niedziela, 21 września 2014

Recenzja: Magdalena Kozak "Paskuda & Co"


Dawno się tyle nie śmiałam, co przy lekturze tej książki :) To historia urocza, pogodna opowieść, a właściwie seria krótkich historyjek, powiązanych osobami trójki bohaterów. Tak sobie myślę, że dobrym pomysłem byłoby czytanie po jednym rozdziale do porannej kawy - to chyba każdemu zapewniłoby uśmiech na początek dnia :)


"Za górami, za lasami, w niedostępnej krainie król srogi córę swą nadobną w brylantowej wieży z kości słoniowej uwięzić kazał. Niezwyciężonego rycerza, o czarnym sercu, dla ochrony przed chmarą zalotników jej przydał i smoka srogiego przy wieży ulokował. Jednak piękny i mężny królewicz niczego się nie uląkł... Tyle można przeczytać w oficjalnych kronikach, ale wiemy przecież kto płaci kronikarzom. Naprawdę było tak: Król, owszem srogi, córa... o całkiem miłej aparycji, wieża – średni standard niedofinansowanego dewelopera, niezbyt kwalifikowany strażnik, a smok... A smok był faktycznie srogi. I paskudny…"

Księżniczka, strażnik i smoczyca, tj. tytułowa Paskuda, tworzą doskonale zgraną paczkę. Na kolejnych stronach bohaterowie to sobie dogryzają, to spotykają najróżniejsze postaci: od dzielnych (i raczej pechowych) rycerzy poczynając, przez trubadurów, wiedźmy, zbójców, na innych smokach skończywszy :) Wspólnymi siłami radzą sobie z przeciwnościami losu (również tak banalnymi jak pryszcze czy złośliwy urzędnik), wspierają się, a kiełkująca powoli przyjaźń raz po raz wystawiana jest na próby.

"Kropka rosła, zbliżając się, ujawniała szczegóły swojej tożsamości. Bez wątpienia Rycerz na koniu. Księżniczka popatrzyła z dezaprobatą. Przeszła na drugą stronę Wieży, tę od jeziora.
– Te, Paskuda – zawołała głośno, wychyliwszy się przez okno. – Rycerz jedzie.
Nic się nie stało.
– Paskuda! – powtórzyła Księżniczka. – Wstawaj! Micha! Podano do stołu!
Woda zabulgotała. Z gwałtownym plaśnięciem z głębiny wynurzyło się olbrzymie, zaspane oko, na wpół przykryte zieloną, chropowatą powieką. Załypało niepewnie, po czym jakby oprzytomniało nieco. Podążyło w górę, wyłaniając się z wody razem z drugim okiem i resztą potwornego pyska.
– Mniam? – zapytała Paskuda nieufnie.
– Tak, mniam – westchnęła Księżniczka. – Znowu przywlokło jakiegoś łowcę przygód...
– Mniam! – zgodziła się z nagłym entuzjazmem Paskuda.
Wstała powoli, przeciągając się wśród ogłuszającego szumu przelewającej się wody. Ogromne, zielone, kostropate cielsko zachrzęściło, zazgrzytało. Paskuda z wyraźną przyjemnością rozłożyła błoniaste, podobne do nietoperzych skrzydła i spojrzała prosto w przedwiosenne słońce.
– Schowaj się, głupia! – ofuknęła ją Księżniczka. – Jak cię teraz zobaczy, spierniczy, zanim zdąży zrozumieć, co widział. I na tym będzie koniec, po obiedzie, zero mniam, kapujesz?
Paskuda obrzuciła ją złym spojrzeniem, zanurzyła się jednak posłusznie.
– Ależ to głupie bydlę – skonstatował Strażnik, stając na brzegu.
Oszkalowana nikczemnie bestia wynurzyła się na mgnienie oka i strzeliła w niego precyzyjnym strumieniem lodowatej wody. Strażnik zaklął pod nosem, przemoczony od stóp do głów.
(...)

Księżniczka postanowiła przystąpić do wypełniania obowiązków. Usiadła znów na parapecie.
– Po-mo-cy – wydeklamowała. – Ra-tun-ku.
Rycerz cwałował ku niej z zapałem. Najwyraźniej narzucił ostre tempo, był już bowiem nieźle widoczny. Księżniczka przyjrzała mu się wnikliwie. Sylwetka owszem, niczego sobie. W siodle się trzyma prosto i pewnie. Wysportowany, znaczy się. Co do urody trudno powiedzieć. Ten cholerny hełm prawie wszystko zasłania, niewiele widać, niestety. Chyba blondyn, bo to raczej nie słoma mu tam z tyłu wystaje... No i co poza tym: oczy ma, nos też, ręce ma, nogi ma... Do czasu, oczywiście. Jak to z rycerzami bywa.
– Po-mo-cy – westchnęła Księżniczka z wysokości swego okna w Wieży.
Pogrzebała lewą ręką w kuferku, wyciągnęła chusteczkę. Machnęła nią raz i drugi, dosyć niemrawo.
Rycerz był już blisko. Odsłonił przyłbicę, ukazując wcale przyjemne oblicze.
– Uratuję cię, o pani! – zakrzyknął wzniośle.
– Czekam na to od lat! – odparła Księżniczka, pilnując skrupulatnie, by w jej głosie nie zabrzmiała ani jedna nuta cynizmu.

 (...)
– No i umrę dziewicą – westchnęła Księżniczka bez nadmiernego żalu w głosie."

Książka jest po części bajką, po części pastiszem znanych historii, kabaretem. Autorce udało się przemycić trochę uniwersalnych prawd, subtelnych aluzji oraz spostrzeżeń na temat społeczeństwa czy sterujących nim mechanizmów. Mimo iż spora grupka śmiałków zostaje przez smoka pożarta, nastrój opowiadania pozostaje całkiem pogodny :) Wręcz przeciwnie, trójce bohaterów trudno nie kibicować :) Bajkowy świat wcale nie jest tak różny od tego nam znanego, a z upływem czasu może się okazać, że ambitne plany wcale nie są ciekawsze od rzeczywistości :)

"Zeszli po schodach, wyszli na skrzypiący od mrozu śnieg. Powoli zapadał już zmrok. Świeżo zrąbana choinka stała tuż za Wieżą w specjalnym metalowym rusztowaniu. Nie było jednak na niej ani jednej bombki, ozdóbki czy świeczki, nic. Księżniczka popatrzyła na Strażnika pytająco.
– Z braku odpowiednich materiałów... – oznajmił zdecydowanie – wybraliśmy rozwiązanie pośrednie. – Skinął ręką. – Pasiu... zaczynaj, proszę!
Smoczyca przysiadła przed drzewkiem, skupiła się jak przed niesłychanie ważnym zadaniem... I zionęła precyzyjnym strumieniem ognia. Drzewko zajęło się natychmiast.
– Usiądź, pani. – Strażnik wskazał kilka skór umieszczonych na drewnianych balach. – Choinka już się pali, a my pośpiewamy kolędy..."

"Paskudę" czytałam podczas podróży, na głos, pomijając tylko niektóre fragmenty - zbyt dosadne lub przeznaczone dla dorosłych. Zarówno mąż, jak i Skrzat śmiali się ze mną i domagali się kontynuacji :) Szkoda, że książka kończy się w tak niespodziewanym momencie, mam nadzieję, iż powstanie druga część :)

Moja ocena: 7/10

"Rycerz popatrzył na niego z miażdżącą pogardą.
– To ja wybieram dzień mojego Przeznaczenia! – oznajmił. – Teraz albo nigdy, stawaj do walki, potworze!
Paskuda popatrzyła na niego ze łzami w oczach.
– Mniam ble – stwierdziła w odpowiedzi i demonstracyjnie odwróciła się tyłem.
Rycerz pokręcił głową z wyraźnym osłupieniem.
– To oburzające – oświadczył.
Strażnik, chcąc nie chcąc, musiał się zachować.
– Stawaj do walki! – powiedział, wzdychając ciężko i wyciągając z pochwy elegancki czarny miecz.
Czarny Rycerz popatrzył na niego z wysokości swego konia. Nagle załkał głębokim, zduszonym szlochem, jakby coś w nim pękło.
– Nie wygłupiaj się – powiedział drżącym głosem. – Ciebie to przecież zabiję od razu. O smoka mi chodzi...
– Wcale nie jestem ładna – zawyła Księżniczka z okna z desperacją w głosie. – A jak się robi gorąco, wyskakują mi paskudne pryszcze! I mam nieciekawy charakter. A ojciec w ogóle nie ma pieniędzy...
Rycerz machnął tylko w jej kierunku ręką. Wzgardliwie. 

– Wiem, wiem – rzucił. – Zresztą wszyscy wiedzą..."

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...