Smutek atakuje tak nagle. Wystarczy, że spojrzę nie w tą stronę, gdzie trzeba, nie odwrócę się w porę... Zobaczę coś, co mi przypomni.
I przeszywa fala bólu... Żołądek ściska mi się z żalu i muszę walczyć ze łzami.
Za bardzo to przeżywam?
Może, taka już jestem. Wiem, że są na świecie prawdziwe nieszczęścia. Jednakże to jest mój osobisty problem, ważny dla mnie. I trudny.
Czy to jest zazdrość? Jeśli zazdrością jest, że sama bym tak chciała - to tak, jestem zazdrosna.
Czy to jest zawiść? Nie, bo każdy ma prawo do szczęścia.
Przede wszystkim to przypomina. Mogę się pilnować, zapełniać myśli rzeczami nieszkodliwymi, pogodnymi, ale w takiej chwili całe moje opanowanie szlag trafia. Znów mam ochotę uciec, zwinąć się w kłębek i pogrążyć w rozpaczy...
Są lepsze i gorsze okresy, teraz jestem akurat przemęczona... Mam dość tego, że całymi dniami jesteśmy ze Skrzacikiem sami... Że wszystko jest na mojej głowie... Że nawet, jak mąż jest w domu, to i tak pracuje... Że przez tą pracę tracimy więcej, znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać...
Wiem, rozumiem i po prostu nie wiem co napisać...przestałąm mieć wyrzuty, ze jestem złym człowiekiem, bo zazdroszczę, bo chce dla siebie szczęścia gdy wokoło dzieją sie straszne rzeczy...każdy ma prawo do szczęścia i walki o nie, a że to czasami nie wychodzi, ze trzeba czekac latami...to boli...
OdpowiedzUsuńco moge dodać.... poprostu czasem płakać się chce z tej bezsilnosci....
OdpowiedzUsuń