Dziś jest Międzynarodowy Dzień Kota... albo coś w tym duchu. To wypadałoby pokazać trochę kocich zdjęć? Moja paskuda pyskuje mi, jak to kobieta, kłóci się ze mną przy każdej okazji, strzela fochy, by najpóźniej wieczorem zwinąć się w ciepły, mruczący kłębek na moich kolanach.
I jeszcze najnowsze wieści z frontu.
Dziś nie można było mieć wątpliwości, że to wciąż zima - pomimo iż temperatura oscylowała około zera, chłód przenikał aż do kości. Może to ta wilgoć w powietrzu, może znużenie tą paskudną porą roku. Ale... te maleńkie oznaki nie ustępują pola, pozwalają wierzyć, że jeszcze trochę i przyjdzie wiosna.
Ostatnie zdjęcie jest nieostre, nie chciałam klękać na mokrej ziemi ;) Nie pamiętam, co tam posadziłam - liliowiec albo eremurus, nie spodziewałam się kiełków już w lutym. Miła niespodzianka, oby tylko nie ucierpiał od mrozów.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz