sobota, 30 maja 2015

Adrian Tchaikovsky "Cienie pojętnych" t. 1 - "Imperium Czerni i Złota"



Zanim wzięłam się za lekturę "Imperium Czerni i Złota" Adriana Tchaikovky'ego, pierwszego tomu serii "Cienie pojętnych" - jak rzadko - przeczytałam parę recenzji. Teoretycznie więc wiedziałam, czego się spodziewać, a mimo to ciężko było mi przebrnąć przez początek.Później, gdy akcja się rozkręciła, wciągnęłam się, lecz nie na tyle, by sięgać po kolejne tomy.

To dobry kawałek fantasy, oryginalny i wielowątkowy, z imponująco prezentującym się uniwersum i sporą grupą ciekawych postaci. Mimo to... Zdarza się, że czuję przywiązanie do książki, którą sama uznaję za słabą, zdarza się również, iż nie mogę się przekonać do dzieła przez wielkie "D". To kwestia gustów czytelniczych, nastawienia, okoliczności, etc. Doceniam zalety "Imperium Czerni i Złota", ale ja i ta książka nie pasowaliśmy do siebie.



Państwa-miasta Nizin od dziesięcioleci żyją w pokoju, chronione przez traktaty, handel i wiarę w racjonalny charakter ich sąsiadów, są bastionami cywilizacji dobrobytu i wyrafinowania. Tymczasem na dalekich rubieżach Imperium Os pochłaniało kolejne miasta, wysyłając w bój doskonale wyszkolone armie, maszyny i morderczą Sztukę... Teraz zaś jego łaknienie podboju i wojny rozogniło się tak, iż nic już nie zdoła go zaspokoić.
O tym, że długie czasy spokoju dobiegły końca, wie jedynie starzejący się Stenwold Maker, doświadczony szpieg, wynalazca i mąż stanu. Na jego barki spada obowiązek otwarcia oczu nieświadomym zagrożenia ludziom, zanim fala czerni i złota przetoczy się po Nizinach, wypalając wszystko, co stanie jej na drodze.

Przedtem jednak musi dołożyć starań, żeby nie zostać najnowszą ofiarą Imperium. 


Lubię i szanuję kreatywnych autorów, zawsze delektuję się tymi rzadkimi okazjami, gdy trafiam na jakieś oryginalny świat. I pomysł Adriana Tchaikovskiego jest bez wątpienia oryginalny, jednakże czytając opisy tych wszystkich owadopodobnych ras, żukowców, mrówców, much, os czy modliszek, czułam się trochę, jakbym znalazła się w dziwnej bajce dla dzieci. Przyznaję, że pierwszych 50 stron (takich raczej drobną czcionką) z trudem przemęczyłam. Akcja rozkręcała się bardzo niemrawo, wszystko wydawało się zbyt zagmatwane (nie mylić z "intrygująco tajemnicze" - żeby pojawiło się napięcie, czytelnik powinien mieć chociaż jakieś podstawowe informacje, jakąś zagadkę, której rozwiązania z niecierpliwością wypatruje), a bohaterowie - płascy i nieciekawi. Tak, jakby sam autor nie był pewien, w którym kierunku pchnąć fabułę albo co zrobić z wprowadzonymi na scenę postaciami.

Dopiero później wydarzenia nabrały tempa i zrobiło się trochę bardziej interesująco, a ten dobry rytm utrzymał się już do samego końca. To bez wątpienia plus.

Kiedy już oswoiłam się z "owadzimi" nazwami i przestałam kojarzyć je z bajkami, mogłam uważniej przyjrzeć się bohaterom. Choć z rozwojem fabuły nabrali życia, to nadal byli dość schematyczni, szczególnie czwórka głównych bohaterów, studenci, których nieoczekiwane wydarzenia skierowały na dość niebezpieczną drogę. Przeciętna (przynajmniej w swoich własnych oczach) Che, która stara się dorównać "lepszym" towarzyszom, gapowaty Totho (który bardzo przypominał mi Sama z "Władcy Pierścieni"), piękna Tynisa - zwinna i przebiegła, ale też bardzo lojalna i trochę zagubiona, zręczny i bardzo pewny siebie Salma, arogancki arystokrata, Tisamon - doskonały szermierz o poharatanej duszy, tajemniczy Achaeos, i wielu, wielu innych...

Książka jest wyjątkowo przesycona popularnymi motywami - zderzenie różnych cywilizacji, bezwzględni najeźdźcy kontra zaślepieni na rzeczywistość uczeni oraz kupcy, ścieranie się starej i nowej potęgi, wyprawa na odciecz uwięzionym przyjaciołom, upokorzenie niewolników i okrucieństwo ich panów, rozterki moralne bezwzględnego szpiega, spotkanie ojca z nieznaną mu córką, miłość przyjaciela, zdrada, magia kontra nauka, itd.

Ponieważ autor nie zdecydował się łagodnie wprowadzić czytelnika w opisywany świat, lecz wrzucił go od razu w sam środek bitwy, musiałam sama stopniowo uporządkować wiadomości - które rasy są stare (tzw. niepojętne, oddane magii oraz sztuce), a które nowe, pojętne (posługujące się maszynami i nauką, tworzące nowy ład, można powiedzieć demokratyczny i kapitalistyczny). Obraz, jakie wyłania się ze stron "Imperium Złota i Czerni" robi wrażenie - kontrast wspomnień o dawnej potędze krain rządzonych przez starożytną cywilizację ciem, traktujących inne rasy jak niewolników, w porównaniu z panującymi od kilkuset lat żukowcami i mrówkami, zadowolonymi ze swoich wynalazków i przekonanymi o własnej wyższości nad pomylonymi ćmami, pokazuje się w pełni, gdy Che odwiedza miasto ciem. Do tego dochodzą wzmianki o innych krainach (jak np. Wspólnota ważek, istot szanujących dawną wiedzę, poetów czy też kraj dekadenckich pająków, bez końca snujących swoje intrygi), a także coraz bliższe zagrożenie w postaci imperium os - bezwzględnych, zdecydowanych podbić i zniewolić wszystkie rasy. Zagrożenie, w które nie chce uwierzyć nikt poza garstką straceńców.

Spośród całej drużyny bohaterów najwięcej sympatii wzbudziła we mnie Che - wydawała się najbardziej wiarygodna. Nie dysponowała żadnymi super mocami, wydawała się najsłabszym, najbardziej nieporadnym członkiem drużyny, lecz miała w sobie innego rodzaju siłę - lojalność, wiarę wyznawanym wartością. Dbała o swoich, nie była jednak bohaterką - unieruchomiona na stole tortur krzyczała ze strachu. Starała się patrzeć ponad uprzedzeniami. Taka... bardzo pozytywna osóbka :)

Najbardziej interesującą postacią okazał się za to - moim zdaniem - Thalryk, przedstawiciel wrogów. Choć chwilami wydawał się przerysowany (z tym ślepym oddaniem służbie imperium, z nieomylną inteligencją szpiega oraz tak uroczymi rozterkami moralnymi), to te pęknięcia w jego zbroi były zaznaczone na tyle subtelne, że nie irytowały.

To nie jest zła książka. Operowanie tak sporą grupą postaci (gdy punkt, z jakiego prowadzona jest narracja, przeskakuje pomiędzy nimi) robi wrażenie. Autor przedstawia schematy funkcjonowania społeczeństw, które dość łatwo można przełożyć na naszą rzeczywistość, a poruszane przez niego problemy i podnoszone pytania, zachęcają do refleksji. Dlatego kiedy się zastanawiam, z jakiego powodu właściwie nie mogłam polubić tej książki, trudno mi znaleźć prostą odpowiedź :) Może trochę za dużo było tych ważnych wątków, zbyt wiele elementów wrzuconych do jednego kotła? Bohaterowie natomiast mieli spory potencjał i aż prosiło się, by poświęcić im więcej uwagi. W książkach zwykle interesuje mnie nie tyle rozwiązanie fabuły, co droga do tego rozwiązania, charaktery i motywacja postaci, podejmowane przez nich decyzje. W "Imperium Złota i Czerni" czytelnik miał okazję zajrzeć do głowy różnych postaci, mimo to trudno było wejść w ich sytuację, poczuć napięcie czy obawy. To przypominało trochę obserwowanie ich przez grubą szybę. Choć tempo akcji, pomijając sam początek, utrzymywało się dobre, nie niecierpliwiło mi się do poznania zakończenia, a jakiekolwiek emocje poczułam tylko w jednym momencie, pod sam koniec (i to nie w finałowej scenie walki).

Nie żałuję czasu poświęconego na tą lekturę, ale też nie planuję sięgać po kolejne tomy serii.









Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...