Spędzam w domu więcej czasu niż mąż, toteż zawsze na mojej głowie było "czuwanie" nad wszelkiego rodzaju fachowcami czy majstrami, układającymi nam czy to kafelki czy instalacje czy coś jeszcze. Nie wiem, na czym to polega, nie chciałabym też nikogo obrazić mówiąc o "mężczyznach określonego pokroju", ale wkurza mnie, iż tak niewielu potrafi skupić się tylko na swoim zadaniu, nie zwracając uwagi, czy pracują dla mężczyzny czy kobiety. Obleśne komplementy, dwuznaczne uwagi czy sugestie, a także zwykłe gapienie się... Do tego również ta idiotyczna wyższość - przecież kobieta z całą pewnością nie wie, czego chce... Z facetem dyskutować nie będą, zrobią, co sobie życzy.
Ughh... Powinnam już wystarczająco znać ludzką naturę i mieć w sobie wystarczająco opanowania, by to po mnie spływało. Widać jednak jestem za słaba, gdyż strasznie mnie takie sytuację drażnią.
Nie jestem obiektem! Nie życzę sobie, aby traktowano mnie inaczej, niż mojego męża!
Do mojego męża nigdy nie docierało, dlaczego tak się wymiguję od załatwiania spraw z "fachowcami". Nie mógł pojąć, dlaczego się "boję" - mechaników, hydraulików, etc. Tak, jasne, boję się. Wczoraj jednak musiał usłyszeć coś z rozmowy panów, którzy montowali nam okna, bo choć miał pilną sprawę do załatwienia poza domem, to z zaciśniętą szczęką oznajmił mi, że się nie ruszy, dopóki sobie nie pójdą. Uff... Chociaż tyle...
Jeszcze jedno malowanie i możemy zacząć sprzątać.
Ilekroć wydaje mi się, że się już pogodziłam ze stanem rzeczy... to wraca. Fala smutku, sprowokowana przez nieostrożną myśl, niepokorne marzenie, które wymknęło się spod kontroli, czy widok, który aż kłuje w oczy...
Dlaczego, do jasnej cholery?? Dlaczego??
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz