Już kwiecień. Czwarta część roku minęła po cichu, prześlizgując się niemal niezauważona między sennymi dniami i chłodnymi nocami. Zbyt szybko ucieka ten czas, zbyt wiele można stracić, wciąż tylko czekając na coś...
Udało mi się dzisiaj pokonać szare, deszczowe otępienie i zrobić wiosenne porządki. Jaśniejsze okna, zielone zasłony i poduszki, trochę drobiazgów, wnoszących do wnętrza świeżość i promyki słońca. Kusi mnie, by znów przynieść z piwnicy maszynę, wyciągnąć ukryte na dnie szafy kawałki lnu, satyny, przebrać wstążki, perełki i uszyć coś nowego, dodać jeszcze jeden element układanki. Zbyt wiele jednak spraw czeka niezakończonych - liliowy naszyjnik, który zaczęłam robić w grudniu, cierpiące w zbyt ciasnych już doniczkach kwiaty, album, do którego nawet jeszcze nie wybrałam zdjęć...
Pierwsze w tym roku zdjęcia z pierścieniami. Obiektyw macro (taki 70-300 mm) wciąż od czasu do czasu kusi, ale... Nie na tyle często, żebym o nim poważnie myślała. Może łatwiej byłoby w nim ustawić ostrość, nie musiałabym się sama męczyć, jakoś jednak nie wierzę, że rozwiązałby wszystkie problemy... Na przykład problem obiektu uciekającego w momencie, gdy ustawiłam już sobie kadr.
Już kwiecień... Czekam, aż odżyją łąki, zalewając przestrzeń soczystą zielenią, cętkowaną białymi i żółtymi plamkami pierwszych polnych kwiatów. Może gdy nasycę oczy tym kolorem, mój uśmiech stanie się prawdziwy, taki od serca?
Mam plan. Znalazłam ostatnio spódnicę. Tak długą, że pląta się po ziemi, tak lekką, że faluje przy najmniejszym ruchu. Lekkość jedwabiu, przyciągająca wzrok krwista czerwień. Pasujący do tego gorset.
I jeszcze namówić męża na sesję zdjęciową.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz