Dziś trudno mi uwierzyć, że dopiero co tam byłam... Tylko dwa tygodnie temu, w innej rzeczywistości.
Jestem zwolenniczką tego, by wybierać na urlop coraz to nowe miejsca, odkrywając kolejne piękne zakątki. Cuda natury są wszędzie dookoła, nie trzeba jechać na drugi koniec świata. Ale Słowacja... Tam akurat zawsze mam ochotę wracać.
Ktoś pamięta upadek Belli z drzewa w Silver Falls, w MSAP? Pisząc to, pamiętałam o tych belkach - starych, omszałych, wyjątkowo śliskich. Nawet, kiedy są specjalnie podcięte, dla ułatwienia przejścia. Tylko tak niewinnie wyglądają. Mój zmysł równowagi nie jest widać wystarczająco dobrze rozwinięty, abym mogła swobodnie po nich przechodzić. Mąż starał się jak mógł mnie asekurować, wolałam jednak nie sprawdzać, czy ma równie dobry refleks co Edward.
Może szlak nie wygląda zbyt zachęcająco, kto lubi pocić się przy przedzieraniu się przez zwalone drzewa? (ja!) Zdjęcia nie oddają jednak pełni atmosfery - tego powiewu zimnego powietrza w wąskich, skalnych przejściach, od którego włoski na karku stają dęba, tego bogactwa roślinności, setek maleńkich strumyków spływających ze ścian. Wyzwanie, przygoda, oszałamiające piękno przyrody.
Ja czuję się tam jak w bajce :) Takiej chwilami strasznej ;)
Kolejne śliskie drabinki... Eee... czy mój futerał od aparatu jest na pewno wodoodporny?
Ta na szczęście jest dość stroma - mogę wspinać się na czworaka :)
Roklina kończy się w lesie, czas na drogę powrotną...
Spokojnymi, łagodnymi ścieżkami, przez lasy, to znów przez polany... Powroty w Slovenskim Raju są dość długie, ale bardzo relaksujące. Nie ma sapania pod górę, można więc swobodnie porozmawiać, albo po prostu oddać się rozmyślaniom...
Na przykład planując jakieś opowiadanie.
Na tych łąkach mogłabym spędzić z aparatem cały dzień :)
Dziewięćsił, i to ten bezłodygowy, jeśli się nie mylę. Pod ścisłą ochroną.
W młodej buczynie, na niewielkim wzniesieniu, wypatrzyłam resztki spróchniałego pnia. Ciekawe, co to było za drzewo, czego było świadkiem - taki pomnik minionych wieków... Raj był od dawna schronieniem dla miejscowej ludności, kryjówką przed najeźdźcami. Kto wie, może pod tym drzewem był obóz partyzantów?
Góry trwają, to tylko ludzie przychodzą i odchodzą, zostawiając po sobie śmieci.
Aby przejść szlakiem Vel'ky Sokol, trzeba zaparkować w Pila, w małej przytulnej miejscowości, z uroczymi domkami letniskowymi. Z tego miejsca wychodzi jeszcze drugi szlak, Stredne Piecky (krótszy i chyba nieco prostszy do przejścia). Dużo bardziej popularne są trasy wychodzące w Podlesoka (jest tam wieeeelki parking, gastronomia, etc.) - np. Sucha Bela (bardzo widowiskowy, ale jak dla mnie - zbyt "zadeptany" - przed drabinkami tworzą się kolejki, ktoś w połowie drogi rezygnuje, uznając, że to jednak dla niego za trudne i pcha się na dół szlakiem jednokierunkowej, to znów jakaś grupa z małymi dziećmi "zawiśnie" w połowie kilkumetrowej pionowej drabiny i ani w jedną ani w drugą...).
Polecam Prielom Hornadu - bardzo malowniczą trasę, wiodącą wzdłuż rzeki. Nie jest trudna, choć miejscami emocjonująca. W połowie drogi warto odbić w Klastorska rokline, chyba najpiękniejszą w Raju. Można się na niej spocić, chodzi tam też sporo ludzi - ale warto przejść ją chociaż raz. Wąwóz prowadzi na rozległą polanę - Klastorisko, gdzie już czeka budka z chłodnym piwem :) Zazwyczaj nie łączę gór z alkoholem, wolę nie ryzykować, tam jednak dobrze to robi.
Z Klastoriska można wrócić aż za wygodną, szeroką drogą do Podlesoka, albo... zrobić sobie jeszcze ok. 2-3godzinne przejście przez Maly i Vel'ky Kysel - dwa cudowne szlaki. Bardzo często są one zamknięte ("wejście na własną odpowiedzialność"), nieuprzątnięte... na mnie jednak zrobiły ogromne wrażenie. Magia :)
Nie polecam natomiast parkowania w Spisskich Tomasovcach - przejście obok leżącej tuż przy drodze romskiej osady to coś dla osób o mocnych nerwach. Nie zamierzam próbować powtórnie.