Święta... minęły. W mgnieniu oka, jak zawsze. Skrzat bawi u dziadków, my ostatnie dni roku spędzamy bardzo pracowicie, na małym remoncie tudzież porządkach po nim. Pomiędzy kuciem ścian, sprzątaniem, a wizytami gości udało się znaleźć chwilę, by wyciągnąć męża na późnowieczorną kawę. Wracaliśmy pieszo, raz jeszcze przekonując się, że mieszkamy bliżej starego miasta niż by się to mogło wydawać. Zimna grudniowa noc, rozgwieżdżone niebo, malowniczo roziskrzone lampkami uliczki oraz ogromny księżyc oświetlający nam drogę, gdy wyszliśmy poza strefę latarni. I w końcu okazja, by bez przeszkód rozmawiać o wszystkim, tylko nie tych codziennych zmartwieniach czy bolączkach.
Tak mi się przypomniało:
"W grudniową noc na Wielki Wóz
Powrzucać czarne wichry skute w mróz
I wieźć je w skrzypień śnieżnych takt
Śnieżnych takt"
Powrzucać czarne wichry skute w mróz
I wieźć je w skrzypień śnieżnych takt
Śnieżnych takt"
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz