Dlaczego zdecydowałam się na Twilight fanfiction?
Nie wiem. Nie potrafię tego nawet samej sobie przekonująco wytłumaczyć. Sagę czytałam w okresie, kiedy rozpaczliwie potrzebowałam czegoś, co mnie rozproszy... Byłam na krawędzi załamania. Nie, właściwie to poza nią. I te książki, choć bardzo naiwne i wyjątkowo "amerykańskie" - podziałały. Może to dlatego czuję do nich taki sentyment, związany nie tylko z ich treścią, co z sytuacją. To była moja pierwsza ucieczka.
Do świata fanfiction trafiłam zupełnie przypadkiem. Z początku... nie potrafiłam się w nim odnaleźć, te wszystkie opowiadania wydawały mi się takie... dziwne. Jak można odmieniać te imiona przez wszystkie historie tego świata? I zresztą nie tylko tego świata... Ale czytałam, bo to wciągało - gwarantowało, że w moich myślach będą całkiem miłe fantazje, a nie nieustający żal.
W pewnym momencie poczułam potrzebę, aby samej coś napisać. Przecież takie historie siedziały w mojej głowie od kiedy pamiętam. Zmieniała się ich treść, dojrzewała razem ze mną. Teraz wystarczyło nadać im właściwe imiona, ubrać w słowa... Wahałam się, czułam niepewnie, miałam wątpliwości... Aż w końcu któregoś dnia usiadłam i zaczęłam pisać.
Nie potrafię sobie wyobrazić, że piszę o innych bohaterach. Zupełnie mnie to nie wciąga. Może kiedyś przyjdzie i na to pora...
Nie potrafię sobie wyobrazić, że piszę o innych bohaterach. Zupełnie mnie to nie wciąga. Może kiedyś przyjdzie i na to pora...
Pierwsze były "Złe wspomnienia". To chyba najbardziej osobiste z moich opowiadań. Nie, nie mam żadnych doświadczeń z mafią czy porwaniami... Ale umieściłam tam wiele wspomnień z okresu moich studiów, niemal wszystko - akademik, biblioteka, ulubione miejsce nad rzeką, nawet ten klub studencki (tam "Cave", u mnie "Grotte")... I bohaterowie, którzy mieli swoje pierwowzory w rzeczywistości. I moje najukochańsze góry - pisałam o nich prosto z serca.
Kiedy czasem wracam przekartkować sobie "ZW", jestem przerażona ilością błędów. Nie tylko literówki, powtórzenia, zgrzyty stylistyczne... Teraz - wiele rzeczy napisałabym inaczej. Staranniej skonstruowała fabułę...
Może kiedyś jeszcze to poprawię. A może nie. Nie chce mi się już chyba jednak wracać. Wolę zająć się nowymi pomysłami, które wciąż kłębią się w mojej głowie...
Pisząc "Azyl"czułam się już swobodniej. Lepiej orientowałam się w technice, starałam się pilnować czasu przeszłego, zwracałam baczniejszą uwagę na słownictwo. Wiedziałam mniej więcej, jaki efekt chciałam osiągnąć i staranniej zaplanowałam fabułę, pilnując, by powoli odsłaniać tajemnice... Tak, jak nie miałam nigdy problemów z postacią Belli, dość łatwo się z nią utożsamiając, tak przy "Azylu" sporo problemów sprawiał mi Edward. Nie chciałam robić z niego playboya, nie chciałam go zbyt "mądrego", bo nie byłoby frajdy w dawaniu mu nauczki... W pewnym momencie byłam bliska załamania, czułam, że wyszła mi z niego taka nieciekawa ciepła klucha. Gdyby nie gorące wsparcie ze strony Spaz i Lusi, nie dokończyłabym tego...
W tym ff również umieściłam sporo osobistych treści - moją filozofię życiową, moje marzenia o małym domku wśród zieleni...
Mogę powiedzieć, że dopiero MSAP pisałam w pełni świadomie. Tam również jest sporo błędów, wiele mogłabym zmienić... Pisałam już o tym opowiadaniu w jednym z wcześniejszych postów. Zaskoczyło mnie samą, rozwinęło się w coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Ale też dostarczało ogromnych emocji, wiele radości. Nie mogłam uwierzyć, gdy w pewnym momencie pisałam po 30-40 stron tygodniowo. Wspaniały doping ze strony wyjątkowych ludzi bardzo mi w tym pomagał. Gdybym pisała to spokojniej, nie spiesząc się - być może uniknęłabym błędów. Nie potrafiłam jednak zwolnić tempa, czułam się jak w transie, a jednocześnie - byłam tym coraz bardziej znużona i przytłoczona tą historią...
MSAP, w przeciwieństwie do dwóch pierwszych opowiadań, nie był inspirowany moimi wspomnieniami czy podejściem do życia. Wpływał za to dość mocno na mnie - pisząc z perspektywy sześciu różnych osób, angażując się w ich intensywne emocje... przeżywałam to z nimi. Sama już nie wiem, na ile moje nastroje wpływały na treść rozdziałów, a na ile - akcja opowiadania wpływała na mnie...
"Bandytę" biorę jak na razie "na chłodno". Skupiam się na komplikowaniu fabuły, wymyślaniu siatki zagadek... Palce aż palą mnie do spisywania tego wszystkiego, co powstaje w mojej głowie... Nigdy nie interesowałam się westernami, ale teraz, szukając wiedzy, materiałów, weszłam głęboko w ich świat. I doskonale się bawię.
Miniaturki z kolei... Czasem w mojej głowie pojawia się jakiś obraz. Emocja. Wspomnienie. Sytuacja. Sen. Coś zbyt drobnego, by zbudować z tego opowiadanie, ale też zbyt intensywne, by ot tak pozbyć się tego z myśli... "Ostatni raz" powstał pod wpływem bardzo smutnych wiadomości. Musiałam to z siebie wyrzucić. Pomysł na "Urlop" narodził się w czasie... urlopu w Bieszczadach, kiedy nocą hałasujące pod dachem kuny nie pozwalały mi zasnąć. Otoczona romantycznymi i dramatycznymi historiami z tamtego regionu wyśniłam horror. Napisać udało mi się go dopiero w domu i to za dnia - wieczorami nie potrafiłam do tego usiąść. "Wyśniony" powstał z myślą o Spaz, pewnego dnia po prostu to zobaczyłam. "Świeca" narodziła się, gdy czytałam bajki na dobranoc... Kartkowałam tom Andersena i wtedy uświadomiłam sobie, że te baśnie wcale nie muszą być radosne...
Mam jeden projekt rozpoczęty, smutny raczej i trudny. Kochana V. bardzo mnie zmotywowała swoją recenzją, lecz na razie nie potrafię się jeszcze za niego zabrać. 3 rozdziały i nijak nie chce się dalej posunąć. Nosi mnie za to, by napisać dwie miniaturki. Jedna - w związku z nadchodzącym latem - będzie o górach, tytuł roboczy "Burza". Druga - "Przysięga", będzie trzyczęściowa, w formie kartek z pamiętnika. Obawiam się, że jej treścią bardzo się narażę. Trudno. Już od dawna chciałam zmierzyć się z tym tematem...
I gdzieś tam w zakamarkach mojej świadomości znów krąży mroczny, tajemniczy i niebezpieczny Edward... Jeszcze nie wiem, kim dokładnie będzie, ani gdzie mieszka... Ale intryguje mnie i rozprasza...
Wierzę Aniu że to wciaga, wyobrażam sobie, ajk idziesz ulicą wracając z pracy, zamyślona, a w twojej głowie tworzą się nowe styuacje, dialogi...to musi być ekscytujące.
OdpowiedzUsuńNie odbierałabym tego jako zajęcie myśli, raczej widzę jak się w tym realizujesz, jak staje się to twoja pasją i oto chodzi :)