Żadnych serduszek. Nie znoszę tego całego czerwonego kiczu, drażni mnie nachalna propaganda komercji. Jeśli ktoś nie pamięta o czułych gestach wobec ukochanych osób w ciągu roku, to przypominanie sobie o nich akurat tego dnia - jest moim zdaniem odrobinę sztuczne. To nie dzień urodzin, o którym pamiętamy ze względu na drugą osobę, to wyzierające z każdego zaułka reklamy. Nawet z serka w lodówce.
Ale jeśli ktoś to lubi, niech sobie świętuje...
Pozawijałam się dziś szczelnie szalami, swetrami, etc. i postanowiłam skorzystać z pogody, póki jeszcze leży śnieg. Zamiast jednak wykazać się rozsądkiem, jak inni rodzice, i zabrać dziecko na jedną z tych popularnych górek, gdzie dzieciaki same się wspinają z sankami, a dorośli mogą oddać się pogaduszkom w swoim gronie, skierowałam nas w inną stronę. Uff...
Po półtorej godziny włóczenia się po leśnych ścieżkach, zjeżdżania z nieubitej górki, tropienia po krzakach głowoludków i badania tropów yeti doszłam do wniosku, iż moja kondycja po zimie jest beznadziejna. Do tego Sztworek oczekiwał, iż będę go ciągać na odcinkach "wznoszących się", a dla mnie dziś fizjologicznie nie jest najlepszy moment na wysiłek. Ale co tam, przeżyłam.
I nawet zdjęć trochę porobiłam, portretów głównie (słońce było nisko, śnieg je wspaniale rozpraszał, a drzewa dawały miły półcień - idealne światło). Widoki z zimowego lasu są dla mnie o tyle frustrujące, że nie mam oka do kadrów czarno-białych, a tam inaczej się nie da.
Z trudem udało się nam doczłapać do domu, ja holowałam Sztworka, Sztworek sanki i nie wiem, kto z naszej trójki posuwał się najwolniej... Wystarczył jednak ciepły barszczyk z krokietem, zanim jeszcze przygotowałam drugie danie, by mały człowiek odżył i jeździł krzesłem po całym mieszkaniu, ogłaszając całemu światu, że zbudował wesołe miasteczko. Potem była pora na zrobienie multiwitaminowej bomby owocowej, Skrzat wykazał się niezwykłym wyczuciem, jeśli chodzi o dobieranie proporcji, a że nie mógł się zdecydować, który ze składników sałatki najbardziej mu smakował: mieszał, sprawdzał, mieszał, próbował, mieszał...
Usiąść na chwilę z kawą udało mi się dopiero tuż przed 19tą, mogłam sobie pozwolić już tylko na zbożową. I jeszcze prasowanie, i zupa na jutro, i ogarnąć choć trochę mieszkanie...
Nóg nie czuję, ale to taki przyjemny rodzaj zmęczenia.
Kawałek na dziś? W tym zakresie chyba jednak złożę ukłon patronowi dzisiejszego święta. Gdybym miała wybrać najsłodszą melodię, zdecydowałabym się chyba na Briana Adamsa "Have You Ever Really Loved A Woman", a z kobiecych głosów - Barbra Streisand "Woman In Love". Chociaż tych budzących dreszcze piosenek jest więcej...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz