Czekałam, czekałam na ten urlop całe lato. W końcu pogoda się zepsuła, więc pojechaliśmy.
Tak bywa. Zawczasu nastawialiśmy się, że nie będzie upalnie, mimo to trochę rozczarowania było. Bo choć nie przepadam za skwarem, w mieście ciężko się go znosi, lecz czasem dobrze się jest wygrzać. Wiosną trafiliśmy w Grecji na wyjątkowo deszczową pogodę, nad naszym morzem co prawda nie padało (aż tak bardzo), ale było raczej chłodno.
To nic. Skrzat się dobrze bawił (a ja doczekałam się synowej), ja z mężem miałam trochę czasu dla siebie :) W końcu mogłam też sobie posiedzieć z książką: kawa, huśtawka, poducha, koc i wciągająca lektura. To jest to :) Na plaży i tak nigdy za długo nie potrafiliśmy siedzieć, a w ruchu - na spacerze czy na rowerze - przynajmniej się rozgrzewaliśmy.
Lubię Pobierowo: brak tam większych budynków, miasteczko jest zaciszne i malowniczo ukryte w lesie. Już sam spacer bocznymi uliczkami sprawiał przyjemność, podziwialiśmy różne ładne domki. Pieszo dotarliśmy do Trzęsacza, na rowerach jeszcze dalej. Zdjęcia z wyjazdu pewno będę przez jakiś czas jeszcze wklejać...
Wróciliśmy do deszczowej wrześniowej rzeczywistości z poczuciem, że to były fajne, relaksujące dwa tygodnie. Szkoda tylko, że podładowane w czasie urlopu akumulatorki tak szybko znów się rozładowują.
Też uwielbiam Pobierowo ale nie w okresie najazdu urlopowiczów :)
OdpowiedzUsuńSuper wpis
OdpowiedzUsuń