nie do zniesienia. Uważały, że nikt ich nie wspiera, że koledzy dogadują się za ich plecami, czuły się wręcz sabotowane w męskim środowisku. A mówimy o USA, więc proszę sobie wyobrazić, jak to wygląda w bardziej konserwatywnych kulturach, gdzie seksizmu nawet się nie ukrywa.
Te trzy problemy wciąż pozostają nierozwiązane."
Kolejny problem to podział obowiązków domowych. Nawet w krajach nordyckich, które stosują inżynierię społeczną, kobiety wciąż się skarżą, że to na ich barkach spoczywa dbanie o dom i opieka nad dziećmi.
Wreszcie, w żadnym kraju nie poradzono sobie z dyskryminacją płciową w pracy. Przeprowadzono niedawno badanie 5 tys. informatyczek i inżynierek po najlepszych szkołach technicznych. Okazało się, że 40 proc. zrezygnowało z pracy, bo atmosfera była nie do zniesienia. Uważały, że nikt ich nie wspiera, że koledzy dogadują się za ich plecami, czuły się wręcz sabotowane w męskim środowisku. A mówimy o USA, więc proszę sobie wyobrazić, jak to wygląda w bardziej konserwatywnych kulturach, gdzie seksizmu nawet się nie ukrywa.
Te trzy problemy wciąż pozostają nierozwiązane."
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz