Aparat pojechał do serwisu, mam nadzieję, że do końca przyszłego tygodnia dowiem się, na czym stoję. Przed urlopem na pewno go nie odzyskam :/
Skrzacik chory, pomimo leków - na razie jest coraz gorzej. Wirusy :/
Taaaak, fajne mamy lato.
Pisałam jakiś czas temu o serii "Guild Hunter" Nalini Singh. Aktualnie z niecierpliwością czekam na piąty tom serii, mający ukazać się we wrześniu. Od dawna unikałam książek o aniołach i wampirach, pomimo całej mojej sympatii do literatury fantasy i paranormalnej - czułam przesyt i znudzenie. Jednak seria świat archaniołów i łowców, wampirów i ich skrzydlatych panów, całkowicie mnie oczarował.
Nadal jednak pozostawałam nieufna w stosunku do drugiego cyklu tej autorki - "Psi i zmiennokształtni" (Psy&Changelings). Przekonała mnie dopiero recenzja kochanej Vic :) Po początkowych oporach, niechęci do wgryzania się w nowy świat... szybko dałam się zauroczyć. Bo tak jak wilki ze "Zmierzchu" dziś wydają mi się co najwyżej śmieszne", tak zmiennokształtnych Nalini Singh -po prostu nie można nie pokochać :)
Co mnie zachwyca w obu seriach - to stworzony przez autorkę świat - kompletny, złożony, barwny i... bardzo realny. To nic, że pojawiają się w nim istoty nieznane nauce, przy czytaniu nie czuję się jak w bajce, ziewając przy kolejnym zaklęciu czy elfie. Nie, tam "paranormalność" dawkowana jest z niesamowitym wyczuciem, a wszystkie reguły są spójne i całkiem logiczne.
Tylko pozazdrościć pani Singh niesamowitej wyobraźni...
"Guild Hunter" czeka na piąty tom, do tego jest kilka opowiadań, a z tego, co autorka zdradziła na blogu - ma zakontraktowane kolejne cztery książki z tej serii. Z drugiej - ukazało się jak na razie 11 i to na pewno nie koniec. Po raz pierwszy spotkałam się z tak długimi cyklami, które mi się nie znudziły. Wręcz przeciwnie - kolejne tomy to kolejne zarwane noce. I choć po przeczytaniu pierwszego z serii "Psy&Changelings" miałam obawy przed sięgnięciem po kolejny, nie chciałam rozstawać się z bohaterami, których pokochałam, to okazało się to niepotrzebne - te postaci wciąż się przewijają, akcja wciąż toczy się "w pobliżu", a chociaż każdy tom poświęcony jest innej parze - dowiadujemy się również nowych rzeczy o tych wcześniejszych. I to nie nuży - właściwie teraz, kiedy lepiej ich poznałam, wychwytuję więcej niuansów.
Nalini Singh stworzyła niesamowity świat, w których istnieją obok siebie trzy rasy - zimni i beznamiętni Psi/Psy, których potęga tkwi w mocach psychicznych (telepatia, telekineza, etc.), zmiennokształtni oraz ludzie, jakich znamy. Rasy fizycznie są do siebie podobne, ale... różnią się tak bardzo. Ba, poszczególne "gatunki" zmiennokształtnych różnią się między sobą. Od początku zachwyciły mnie lamparty, sama miałam ochotę zamruczeć, później - czytając więcej z perspektywy wilków - doskonale się bawiłam wyraźnie widząc różnice między obiema grupami ("Damn cats!").
Być może bohaterowie są "nieco" wyidealizowani, silni i piękni, opiekuńczy i kochający aż po grób. Być może autorka odrobinę więcej uwagi poświęca mężczyznom niż kobietom. Być może trochę za dużo tam seksu (zawsze można sobie przekartkować), a tytuły nie zachęcają (przynajmniej mnie)... Zawsze znajdą się jakieś wady. Mnie te w żaden sposób nie zniechęciły, jestem zachwycona. I absolutnie nie przeszkadza mi to, iż wszystkie jak do tej pory części kończą się szczęśliwie.
Nie chciałabym przypisywać tym książkom więcej niż było w zamyśle autorki, podobało mi się jednak, że wywołały u mnie sporo refleksji - szczerze zazdrościłam niesamowitej atmosfery w sforach, tego niesamowitego wsparcia, także przekazywanego przez dotyk pozbawiony podtekstów. Panujący tam porządek - hierarchia oraz jasne prawo, co komu wolno, sposób postępowania wobec młodych zbuntowanych, serdeczna pomoc, kiedy potrzebna. Podobał mi się wątek jednej z kobiet, silnej i dominującej, jej trudności z pogodzeniem się z ustępstwami przed wejściem w związek. Gdybym miała wybierać ulubionego bohatera... wahałabym się między Lucasem a Juddem. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że mam słabość do takich cichych i niebezpiecznych mężczyzn, kryjących się w cieniu. Judd na początku zupełnie nie przyciągnął mojej uwagi, oczarowała mnie za to jego późniejsza walka - starania o miłość kogoś, kto od dziecka w brutalny sposób uczony był, żeby nie odczuwać żadnych emocji, kogoś, kto wyszkolony został na perfekcyjnego zabójcę. Również w późniejszych tomach, chociaż przeszedł długą drogę, w intrygujący sposób pozostał sobą.
Po polsku ukazały się jak na razie tylko dwa pierwsze tomy, porównując je jednak z oryginałem - wolę pozostać przy angielskim tekście. Jestem daleka od lekceważenia pracy tłumaczy, kilka razy miałam okazję przekonać się z bliska, ile pracy muszą włożyć w to, by dobrze oddać ducha tekstu, w tym jednak przypadku brakowało mi tej lekkości stylu pani Singh.
Podsumowując... zdecydowanie polecam :)
Szkoda, że funkie kwitną tak krótko...
Co mnie zachwyca w obu seriach - to stworzony przez autorkę świat - kompletny, złożony, barwny i... bardzo realny. To nic, że pojawiają się w nim istoty nieznane nauce, przy czytaniu nie czuję się jak w bajce, ziewając przy kolejnym zaklęciu czy elfie. Nie, tam "paranormalność" dawkowana jest z niesamowitym wyczuciem, a wszystkie reguły są spójne i całkiem logiczne.
Tylko pozazdrościć pani Singh niesamowitej wyobraźni...
"Guild Hunter" czeka na piąty tom, do tego jest kilka opowiadań, a z tego, co autorka zdradziła na blogu - ma zakontraktowane kolejne cztery książki z tej serii. Z drugiej - ukazało się jak na razie 11 i to na pewno nie koniec. Po raz pierwszy spotkałam się z tak długimi cyklami, które mi się nie znudziły. Wręcz przeciwnie - kolejne tomy to kolejne zarwane noce. I choć po przeczytaniu pierwszego z serii "Psy&Changelings" miałam obawy przed sięgnięciem po kolejny, nie chciałam rozstawać się z bohaterami, których pokochałam, to okazało się to niepotrzebne - te postaci wciąż się przewijają, akcja wciąż toczy się "w pobliżu", a chociaż każdy tom poświęcony jest innej parze - dowiadujemy się również nowych rzeczy o tych wcześniejszych. I to nie nuży - właściwie teraz, kiedy lepiej ich poznałam, wychwytuję więcej niuansów.
Nalini Singh stworzyła niesamowity świat, w których istnieją obok siebie trzy rasy - zimni i beznamiętni Psi/Psy, których potęga tkwi w mocach psychicznych (telepatia, telekineza, etc.), zmiennokształtni oraz ludzie, jakich znamy. Rasy fizycznie są do siebie podobne, ale... różnią się tak bardzo. Ba, poszczególne "gatunki" zmiennokształtnych różnią się między sobą. Od początku zachwyciły mnie lamparty, sama miałam ochotę zamruczeć, później - czytając więcej z perspektywy wilków - doskonale się bawiłam wyraźnie widząc różnice między obiema grupami ("Damn cats!").
Być może bohaterowie są "nieco" wyidealizowani, silni i piękni, opiekuńczy i kochający aż po grób. Być może autorka odrobinę więcej uwagi poświęca mężczyznom niż kobietom. Być może trochę za dużo tam seksu (zawsze można sobie przekartkować), a tytuły nie zachęcają (przynajmniej mnie)... Zawsze znajdą się jakieś wady. Mnie te w żaden sposób nie zniechęciły, jestem zachwycona. I absolutnie nie przeszkadza mi to, iż wszystkie jak do tej pory części kończą się szczęśliwie.
Nie chciałabym przypisywać tym książkom więcej niż było w zamyśle autorki, podobało mi się jednak, że wywołały u mnie sporo refleksji - szczerze zazdrościłam niesamowitej atmosfery w sforach, tego niesamowitego wsparcia, także przekazywanego przez dotyk pozbawiony podtekstów. Panujący tam porządek - hierarchia oraz jasne prawo, co komu wolno, sposób postępowania wobec młodych zbuntowanych, serdeczna pomoc, kiedy potrzebna. Podobał mi się wątek jednej z kobiet, silnej i dominującej, jej trudności z pogodzeniem się z ustępstwami przed wejściem w związek. Gdybym miała wybierać ulubionego bohatera... wahałabym się między Lucasem a Juddem. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że mam słabość do takich cichych i niebezpiecznych mężczyzn, kryjących się w cieniu. Judd na początku zupełnie nie przyciągnął mojej uwagi, oczarowała mnie za to jego późniejsza walka - starania o miłość kogoś, kto od dziecka w brutalny sposób uczony był, żeby nie odczuwać żadnych emocji, kogoś, kto wyszkolony został na perfekcyjnego zabójcę. Również w późniejszych tomach, chociaż przeszedł długą drogę, w intrygujący sposób pozostał sobą.
Po polsku ukazały się jak na razie tylko dwa pierwsze tomy, porównując je jednak z oryginałem - wolę pozostać przy angielskim tekście. Jestem daleka od lekceważenia pracy tłumaczy, kilka razy miałam okazję przekonać się z bliska, ile pracy muszą włożyć w to, by dobrze oddać ducha tekstu, w tym jednak przypadku brakowało mi tej lekkości stylu pani Singh.
Podsumowując... zdecydowanie polecam :)
Szkoda, że funkie kwitną tak krótko...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz