Lubię sięgać po książki Nory Roberts, byle... nie za często :) Wybieram zawsze te z wątkami magicznymi, paranormalnymi i jakoś tak się złożyło, że tym razem wzięłam się już za trzecią jej trylogię. Poprzednie dwie ("Trylogia kręgu" i "Znak siedmiu") podobały mi się, choć nieco irytowały mnie liczne podobieństwa - wątków, postaci. Ok, przy takiej ilości napisanych książek (w 2014 wydana została 210. pozycja), jaką może się pochwalić ta autorka, może być trudno uciec od pewnych powtórzeń. Tym bardziej ją podziwiam - może nie głębię książek (bo są dość proste i przewidywalne) czy interesujące postaci (są raczej schematyczni, a ci pozytywni - chwilami zbyt wyidealizowani), ale przyjemny nastrój każdej z powieści, wspaniałe opisy, rytm akcji, który wciąga, nie pozwala się nudzić, a jednocześnie niczego nie zaniedbuje. Książki Nory Roberts po prostu dobrze się czyta :)
Aż sprawdziłam daty pierwszych wydań: "Trylogia kręgu" to 2006, "Znak siedmiu" - 2007-2008, a "Trzy siostry" - 2001-2002 i nie jest to pierwsza trylogia autorki. Z początku myślałam, że w przypadku "Trzech sióstr" podobieństw jest mniej, lecz niestety, tu również pojawia się podobny schemat: z szóstki bohaterów pierwsza para wydaje się być najbardziej zrównoważona (przynajmniej od chwili, gdy Nell upora się ze swoimi problemami), druga nieco zagubiona, niepewna własnych pragnień, w trzeciej części za to pełno gwałtownych emocji, szamotania się i patetycznych deklaracji. Do tego podobnie jak we wspomnianych wyżej seriach dochodzi mroczna tajemnica sprzed wieków, zmagania ze złem, ale mimo wszystko...
Chyba to ta właśnie ta akurat trylogia najbardziej mi się podobała. Może dlatego, że opowiedziana została przede wszystkim z perspektywy kobiet? Panowie oczywiście również dochodzą do głosy, miałam jednak wrażenie, iż to kobiety odgrywały główną rolę. I było w nich coś takiego uniwersalnie... kobiecego?
Trzy kobiety, każda z nich inna. Stara klątwa nie jest szczególnie oryginalna - przypomina raczej los, z jakim zmagała się niejedna kobieta i kiedyś i dzisiaj. Te wszystkie historie - o nieszczęśliwej miłości, uległości i odwadze, o pragnieniu zemsty, o złamanym sercu - wciąż powracają przez wieki. Trylogia opowiada również o dobrych rzeczach: o sile, jaką każda z kobiet może i powinna w sobie odnaleźć, by przełamać fatum, o różnych odcieniach relacji między kobietami, o przyjaźni i miłości, o wyborach. Tylko czy najlepszym rozwiązaniem muszą być zawsze ramiona kochającego męża? Nie wiem, czy nie byłoby ciekawszym rozwiązaniem, gdyby choć jedna z nich pokazała, że potrafi być naprawdę szczęśliwa sama.
Streszczenia z okładek wkleję tym razem na sam koniec, najpierw o wrażeniach :) Przede wszystkim - bardzo podobała mi się atmosfera maleńkiego miasteczka na maleńkiej wyspie. Z początku mocno kojarzyło mi się to z serialem "Haven" (tam też był taki fajny szeryf :)), lecz atmosfera miała nieco inny klimat. Wszyscy wszystkich znają, nawet jeśli niekoniecznie się lubią. Życie płynie niespiesznie, pomiędzy letnią porą pełną turystów i spokojnymi zimowymi miesiącami. Bohaterowie - choć w różnych sytuacjach życiowych, znajdują czas, by się spotkać lub pójść na spacer... Ha, to chyba najbardziej mnie urzekło, ten spokojny rytm :)
Sama wyspa wydaje się wyjątkowo malownicza - czy to zimą, czy latem, aż trudno uwierzyć, że istnieje takie miejsce na ziemi :) Chciałabym móc spędzić tam trochę czasu - zagapić się z domu Zacka na morze czy obejrzeć pielęgnowane przez Mię ogrody. Może nawet przełamałabym swoją niechęć do wczesnego wstawania i zmobilizowała się, by zobaczyć wschód słońca stojąc na klifach z kubkiem kawy w dłoni? Te opisy wydawały się wręcz przerysowane - to mi też trochę jednak przeszkadzało.
Sama wyspa wydaje się wyjątkowo malownicza - czy to zimą, czy latem, aż trudno uwierzyć, że istnieje takie miejsce na ziemi :) Chciałabym móc spędzić tam trochę czasu - zagapić się z domu Zacka na morze czy obejrzeć pielęgnowane przez Mię ogrody. Może nawet przełamałabym swoją niechęć do wczesnego wstawania i zmobilizowała się, by zobaczyć wschód słońca stojąc na klifach z kubkiem kawy w dłoni? Te opisy wydawały się wręcz przerysowane - to mi też trochę jednak przeszkadzało.
Jak już wspomniałam, historie bohaterów nie są oryginalne, za to całkiem zręcznie opisane.
Nell uciekła przed maltretującym ją mężem (swoją wyjątkowo obrzydliwy typek), z początku jest zastraszona, lecz z uporem, krok po kroku, walczy o swoje nowe życie. Mogłabym się czepiać, że miała nieprawdopodobnie dużo szczęścia, iż trafiła na akurat takich a nie innych ludzi (ale to przecież książka o magii :)), mogłabym się czepiać, że stosunkowo szybko uporała się z koszmarem i bez trudu udało się jej rozkręcić sprawnie działający biznes... Ale nie będę się czepiać. Polubiłam ją :) Zacka natomiast... Co można powiedzieć o ideale? Istnieją w ogóle tacy? Nawet, kiedy się dąsał, robił to w tak umiejętny sposób, że tylko wzdychałam rozmarzona :D Cierpliwy, wyrozumiały, wiedział, jak podejść i przekonać dziewczynę mającą za sobą piekło. Zack to taki miły chłopak z sąsiedztwa, przez wszystkich lubiany, szanowany jako szeryf. Czuły, oddany mąż. Przyjemnie się o nim czytało, choć był zbyt doskonały jak na mój gust ;)
"- Nell?
Podniosła wzrok. Nadzienie chlapnęło z łyżki, kiedy Zack dotknął dłonią jej policzka.
- Chyba to cię nie rozproszy - mruknął i schylając się, musnął jej usta wargami.
Nie drgnęła. Zamarła.
Oczy miała otwarte, wpatrzone w Zacka. Jak jeleń w lufę myśliwego.
Jego wargi były ciepłe. I miękkie, wbrew pozorom. Bała się, że wyskoczy ze skóry, jeśli poczuje na sobie jego dłoń. Ale czuła tylko usta lekko dotykające jej warg.
Był przygotowany na zdenerwowanie albo obojętność. Nie spodziewał się przerażenia. Nell zesztywniała ze strachu, który w każdej chwili mógł przerodzić się w panikę. Chciał jej dotykać, ale zapanował nad sobą. Gdyby się teraz cofnęła, nie zrobiłby najmniejszego ruchu, żeby ją zatrzymać. Ale całkowicie znieruchomiała i to stanowiło jej obronę. To on się cofnął, zdecydowanie, mimo rosnącego w nim napięcia, które było nie tylko pożądaniem, ale i zimną wściekłością na tego, kto ją skrzywdził, ktokolwiek by to był."
Nell uciekła przed maltretującym ją mężem (swoją wyjątkowo obrzydliwy typek), z początku jest zastraszona, lecz z uporem, krok po kroku, walczy o swoje nowe życie. Mogłabym się czepiać, że miała nieprawdopodobnie dużo szczęścia, iż trafiła na akurat takich a nie innych ludzi (ale to przecież książka o magii :)), mogłabym się czepiać, że stosunkowo szybko uporała się z koszmarem i bez trudu udało się jej rozkręcić sprawnie działający biznes... Ale nie będę się czepiać. Polubiłam ją :) Zacka natomiast... Co można powiedzieć o ideale? Istnieją w ogóle tacy? Nawet, kiedy się dąsał, robił to w tak umiejętny sposób, że tylko wzdychałam rozmarzona :D Cierpliwy, wyrozumiały, wiedział, jak podejść i przekonać dziewczynę mającą za sobą piekło. Zack to taki miły chłopak z sąsiedztwa, przez wszystkich lubiany, szanowany jako szeryf. Czuły, oddany mąż. Przyjemnie się o nim czytało, choć był zbyt doskonały jak na mój gust ;)
"- Nell?
Podniosła wzrok. Nadzienie chlapnęło z łyżki, kiedy Zack dotknął dłonią jej policzka.
- Chyba to cię nie rozproszy - mruknął i schylając się, musnął jej usta wargami.
Nie drgnęła. Zamarła.
Oczy miała otwarte, wpatrzone w Zacka. Jak jeleń w lufę myśliwego.
Jego wargi były ciepłe. I miękkie, wbrew pozorom. Bała się, że wyskoczy ze skóry, jeśli poczuje na sobie jego dłoń. Ale czuła tylko usta lekko dotykające jej warg.
Był przygotowany na zdenerwowanie albo obojętność. Nie spodziewał się przerażenia. Nell zesztywniała ze strachu, który w każdej chwili mógł przerodzić się w panikę. Chciał jej dotykać, ale zapanował nad sobą. Gdyby się teraz cofnęła, nie zrobiłby najmniejszego ruchu, żeby ją zatrzymać. Ale całkowicie znieruchomiała i to stanowiło jej obronę. To on się cofnął, zdecydowanie, mimo rosnącego w nim napięcia, które było nie tylko pożądaniem, ale i zimną wściekłością na tego, kto ją skrzywdził, ktokolwiek by to był."
Do Ripley z początku nie potrafiłam poczuć sympatii, przynajmniej w pierwszej części trudno mi było ją zrozumieć. Nie wiem, czy był to celowy zabieg autorki czy tak po prostu wyszło. Za to w drugim tomie - dużo się śmiałam :) Uparta pani zastępca szeryfa (rodzeństwo Zack i Ripley Toddowie "czuwa nad bezpieczeństwem wyspy") uroczo się denerwowała, zabawnie reagowała na krępujące sytuacje, pyskowała bez zahamowań i łatwo traciła opanowanie. Choć nie lubiła się do tego przyznawać - starała się być poukładana, pragmatyczna, trzymająca się zasad. Zestawienie jej z kompletnie niepoukładanym, podręcznikowo roztargnionym naukowcem musiało okazać się zabawne :) Mac z kolei był mocno zakręcony na punkcie swoich badań, nigdy nie pamiętał, gdzie odłożył kluczyki, lecz prawie z każdego potrafił wyciągnąć interesujące go odpowiedzi. Miał doskonałe maniery, a na Ripley - działał jak czerwona płachta na byka :) Powiedziałabym, że z całej szóstki, to Maca polubiłam najbardziej :)
"Zack trzymał ją w powietrzu, a Ripley wierzgała i klęła. Czapka jej spadła i długie, ciemne włosy zasłoniły twarz.
- Sam, zaczekaj chwilkę. Ripley, uspokój się. Nie zapominaj, że nosisz mundur.
-
No to go zdejmę, a potem mu przyłożę. - Zdmuchnęła włosy, które
wchodziły jej w oczy, i spojrzała na Sama. - Należy mu się. Zasłużył
sobie na to."
*
"Zaintrygowany, zamienił się w słuch.
- Dlaczego wpada pani w złość?
- Nie wpadam w złość. - Z błyszczącymi oczami pochyliła się ku niemu. - Chce pan zobaczyć, jak się złoszczę?
- Niespecjalnie. - Czy mówił coś o tym, że ma ładne oczy? Ładne? Fantastyczne! - Ale mogę się założyć, że jeśli podłączyłbym panią w tej chwili do miernika, otrzymałbym niezwykle interesujące wyniki.
- Koniec z zakładami. A w ogóle, to koniec seansu. Pozwolił jej wstać, nadal jednak notował.
- Mamy jeszcze trzy kwadranse. Jeśli chce pani odstąpić... - Podniósł wzrok i napotkał jej rozwścieczone spojrzenie. - Mogę tylko przypuszczać, że pani się boi. Nie zamierzałem straszyć pani ani niepokoić. Przepraszam.
- Możesz się pan wypchać swoimi przeprosinami - warknęła, gotowa bronić tego, co dla niej najważniejsze, swojej godności. Przyjęła ten idiotyczny zakład i zaakceptowała warunki. Z wściekłością szarpnęła do siebie krzesło i z powrotem usiadła."
Mia w pierwszym tomie wydawała się zbyt spokojna, zbyt pewna siebie, by jej postać mogła wzbudzić emocje. Taka chłodna i wszystko wiedząca. To ona jedna zdawała się nigdy nie mieć wątpliwości, twardą ręką kierowała swoimi interesami. Dopiero w miarę rozwoju akcji autorka zdradzała, iż jej spokój jest jedynie fasadą skrywającą ból oraz przejmującą samotność. Wszystkie trzy bohaterki są silne, lecz w przypadku Mii ta siła robiła chyba największe wrażenie - ta dziewczyna nie pozwalała sobie na załamania, nie na oczach innych. Sam... Drażniło mnie, iż autorka przy każdej okazji podkreślała jego urodę (podobnie jak w przypadku Mii), podobało się natomiast, że został odmalowany ze słabościami. Sam nawalił paskudnie w przeszłości, trudno oceniać go jednoznacznie, ale towarzysząc mu krok za krokiem w jego rozterkach nie potrafiłam się na niego za mocno gniewać. Naprawdę się starał :) Choć to również było wyidealizowane - taki zbuntowany chłopiec, zagubiony w swoich uczuciach, samotny, ale przez całe życie szaleńczo kochający jedną kobietę? Tylko w bajkach.
"Taką ją właśnie zobaczył Sam, kiedy stanął w drzwiach: siedziała rozbawiona na podłodze, a tłusty, płowy szczeniak lizał ją po policzkach. Poczuł, że coś dławi go w gardle i ściska żołądek. Wyglądała beztrosko, szczęśliwa, z promiennym spojrzeniem, włosami opadającymi na plecy, w rozpostartej na dywanie sukni. Było jednak w tej prowokująco pięknej kobiecie wciąż coś z tamtej dziewczyny, którą porzucił. Nagle Lucy szczeknęła, szczeniak szarpnął się, a Mia spojrzała na drzwi. Uśmiech zniknął, jakby ktoś znienacka zgasił światło.
- Lucy! - skarcił ją Zack i przytrzymując za obrożę, podszedł do drzwi. - Nie wolno na nikogo się rzucać - zakazał, gdy prężyła już mięśnie do radosnego powitania. - Tobie też nie - dodał pod nosem. Nawet ślepiec dostrzegłby wygłodniałe spojrzenie Sama."
- Lucy! - skarcił ją Zack i przytrzymując za obrożę, podszedł do drzwi. - Nie wolno na nikogo się rzucać - zakazał, gdy prężyła już mięśnie do radosnego powitania. - Tobie też nie - dodał pod nosem. Nawet ślepiec dostrzegłby wygłodniałe spojrzenie Sama."
Podobnie jak we
wspomnianych przeze
mnie na wstępie trylogiach - to trzecia część okazała się najbardziej
poruszająca. Stare błędy, burzliwe emocje, trudne wybory. Mia i Sam szamotali się, walczyli ze sobą, nie potrafili się porozumieć. Czytało się
szybko, niecierpliwiłam się, by dotrzeć do końca, a jednocześnie czułam
się nieco rozczarowana.
Najprawdopodobniej nie powinnam narzekać na wyidealizowanych bohaterów, skoro świadomie sięgnęłam po romans, ale z czasem staję się bardziej wybredna :/
Najprawdopodobniej nie powinnam narzekać na wyidealizowanych bohaterów, skoro świadomie sięgnęłam po romans, ale z czasem staję się bardziej wybredna :/
Co jeszcze?
Wszystkie trzy bohaterki są... czarownicami. Trudno było się nie uśmiechać, gdy te rozsądne kobiety rozmawiały o kociołkach, a elegancki mężczyzna w garniturze wyciąga z bagażnika różdżkę. Na szczęście tego rodzaju czarów nie było zbyt wiele :) Lubię, kiedy wątki paranormalne są przedstawione w możliwie prosty, logiczny sposób, pozwalający czytelnikowi nadążyć za intrygą. W przypadku "Trzech sióstr" trochę mi tego brakowało - rozumiałam założenia klątwy, to, z czym musiały się zmierzyć siostry, lecz szczegóły, te wszystkie zaklęcia i rytuały, walki wydawały się nieco zbyt zagmatwane - przynajmniej ja nie rozumiałam, co się tam właściwie działo. Tak jak na przykład to, że Mia długo zbierała energię do ostatecznej konfrontacji, napięcie rosło, lecz sama końcówka... była krótka, dość pobieżnie opisana i nie do końca zrozumiała. Po co aż tyle dramatycznych słów i gestów?
Trzeba za to przyznać, że autorka umiejętnie tkała nić tajemnicy - subtelnie sugerowała, w miarę rozwoju akcji dokładała kolejne elementy układanki tak, że powoli wyjaśniało się, co i dlaczego im zagrażało. Liczyłam na to, iż rozwiązaniem będzie nawiązanie do wydarzeń w Salem, jakieś uosobienie fanatycznego strachu ludzi przed niezrozumiałym, a nie - po prostu bezcielesne i nijakie zło. To akurat okazało się rozczarowaniem.
Trzeba za to przyznać, że autorka umiejętnie tkała nić tajemnicy - subtelnie sugerowała, w miarę rozwoju akcji dokładała kolejne elementy układanki tak, że powoli wyjaśniało się, co i dlaczego im zagrażało. Liczyłam na to, iż rozwiązaniem będzie nawiązanie do wydarzeń w Salem, jakieś uosobienie fanatycznego strachu ludzi przed niezrozumiałym, a nie - po prostu bezcielesne i nijakie zło. To akurat okazało się rozczarowaniem.
Trzy kobiety i trzy historie. Blondynka, brunetka i ruda. Opowieść o manipulacji, strachu i przemocy, opowieść o spalającym duszę pragnieniu zemsty oraz opowieść o samotności, strachu przed miłością, która może raz jeszcze złamać serce. Historie, jakie powtarzały się tak wiele razy, w różnym czasie i różnych miejscach.
Podsumowując - "Trzy siostry" to wciągająca książka o sielskim miasteczku i współczesnych czarownicach, kobietach, z których każda musi zmierzyć się ze swoimi problemami. Piękne opisy i ciekawie odmalowani bohaterowie to niewątpliwe atuty, minusami są nieco zbyt zagmatwana sfera "magiczna" oraz wyidealizowani bohaterowie (ale to przeszkadza mi praktycznie przy każdym romansie: wszyscy są tacy śliczni, po początkowych trudnościach stają się niemal wybrańcami losu, kobiety odnajdują niezwykłą siłę, a mężczyźni okazują się ślepo zakochani, wierni i tak doskonale rozumiejący potrzeby swoich partnerek).
Podsumowując - "Trzy siostry" to wciągająca książka o sielskim miasteczku i współczesnych czarownicach, kobietach, z których każda musi zmierzyć się ze swoimi problemami. Piękne opisy i ciekawie odmalowani bohaterowie to niewątpliwe atuty, minusami są nieco zbyt zagmatwana sfera "magiczna" oraz wyidealizowani bohaterowie (ale to przeszkadza mi praktycznie przy każdym romansie: wszyscy są tacy śliczni, po początkowych trudnościach stają się niemal wybrańcami losu, kobiety odnajdują niezwykłą siłę, a mężczyźni okazują się ślepo zakochani, wierni i tak doskonale rozumiejący potrzeby swoich partnerek).
Ach, i jeszcze ten mały, żółty domek :) Chciałabym taki mieć :)
Tom 1 - "Wyspa Trzech Sióstr"
Tom 2 - "Niebo i ziemia"
Tom 3 - "Prosto w ogień"
Trylogia "Trzy siostry" Nory Roberts
Tom 1 - "Wyspa Trzech Sióstr"
Trzy zalęknione czarownice, uciekając przed prześladowaniami, znalazły kryjówkę u wybrzeży Massachusetts – stworzyły czarodziejską Wyspę Trzech Sióstr. Chociaż zyskały na niej spokój, wszystkie zawarły fatalne związki. Teraz Nell, Ripley i Mia muszą ocalić urokliwą wyspę przed dawną klątwą.
Kiedy Nell Channing przybywa na Wyspę Trzech Sióstr, sądzi, że w końcu uciekła przed brutalnością męża. Pogodne, słoneczne dni, a także troskliwa opieka nowych przyjaciół pomagają jej rozpocząć nowe, bezpieczne życie. Zaloty szeryfa Zacka Todda sprawiają, że przyszłość Nell zaczyna wydawać się różowa. Ale na horyzoncie pojawia się zagrożenie. Czy Nell odnajdzie w sobie moc, która pozwoli jej pokonać zło i odkryć miłość?
Tom 2 - "Niebo i ziemia"
Doktor Mac Brooke przyjeżdża na Wyspę Trzech Sióstr zafascynowany niezwykłymi zdolnościami praprawnuczek trzech kobiet, które trzysta lat temu uciekły z Salem oskarżone o czary. Mia i Nell przyjmują go życzliwie, Ripley z dystansem. Ona jedna nie wierzy w magię. Ale to właśnie ona rzuca na Maca najpiękniejszy czar, który może się rozwiać, gdy wyspę nawiedza zło...
Tom 3 - "Prosto w ogień"
Trzy zalęknione czarownice, uciekając przed prześladowaniami, znalazły kryjówkę u wybrzeży Massachusetts - stworzyły czarodziejską Wyspę Trzech Sióstr. Chociaż zyskały na niej spokój, wszystkie zawarły fatalne związki. Teraz Nell, Ripley i Mia muszą ocalić urokliwą wyspę przed dawną klątwą. Zjawiskowo piękna Mia Devlin zamknęła swoje serce przed miłością, odkąd Sam Logan, jeszcze jako młody chłopak, porzucił ją i wyjechał z Wyspy Trzech Sióstr. Kilkanaście lat później Sam wraca, by odnowić dawną znajomość i przejąć rodzinny biznes. Jednak nieufna Mia nie jest już tą samą dziewczyną, którą przed laty zostawił. Dziś jest czarodziejką, prowadzi miłą księgarnię z kawiarnią, ma piękny ogród i grono przyjaciół zaangażowanych w magiczne rzemiosło. Jeśli nie zrozumie ona głosu swego serca i nie dokona właściwego wyboru, w ostatecznym starciu dobra i zła może zwyciężyć zło, które zniszczy wyspę wraz z jej mieszkańcami.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz