Demokracja, równouprawnienie, prawa człowieka, zakazy dyskryminacji czy mobbingu... Wszystko to pięknie wygląda, na papierze. Na ulicy - kiedy się obserwuje spieszących w różnych kierunkach ludzi - również wszystko wydaje się być w porządku.
Dopiero kiedy zajrzęć głębiej...
Mimo tych pięknych haseł wciąż tak powszechny jest męski szowinizm oraz wykorzystywanie przewagi - fizycznej czy społecznej - wobec kobiet. Raz po raz wybuchają afery, jak ta niedawna związana z kręgami modelingu, gdy okazało się, jaką cenę musi zapłacić większość dziewczyn marzących o choćby maleńkiej szansie na karierę na wybiegu. Taka presja z seksualnym podtekstem nie jest jednak zarezerwowana tylko dla określonych branż - wykorzystywanie pozycji pojawia się przy każdej okazji, również w tych środowiskach, które cieszą się społecznym poważaniem.
Eleganccy, wykształceni panowie, na wyższych stanowiskach (gdyż nie mieli przerwy w karierze, by zająć się rodziną), co dzień szanowani i ich ofiary, obawiające się o pracę (a czasem i liczące na awans - tylko może niekoniecznie tą drogą). Można powiedzieć, że same są sobie winne - powinny odejść, jeśli im to nie odpowiada. Albo zgłaszać przypadki molestowania. W praktyce jednak to nie takie proste - znaleźć dziś pracę trudno, szczególnie, jeśli ktoś szuka w wąskiej branży, gdzie wszyscy się znają. Te sytuacje zwykle balansują na granicy, nie sposób dowieść przekroczenia prawa.
Ilekroć słucham lub czytam o kolejnej historii - chce mi się krzyczeć w proteście.
Wiele można byłoby jeszcze o tym napisać, o niuansach różnych sytuacji, o braku solidarności między kobietami i tym, jak one same potrafią wykorzystać sytuację... Nie chodzi też o to, by doprowadzić do sytuacji podobnej jak w Stanach, gdzie mężczyzna obawia się wsiąść do windy sam na sam z kobietą...
Ale tak, jak sytuacja wygląda obecnie, być nie może. Dlatego uważam, że należy o tym mówić, dyskutować, nagłaśniać problem. Może kiedyś, w końcu, coś się zmieni w mentalności...
Eleganccy, wykształceni panowie, na wyższych stanowiskach (gdyż nie mieli przerwy w karierze, by zająć się rodziną), co dzień szanowani i ich ofiary, obawiające się o pracę (a czasem i liczące na awans - tylko może niekoniecznie tą drogą). Można powiedzieć, że same są sobie winne - powinny odejść, jeśli im to nie odpowiada. Albo zgłaszać przypadki molestowania. W praktyce jednak to nie takie proste - znaleźć dziś pracę trudno, szczególnie, jeśli ktoś szuka w wąskiej branży, gdzie wszyscy się znają. Te sytuacje zwykle balansują na granicy, nie sposób dowieść przekroczenia prawa.
Ilekroć słucham lub czytam o kolejnej historii - chce mi się krzyczeć w proteście.
Wiele można byłoby jeszcze o tym napisać, o niuansach różnych sytuacji, o braku solidarności między kobietami i tym, jak one same potrafią wykorzystać sytuację... Nie chodzi też o to, by doprowadzić do sytuacji podobnej jak w Stanach, gdzie mężczyzna obawia się wsiąść do windy sam na sam z kobietą...
Ale tak, jak sytuacja wygląda obecnie, być nie może. Dlatego uważam, że należy o tym mówić, dyskutować, nagłaśniać problem. Może kiedyś, w końcu, coś się zmieni w mentalności...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz