czwartek, 21 maja 2015

Bec McMaster "Kiss of Steel"



Biorąc do ręki "Kiss of Steel" debiutancką opowieść Bec McMaster spodziewałam się steampunk, lecz po pierwszych kilkudziesięciu stronach stwierdziłam, że książka bardziej przypomina romans historyczny w steampunkowych dekoracjach i z elementami paranormalnymi, w dodatku zaczynający się dość tendencyjnie. Narracja jednak była znośna, czytałam więc dalej. Na szczęście - gdyż kolejne rozdziały okazały się przyjemną niespodzianką :)



Most people avoid the dreaded Whitechapel district. For Honoria Todd, it's the last safe haven. But at what price?

Blade is known as the master of the rookeries—no one dares cross him. It's been said he faced down the Echelon's army single-handedly, that ever since being infected by the blood-craving he's been quicker, stronger, and almost immortal.

When Honoria shows up at his door, his tenuous control comes close to snapping. She's so...innocent. He doesn't see her backbone of steel—or that she could be the very salvation he's been seeking.
 
Dlaczego napisałam, że to bardziej romans historyczny? Nie tylko ze względu na epokę, różnice dzielące elitę i biedotę, nierówności społeczne, etc. Główny bohater to bezwzględny przywódca gangu, rządzący dzielnicą slumsów, bohaterka - dziewczyna z (względnie) dobrego domu, którą zły los pozbawił nadziei na przyszłość i która jest zdeterminowana, by zapewnić utrzymanie młodszemu rodzeństwu. Dodać do tego wspólnego wroga - okrutnego, bezkarnego arystokratę - oraz prawa rządzące półświatkiem i ciąg dalszy okazuje się łatwy do przewidzenia. Elementy typowo steampunkowe, takie jak modyfikacje biomechaniczne, parowe taksówki, mechaniczne zabawki, legion Metaljacket, pozostają raczej tylko w tle i nie odgrywają większej roli.

I jeszcze Blade wietrzący zapach Honorii z kategorycznym stwierdzeniem: "Ona jest moja, tylko jeszcze o tym nie wie" - już po pierwszym spotkaniu. Z początku to naprawdę nie brzmiało zachęcająco :)

Mimo to naprawdę dobrze się bawiłam przy tej lekturze. Być może za sprawą intrygującej oprawy - w której w sposób dość odświeżający pomieszane są elementy steampunkowe i paranormalne, być może za sprawą bohaterów, którzy po bliższym poznaniu okazali się całkiem interesujący.
W świecie stworzonym przez Bec McMaster (akcja rozgrywa się około 1880 roku, ale nie należy przykładać do tego znanej nam historii Anglii) Londynem rządzi Echelon - elita arystrokracji, którą łączy jedno - w młodości zostali rytualnie zarażeni wirusem, który daje im nadludzkie moce (co ciekawi - zarażani są tylko mężczyźni, poza... jednym wyjątkiem). Opis błękitnokrwistych (blue blood), czyli zarażonych, bardzo przypomina wampiry, ale odpowiedź na szczęście okazuje się nieco bardziej złożona. Na szczęście - gdyż autorka korzysta ze znanych w literaturze wątków, ale nie podąża za nimi ślepo :)

"Kiss of Steel" jest pierwszym tomem serii "London Steampunk" i autorka, choć skupiała się na parze głównych bohaterów, sprawnie wplotła w fabułę wątki, które łączyć będą kolejne części. Podobała mi się koncepcja świata stworzonego przez Bec McMaster: historia wirusa "przywiezionego" z dalekiej Azji oraz arystokracji błękitnokrwistych zazdrośnie strzegącej zapewnianych przez wirusa mocy, wzmianki o Francji, gdzie lud zbuntował się i wyciął w pień wszystkich błękitnokrwistych (rewolucja francuska?) czy opanowanej przez wilkołaki (verwulfen) Skandynawii. Samą Anglią oficjalnie rządzi królowa Alexandra, człowiek, lecz pozostająca pod kontrolą błękitnokrwistego księcia-małżonka, niezbyt miłego gościa, jak się wydaje po pierwszym tomie. Do tego Echelon, rada siedmiu książąt uprawiających polityczne gierki, czy Nighthawks, gildia błękitnokrwistych najemników, którzy zostali zarażeni "niechcący", nie mających wystarczająco dobrego pochodzenia, by wejść do Echelonu. Podobał mi się pomysł z nieubłaganie wzrastającym poziomem wirusa we krwi, prowadzącym stopniowo do blaknięcia (Fade) - ale tu więcej nie zdradzę :) 

Choć informacji, wątków i intryg jest sporo, całość sprawia wrażenia dobrze wyważonej, przemyślanej. Narracja prowadzona jest głównie z perspektywy Honorii i Blade'a, tylko dwa razy przeskakuje na Leo i Lenę, co dostarcza czytelnikowi nowych informacji.

Powiedziałabym, że największym atutem książki jest dobrze wypracowana relacja między bohaterami.

Honoria, po tragicznej śmierci ojca-naukowca, wraz z rodzeństwem ukrywa się w dzielnicy slumsów. O wyborze miejsca zdecydował nie tylko strach przed ścigającym ją księciem, jak i proza życia, w którym samotnej, młodej kobiecie trudno zdobyć środki utrzymania. Powstaje pytanie, jak daleko się posunie i ile może poświęcić, by pomóc rodzinie. Honoria znajduje się już na krawędzi - traci pracę nauczycielki w prywatnej szkole, a stan chorego brata pogarsza się - kiedy na jej drodze staje Blade. Postrach dzielnicy i całego Londynu, niebezpieczny i bezwzględny. Tak przynajmniej głoszą plotki. Honoria jest zdeterminowana, dla rodzeństwa zrobi wszystko i nie można powiedzieć, by brakowało jej odwagi :) 
“How about now?” she asked, drawing the pistol smoothly and pointing it at him.
He smiled.
There was a blur of movement and something grabbed her from behind. Honoria gasped, the knife a sharp warning against her throat as Blade drew her back against his hard body. Her chin tipped up and she swallowed hard, the edge of the knife hovering directly over her carotid artery. His arm was a steel band about her waist, hugging her close.
His lips brushed her ear. “Still not impressed,” he whispered. (...)
“Put it down, luv,” he said. “And don’t ever draw on me again unless you intend to use it.”
Honoria jest też uparta, nieufna, a chwilami chciałoby się nią potrząsnąć, by pomóc jej dostrzec to, co dla czytelnika, który ma "dostęp" do myśli Blade'a, szybko staje się oczywiste. Postać Blade'a jest nieco przerysowana, ale nie na tyle, by stało się to irytujące. Dodatkowo, zważywszy że jest starszy od Honorii, sporo starszy, jego zachowanie wydaje się całkiem wiarygodne - ma w sobie więcej cierpliwości, wyrozumiałości dla potknięć szamoczącej się Honorii, ale ani przez moment nie jest przez to mniej męski ;) Nawet ta mroczna część jego natury, sceny, w których traci nad sobą panowanie, pasują do całości.
Autorka nie poszła na łatwiznę, nie było zachwytów czy padania sobie w ramiona, ale krok po kroku rozpracowywanie konfliktu między bohaterami. To Honoria wciąż coś komplikowała - zmuszona chronić zbyt wiele tajemnic, uprzedzona po wcześniejszych przejściach - i kilka razy miałam wrażenie, że "teraz to już nic z tego nie wyjdzie", przynajmniej nie bez utraty wiarygodności. A mimo to rozwiązanie konfliktu nastąpiło dość gładko, kolejne przejścia okazywały się płynne.
He took a step toward her, his legs brushing against her skirts. “And you. What am I to you?”
She looked up into his face helplessly. His hands came to rest on the sink on either side of her hips. “I don’t know,” she whispered. “I’m still trying to work out what I feel.” She saw his face and grabbed his sleeve as he moved to step back. “You wanted the truth between us? I’m sorry, then, but this is how I feel. I’m so confused. There’s been so much going on with Charlie, and losing my employment and then…you. You’re not who I thought you were.”

Książka nie zawiera przesadnie długich opisów, ale też akcja nie toczy się na łeb na szyję. Proporcje wydają się dobre wyważone - czytelnik ma czas oswoić się z bohaterami i trochę ich poznać, zanim fabuła się rozkręci, dość informacji, by zwizualizować sobie kolejne sceny. Nie nudziłam się przy lekturze, wręcz przeciwnie, trudno było mi się oderwać.

Nigdy nie uważałam swojej znajomości angielskiego za dobrą, lecz do tej lektury okazała się w zupełności wystarczająca. Język jest przystępny, a jednocześnie nie tak prosty, by raził kontrast między epokową scenerią a współczesnymi zwrotami. Ponieważ część bohaterów pochodzi z gminu, nie brakuje wulgarnych odzywek, lecz zamiast popularnych dziś "fu...", są "bloody" i "bleeding", co w kontekście wielu scen brzmi niemal zabawnie. Jedyny problem sprawiał mi z początku cockney (a przynajmniej to, co zostało przedstawione jako cockney - nie znam tego dialektu na tyle, by samej ocenić), którym posługują się Blade i jego ludzie, lecz potem przyzwyczaiłam się. Najdłużej zajęło mi odgadnięcie, co znaczy "luv", którym Blade zwraca się do Honorii od pierwszego spotkania :D

“Ain’t worth a pinch o’ frog shite. If they were, every bleedin’ blue blood’d be on ’em.” He shook her off and took a few steps away. “I’ll let you know if they hit eighty. Then you can tell Will to keep an eye out.”
“Blade—”
“’Adn’t you better find that dress? She’ll be all shriveled up like a prune.”
Do tej pory moją ulubioną pozycją z nurtu steampunkt był "Żelazny książę" Meljean Brook. "Kiss of Steel" Bec McMaster wskakuje na to samo podium :)

Moja ocena: 8/10




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...