Taki widok mamy zawsze rano, idąc do elektricky... Nigdy się tym nie nasycę. Ale po kolei...
Nocujemy zawsze w części Popradu zwanej Spisską Sobotą, od lat (11? 12?) u tej samej zaprzyjaźnionej już rodziny. Wydawać by się mogło, że lepiej wybrać którąś z miejscowości u podnóża Tatr, żeby było bliżej - Poprad ma jednak doskonałą komunikację, a jest dużym miastem (taniej, więcej knajp i lepsze zaopatrzenie, bliżej w drugą stronę - do Slovenskiego Raju i innych ciekawych miejsc).
Słowacja zawsze była bardzo tania, po wprowadzeniu euro troszeczkę zdrożało... ale nie aż tak, żeby było to odczuwalne. Noclegi - płaciliśmy za 4 i pół osoby (Skrzat) 40 euro/doba. Nie mam jednak pojęcia, jak to pani Daniela liczyła ani czy jest w tym specjalny upust. Dla przykładu - danie w restauracji to od ok. 2 euro (pirohy, halusky) do ok. 5 euro (befsztyk z frytkami i sałatką). Oczywiście, drożej też można, jak się postarać. Piwo.. nie pamiętam, ale za 0,3 l to na pewno nie było więcej niż 1 euro, raczej coś ok. 0,7 euro?? Zwykle jest tańsze niż soki.
Do Tatr dojeżdżamy elektricką - TEZ (Tatranske Elektricke Zeleznice), szybką kolejką - b. wygodną, dość szybką i nie trzeba się martwić o parking. Po długiej trasie dobrze się w niej śpi ;) Z dalszych tras, np z Tatrzańskiej Jaworzyny, można wrócić autobusem (jadąc do Popradu dobrze jest się zatrzymać po drodze na przystanku i wynotować, kiedy odchodzą ostatnie kursy, w tym roku to było coś ok 20tej).
Może i niewyraźne, ale nie mogłam się powstrzymać, pierwszego dnia tak głodna gór - widok z okna pociągu.
Na początek prosta, spacerowa trasa, coś w sam raz dla dziecka - ze Starego Smokovca kolejką na Hrebienok i dalej do Wodospadów Zimnej Wody.
Ten dzień był trudny. Skrzacik, rozpieszczony przez ostatnie trzy tygodnie całodobową obecnością dziadków, nie mógł się pogodzić, że ruszyli w trasę, zanim się obudził (bez niego!). Dziadek pilnie poszukiwany, bez dziadka ani rusz. Szukaliśmy więc dziadka w pociągu, "goniliśmy" go na trasie. Dopiero wieczorem się znalazł.
Nóżki zaczęły boleć od momentu opuszczenia elektricky (do kolejki na Hrebienok trzeba było podejść parę metrów pod górę - gdybym nie znała swojego dziecka, pewno bym się załamała jego nastawieniem do wędrówki), i bolały nieznośnie (szczególnie kiedy mijaliśmy zjeżdżalnie i huśtawki), dopóki nie odkryliśmy cudownego środka - kawałka prostego kija. Kij, służący do machania, grzebania w błocie, rysowania węży na szlaku tudzież tłuczenia nim po kamieniach, sprawdzał się przez większość drogi. Kiedy dziecko trochę oklapło (nóżki są jednak jeszcze mimo wszystko małe) - pomógł postój na potokiem i rzucanie kamieni do wody (jak to się łatwo odzyskuje energię przy takich zadaniach). Rozochocony młody człowiek był bliski usypania z nich tamy na potoku i co najmniej kilka razy poleciałby do wody wraz z kamieniami, gdybym go nie trzymała. Kiedy próbowałam go odciągnąć, rzucał czym popadnie, byle gałązką, byle żwirem, byle coś rzucić. Ech, matka już jest za stara, nie rozumie, jak fascynujące są to zajęcia.
Wejście do obu dolin - Mala Studena dolina i Vel'ka Studena dolina (trasy niezwykle malownicze i stosunkowo proste - o ile skończyć je przy znajdujących się na górze chatkach, a nie pchać się dalej na strome przełęcze). Oj chciałoby się tam pójść, chciało...
Na dole grzało nas słońce, wyżej - wisiały nieustępliwe chmury.
Lasy w Słowackich Tatrach bardzo ucierpiały. 19 listopada 2004 r. potężna wichura o sile orkanu zniszczyła ok. 14.000 ha lasu. U podnóża gór zieje łysy pas o szerokości ok 3-5 km i długości ok. 50 km. Straty były ogromne. Ktoś, kto nie widział tego lasu wcześniej, kto nie oglądał na własne oczy zniszczeń... Pamiętam ten szok, kiedy po raz pierwszy sama zobaczyłam, co tam się stało...
Później przyszły kolejne wichury, lasy umierają nadal... Przyczyn tej katastrofy jest wiele - monokultura sadzonych przez leśników 40-110 lat temu świerków ("naturalne" lasy nie ucierpiały tak bardzo), szkodniki, zanieczyszczenie środowiska...
Widok, który łamie serce...
Ja pamiętam w tym miejscu piękny, gęsty las! Szło się w chłodnym cieniu starych, dostojnych świerków, słuchając ptaków... Człowiek i środowisko :/
Brakło mi odwagi, by zrobić mu zdjęcie z przodu. W Słowackich Tatrach prowiant i wodę do wysokogórskich schronisk wciąż dostarczają szerpowie. Nie zarabiają wiele, tu chodzi raczej... o ambicje, prestiż, może jakiś trening.
Podziwiam ich. Jeśli ja pocę się na podejściu, mając na sobie wyłącznie plecak z ciepłym ubraniem, wodą i czymś do jedzenia... Turyści zawsze zeskakują im z szacunkiem z drogi. Co ciekawe - ceny w tych chatach wcale nie są wygórowane. W porównaniu z naszymi polskimi schroniskami - są wręcz śmieszne...
Planowałam przejść się Magistralą (szlak wiodący dookoła Tatr, na wysokości ok 1000-1300 m.n.p.m.) aż do Chaty Zamkovskiego, nie przeszliśmy nawet połowy tej drogi, ale.. i tak było super. Skrzacik był jeszcze za mały na dłuższe łażenie, zbyt rozbrykany, by ryzykować z nim przejście po śliskich kamieniach (a wiem, że Wdsp Obrovskiego wylewa po deszczu), za duży już natomiast, by go nosić. Nie spieszyliśmy się, ciesząc się pogodą i swoim towarzystwem.
Vodopády Studeného potoka (Wodospady Zimnej Wody) - co tu dużo mówić, lepiej popatrzeć. Żałuję tylko, że zaczynało się robić późno i musieliśmy zawrócić, mogłabym spędzić przy nich cały dzień, położyć się na nagrzanym w słońcu kamieniu i gapić się, gapić, gapić.
Choć prawie cały dzień towarzyszyło nam słońce, w drodze powrotnej złapała nas rzęsista ulewa... Warto nosić wypchany plecak. Skrzat zasnął w pociągu, więc siedzieliśmy później na dworcu, żeby sobie dospał... Wieczorem znów się rozpogodziło, o i nawet Lomnicky Stit widać, zwykle chowa się za chmurką...
Cudownie, pięknie!!! i tak jestem pelna podziwu dla wszego Małego smyka, ze tak wytrwale za wami podążał, wiem, zę na trasie jets wiele cudnych miejsc i zajęć, ale mimo wszystko nie jedno dziecko by się poddało.
OdpowiedzUsuńZdjecia jak zwykle zapierają dech w piersi....