Pomimo wygody oferowanej przez różne elektroniczne gadżety, jestem ogromną fanką rozwiązań "analogowych" - tradycyjnego papieru. To dotyczy zarówno książek (często czytam e-booki, ale z zapałem zbieram wersje papierowe), gazet, zdjęć, a także pisania.
Zawsze najlepiej, najszybciej pisało mi się odręcznie w notesie, nawet jeśli oznaczało to później przepisywanie wielu stron. Podejrzewam, że wiąże się to nie tylko z niedostępnością komputera (nic, co by mnie rozpraszało), ale i okazją do pisania w różnych przyjemnych miejscach, np. na trawie :) albo w każdym innym miejscu, gdzie wpadnie do głowy pomysł, który koniecznie trzeba zapisać. Notatki do PTA mam rozpisane na wielu kartkach, zawsze (zawsze!) noszę ze sobą zeszyt. Jako ustępstwo na rzecz elektroniki w telefonie mam aktualną wersję tekstu, gdybym potrzebowała pilnie coś podejrzeć ;)
PS. Ten post również piszę w warunkach nieco polowych - wyniosłam się z laptopem na balkon, tak mocno zarośnięty bluszczem, ziołami i kwiatami, że nawet sąsiedzi obok nie są mnie w stanie przez te chaszcze dostrzec. Do tego tuż pod balkonem kwitną moje lilie - czuję się lekko otumaniona ich ciężkim, słodkim zapachem :) Uwielbiam lato :)
Zawsze najlepiej, najszybciej pisało mi się odręcznie w notesie, nawet jeśli oznaczało to później przepisywanie wielu stron. Podejrzewam, że wiąże się to nie tylko z niedostępnością komputera (nic, co by mnie rozpraszało), ale i okazją do pisania w różnych przyjemnych miejscach, np. na trawie :) albo w każdym innym miejscu, gdzie wpadnie do głowy pomysł, który koniecznie trzeba zapisać. Notatki do PTA mam rozpisane na wielu kartkach, zawsze (zawsze!) noszę ze sobą zeszyt. Jako ustępstwo na rzecz elektroniki w telefonie mam aktualną wersję tekstu, gdybym potrzebowała pilnie coś podejrzeć ;)
PS. Ten post również piszę w warunkach nieco polowych - wyniosłam się z laptopem na balkon, tak mocno zarośnięty bluszczem, ziołami i kwiatami, że nawet sąsiedzi obok nie są mnie w stanie przez te chaszcze dostrzec. Do tego tuż pod balkonem kwitną moje lilie - czuję się lekko otumaniona ich ciężkim, słodkim zapachem :) Uwielbiam lato :)
Na dźwięk dzwonka u
drzwi Marie zatrzymała się w połowie drogi do łazienki i przechyliła lekko
głowę. Nie spodziewała się gości. Co więcej, jej znajomi zwykli najpierw
dzwonić, by nie ryzykować wizyty w szemranej okolicy, kiedy ona tak często
spędzała czas poza domem, choćby u Natalie.
To musiał być któryś
z jej braci. Diego wczoraj poleciał do Europy, a jeśli to Jaime ją wytropił, w
żadnym razie nie zamierzała go wpuszczać. Nie, sama uwiła sobie to gniazdko i
nikt nie miał prawa jej tu nachodzić, wolną sobotę natomiast zamierzała
przeznaczyć na porządki.
Wzruszyła ramionami,
po czym zabrała się za wypakowywanie pralki. Sam fakt, że w ogóle udało się
zmieścić to urządzenie w ciasnej łazience, zakrawał na cud. Dziewczyna
uśmiechnęła się na wspomnienie, jak Natalie przekonała Lucę oraz Jasona, aby
jej w tym pomogli. Natalie przekonałaby każdego.
Ponowny dzwonek
wywołał gniewne prychnięcie, Marie była zdecydowana zignorować natręta. Opierając
miskę z praniem na biodrze wróciła do salonu. Brakowało jej choć najmniejszego
balkonu, na którym mogłaby rozwiesić sznurki, jedyne, co pozostawało, to
ustawienie suszarki pod szeroko otwartym oknem.
Nieznany gość nie
ustępował, tym razem rozległo się głośne pukanie. Marie zacisnęła dłonie w
pięści i posłała w stronę drzwi lodowate spojrzenie. Znała tylko kilku tak
upartych ludzi, żadnego z nich nie miała w tym momencie ochoty oglądać. Jej znajomi
skorzystaliby z telefonu, więc to musiał być…
Przygryzła wargę.
Odstawiwszy miskę na
podłogę po cichu podeszła do drzwi, by zerknąć przed wizjer. Zawahała się przez
moment, po czym z niechętnym westchnieniem przekręciła zamek. Poczuła, że tyle
była mu winna. Głupie sumienie.
- Już myślałem –
wymamrotał Simon – że będę musiał wymyślić coś innego.
Skrzywiła się, wzrok utkwiła
na bukiecie w dłoni mężczyzny. Już raz przysłał jej kwiaty, lecz wtedy były to
róże. Tym razem wybrał o wiele lepiej, imponującą kompozycję z kwiatów o
mieniących się odcieniach: ciemnoniebieskich irysów, bladych miniaturowych
lilii, białych margerytek, drobniutkich błękitnych astrów, goździków, tulipanów
i innych, których nawet nie potrafiła nazwać.
Urocze zestawienie, przyznała w duchu, ze złością.
- Po co przyszedłeś?
– spytała nie kryjąc niezadowolenia.
- Szukałem cię w
kawiarni, lecz ostatnio nie mogę na trafić na twoją zmianę. Widziałem twój
samochód pod domem, pomyślałem, że lepiej będzie porozmawiać bez świadków.
Marie skrzyżowała
ramiona na piersi, nie ruszyła się z przejścia.
- Porozmawiać? –
mruknęła unosząc brew.
W oczach mężczyzny
coś błysnęło, kącik jego ust drgnął. Podał jej kwiaty.
- Proszę, to dla
ciebie – powiedział cicho. – Mogę wejść?
Zawahała się. Bukiet
wyglądał prześlicznie. Nie nazwałaby go skromnym, zachwycały ją starannie
dobrane odcienie, szaleństwo kształtów. To było nie fair, wolałaby, żeby nie
miał tego rodzaju argumentów. Gdyby przyniósł róże, po prostu nie przyjęłaby
ich. Nie musiałaby go wpuszczać.
- Łapówka? –
wymamrotała biorąc kwiaty i jednocześnie cofając się z progu.
- Jeśli tak wolisz…
Mężczyzna wykorzystał
okazję, by wejść do mieszkania. Marie przez moment jeszcze rozważała, czy to na
pewno był dobry pomysł. Zamknęła drzwi i rozejrzała się za wazonem.
Zamiast tego jej wzrok trafił na miskę z praniem. Cudownie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz