Pomimo iż dopiero co wróciłam z bardzo udanego urlopu, nie czuję się pełna energii. Wręcz przeciwnie... Rozglądam się po mieszkaniu i mam ochotę po prostu usiąść, gapiąc się w ścianę, idę na spacer i z trudem zwalczam chęć, by zawrócić, zakopać się pod kocem.
Wypełnia mnie niepokój, drżenie duszy... Nie jestem w stanie za nic się zabrać, wykonać zadania do końca, skupić się na tym, co robię.
Ok, potrafię to jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Twarde lądowanie na przystanku codzienność, pożegnanie ciepłych dni, urlopu, nagłe ochłodzenie, widoczna już na horyzoncie jesień.
Nigdy nie lubiłam września, gdyż oznacza definitywny koniec lata.
Boję się nadciągającej szarugi i niekończących się godzin słoty, błota. Marzenia wciąż nieosiągalne, prawie się z tym pogodziłam, choć wciąż, kiedy widzę... czuję skurcz w okolicy serca.
Zniechęcenie, smutek...
Jeśli tak kiepsko radziłam sobie z nimi wiosną i latem, kiedy moją uwagę odciągały słońce i zieleń, to jak mam sobie poradzić w czasie tej przygnębiającej pory roku, zimna i ciemności, które trwają tak długo?
Rezygnacja. I wciąż ból.
Z niewiadomych przyczyn ja także obawiam się września. Niby miesiąc jak miesiąc, bo wolne miałam w czerwcu.
OdpowiedzUsuńA jednak czuję jakby mi się nogi trzęsły gdy o nim pomyślę. Moja głowa reaguje jak by miał być koniec świata...
Strach to tylko złudzenie...
...boimy się jego następstw.
To takie... bardzo niefajne uczucie :/
OdpowiedzUsuń