Gdyby ktoś zapytał mnie o moją ukochaną książkę... miałabym spory problem. Równie ciężko wskazać byłoby mi tę, którą uważam za naj... najlepszą (rozwijającą, ambitną, stanowiącą wyzwanie, prowadzącą do katharsis, etc.). Kiedyś notowałam sobie przeczytane tytuły, dziś ta lista, chociaż od dawna nieaktualizowana, jest baaardzo długa. Lecz wiele pozycji nic mi już nie mówi :)
Swoją wyliczankę zaczynam zwykle od pisarzy rosyjskich - nieśmiertelny Fiodor Dostojewski czy Lew Tołstoj. "Wojna i pokój" jest może długa, ale jeśli odjąć sceny bitewne - to moim zdaniem jeden z najbardziej poruszających obrazów, jakie czytałam. Do tej pory mam żywo w pamięci umieranie księcia Andrzeja, absolutnie mistrzowski opis - nie ma to jak wybrać sobie wyjątkowo uroczą scenę... W tych powieściach z przyjemnością smakuję to, czego brak mi na co dzień - spokojnie prowadzone rozmowy, gdzie liczy się każde słowo, a zdania kryją w sobie więcej niż jedno znaczenie. Duże wrażenie zrobił na mnie również "Cichy Don" Michaiła Szołochowa, pomimo iż wszystko, co ociera się o czasy rewolucji bolszewickiej, zwykle mnie irytuje.
Nie przepadam za zestawieniami typu "książki, które koniecznie musisz przeczytać", zwykle takie listy budzą we mnie sprzeciw jako zbyt snobistyczne lub dla odmiany zbyt szybko kwalifikujące kolejne pozycje jako "bestsellery". Wydaje mi się jednak, że istnieje coś takiego jak klasyczna biblioteczka, książki, które po prostu wypada znać nawet, jeśli po ich przeczytaniu nie ma się już ochoty do nich wracać.
Tych, do których już z pewnością nie wrócę, nie będę tu wymieniać :)
W mojej klasycznej biblioteczce, poza wspomnianymi wyżej Tołstojem i Dostojewskim, z pewnością znalazłyby się takie pozycje, jak "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta, "Komu bije dzwon" Hemingwaya, "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa, chyba wszystkie książki Marqueza, Carpentiera oraz Saramago (jeszcze nie znalazłam takiej, która by mi się nie spodobała). Szczególnie Marquez ma w sobie coś takiego, że przenoszę się z nim do innego świata :) Sporo miejsca zarezerwowałabym dla Manna - Tomasza, nie jego brata Heinricha, z którym swego czasu musiałam się męczyć w oryginale. "Czarodziejska Góra" czy "Józef i jego bracia" to książki, których po prostu nie da się zapomnieć ani też streścić w paru słowach. Dla mnie - arcydzieła literatury. Skoro piszę o tych dla mnie najważniejszych, wypadałoby wspomnieć o "Egipcjaninie Sinuhe" autorstwa Miki Waltari (przez którą to książkę przez długi czas fascynowałam się historią starożytną) czy "Imieniu róży" Umberto Eco. Mało oryginalnie? Mniejsza o to, moim zdaniem warto :)
Mogłabym jeszcze wymieniać - Szekspir, Neverly, Stendhal, Dickens, lecz poszczególne książki stanowią dziś już raczej niezbyt wyraźne wspomnienie, bardziej "odhaczoną" pozycję niż coś, co mogłabym entuzjastycznie polecać.
Od dziecka zaczytywałam się w powieściach Fiedlera i Szklarskiego, z równym zapałem pochłaniałam Sienkiewicza, Verne'a, Dumas i Londona. Kiedy w moje ręce wpadła trylogia Tolkiena, pokochałam świat szeroko pojętej fantastyki - przede wszystkim książki Ursuli Le Guin (cykl "Czarnoksiężnik z Archipelagu", ale nie tylko), G.G. Kay, Sapkowskiego, Ziemiańskiego, Wiery Kamszy. Wciągnęły mnie też powieści takich autorów jak Isaac Asimov, Dick, Frank Herbert i wielu, wielu innych. Ba, przeczytałam nawet kilka opowiadań Lovecrafta - w końcu klasykę trzeba znać - ale do niego raczej wolałabym już nie wracać :)
Ostatnią kategorią książek, o których chciałabym wspomnieć, są te... historyczne. Co tu dużo mówić, jestem ciekawskim stworzeniem i lubię dużo wiedzieć. Publikacje Ericha von Danikena chyba tylko nieliczne (liczne??) grono jego fanów traktuje poważnie, na mnie jednak swego czasu zrobił wrażenie. Jego tezy są śmiałe, bardzo śmiałe i chwilami wręcz śmieszne, lecz trzeba przyznać, że facet zna się na historii, nauce, religii i wykorzystuje luki oraz nieścisłości, wypełniając je swoimi teoriami. Całkiem poważnym i solidnym materiałem jest natomiast "Bogowie, groby i uczeni" Cerama, polecam wszystkim ciekawym historii starożytnej. To podstawa :) Zaraz obok nich - książki chociażby Kosidowskiego i Jasienicy.
Ilekroć jestem u rodziców i zatrzymuję się przed ich biblioteczką, stale rosnącą, tylko ciężko wzdycham (w księgarniach zupełnie się już gubię w tym gąszczu kolorowych wydań, z których niestety wiele interesującą ma wyłącznie okładkę). Tyle jeszcze chciałabym przeczytać... Skąd na wszystko wziąć czas?
Ech, mam nadzieję, że trochę jeszcze uda mi się go znaleźć...
Ech, mam nadzieję, że trochę jeszcze uda mi się go znaleźć...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz