Slovensky Raj to park narodowy o powierzchni ok. 20.000 ha, pełen wąwozów, potoków, wzniesień i dolin. Trudno to opisać, moim zdaniem - trzeba tego spróbować samemu. Wędrówka po Raju nie wymaga szczególnie dobrej kondycji, podejścia nie są wyczerpujące, ale... osobom z lękiem wysokości radzę dobrze się zastanowić (sama do takich należę i w wielu miejscach niemal panikuję). Nie polecam też tych tras dla rodzin z dziećmi. My nieprędko zabierzemy tam Skrzacika.
Vel'ky Sokol jest dość długą rokliną, o stosunkowo niewielkim przewyższeniu (najniższy punkt 610 mnpm, najwyższy - 899 mnpm). Imponujące wrażenie za to robią ściany wąwozu, skalne urwiska sięgające miejscami 300 metrów. Zaczyna się bardzo niewinnie, miło szemrzący strumyk, kwiatki, motylki...
Powoli wchodzimy w las... W Slovenskim Raju zawsze jest duszno - dużo wilgoci, brak wiatru, bujna roślinność, która sprawia, że czuję się jak odkrywca przemierzający dziki, nieznany ląd. Zdjęcia nie oddają tej atmosfery - to naprawdę trzeba zobaczyć na własne oczy!
Lubię ten wąwóz również dlatego, że jest mało uczęszczany. Tego dnia mieliśmy wyjątkowe szczęście - na całej trasie pod górę spotkaliśmy tylko jeszcze jedną parę. Miejscami to aż skóra cierpła mi na karku, kiedy sobie przypominałam statystyki - ile to niedźwiedzi żyje w Raju.
Cisza, spokój. Nawet ptaki zamilkły. Tuż nad wodą snuje się ledwo zauważalna mgiełka... Lada moment zza rogu wyłoni się jakiś potwór...
Szlak prowadzi zasadniczo dnem potoku. Czasem ścieżka jest tuż obok, czasem trzeba przejść po specjalnie ułożonym drzewie, czasem - po kamieniach. Albo po prostu szukać jakiejkolwiek drogi...
Na pewno przydają się nieprzemakalne buty, z dobrą podeszwą. Jest ślisko, nierzadko wpada się po kostki do wody czy błota, a bezpośrednio po deszczu... nie ma co liczyć na to, że przejdzie się suchą nogą.
Skalne Wrota. Napierające z boku urwiska... Niesamowite jest, jak przyroda wykorzystuje każdą przestrzeń. Rośliny wykorzystują najmniejsze szpary, by wczepić się w nie korzeniami - od mchów i maleńkich paproci zaczynając, na drzewach kończąc.
Moja wyobraźnia pracuje na podwyższonych obrotach. Szukam, gdzie postawić stopy, łapię równowagę, kiedy kamień, na który się zdecydowałam, okazał się niestabilny, do tego wsłuchując się w dziwne trzaski w krzakach po lewej... Ten odległy, niezbadany ląd, ...
O, tak właśnie to wygląda - wspinasz się po jednej omszałej "drabince", by po chwili niemal brodzić w strumieniu, czepiając się czego popadnie, zanim nie przedrzesz się do następnej belki.
To jest właśnie przygoda!
Szlaki w Raju są często niszczone - wichury łamiące drzewa, to znów osuwiska ziemi czy pożary. Służby leśne nie usuwają tych zawalisk, turyści muszą sami sobie radzić. Na zdjęciu poniżej - szlak jest gdzieś tam na środku. Trzeba sobie tylko znaleźć jakieś przejście między drzewami i nie wpaść przy tym do wody...
Pomocne są kije trekkingowe. Ja chyba bym sobie bez nich nie poradziła. Można się podeprzeć, wybadać teren. Ale są też zdradliwe - jeśli nie ustawi się ich odpowiednio dobrze, ześlizgną się z kamienia i łatwo wtedy spaść. Wbite za mocno, np. w spróchniałe drzewo lub glinę, ciężko wyszarpnąć, co również zaburza równowagę.
Piękny wodospad, coś 7-8 metrów wysokości. Jak się już przedrzeć przez to zawalisko, to tam po lewej będzie gdzieś metalowa drabinka.
O, jest i drabinka. Trochę zardzewiała, chwiejąca się (niektóre mocowania puściły), miejscami pokryta czymś zimnym i śliskim, ale dobra nasza. Jak długo można trzymać się rękoma, nie jest źle.
Gdzieś tu się jeszcze trzeba przedrzeć...
A to chyba najgorsze miejsce, jeśli o mnie chodzi... Ta środkowa, pozioma drabinka ustawiona jest za daleko od ściany, by można było się trzymać ręką, kijek ślizga się po gładkiej skale, a w dodatku z góry nie tyle kapie, co leci na nią jak z prysznica. Drewno jest naprawdę bardzo, bardzo śliskie, a w dole - woda i dość ostre kamienie. Zbyt nisko, żeby się zabić, ale nogę lub rękę złamać to już prędzej. A zasięgu nie ma, żeby wezwać pomoc.
To tylko na zdjęciu wygląda niewinnie. Chociaż akurat mój małżonek przeszedł bez wahania...
To tylko na zdjęciu wygląda niewinnie. Chociaż akurat mój małżonek przeszedł bez wahania...
Bałam się jak diabli. Za każdym razem w tym miejscu się boję i obiecuję sobie, że nigdy więcej nie wybiorę tego szlaku... Tak, a potem zapominam.
c.d.n.
Och, zdjęcia nie chcą się włączyć ;(
OdpowiedzUsuńoj szalałaś, szalałaś z aparatem :)
OdpowiedzUsuńSuper sie ogląda, aż sama mam ochote sie tam wybrać, zobaczyc na wlasne oczy :) Cudne, naprawde cudne!
Buziak, Alka
Świetne zdjęcia...
OdpowiedzUsuńNaprawdę pięknie
Muszę kiedyś tam pojechać :)
Pozdrawiam.