Sobotnie przedpołudnie, po supermarkecie kręci się tłum ludzi. Ktoś ma w ręku tylko butelkę mleka i paczkę ciastek, ktoś inny pełen kosz. Kobiety z wózkami próbują manewrować w wąskich alejkach, dookoła atmosfera pośpiechu.
Czynne są dwie kasy, przy każdej - kolejka, długa na może sześć, siedem osób.
- Skandal, żeby przy tylu klientach nie otworzyli więcej kas! - mamrocze pani stojąca przede mną i rozgląda się niespokojnie dookoła.
- Na zapleczu siedzą, nie chce im się ruszyć - komentuje ktoś w drugiej kolejce.
- Niechże pani zadzwoni po kogoś! Ile można czekać.
- Ciężki dzień? - pytam cicho, kiedy przychodzi moja kolej przy kasie.
Głupie pytanie. Pani posyła mi zmęczony, nieco formalny uśmiech. Ledwo zauważalnie wzrusza ramionami. Nie ma czasu na nic więcej.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz