piątek, 24 lipca 2015

Stary, dobry zeszyt :)


Pomimo wygody oferowanej przez różne elektroniczne gadżety, jestem ogromną fanką rozwiązań "analogowych" - tradycyjnego papieru. To dotyczy zarówno książek (często czytam e-booki, ale z zapałem zbieram wersje papierowe), gazet, zdjęć, a także pisania.


Zawsze najlepiej, najszybciej pisało mi się odręcznie w notesie, nawet jeśli oznaczało to później przepisywanie wielu stron. Podejrzewam, że wiąże się to nie tylko z niedostępnością komputera (nic, co by mnie rozpraszało), ale i okazją do pisania w różnych przyjemnych miejscach, np. na trawie :) albo w każdym innym miejscu, gdzie wpadnie do głowy pomysł, który koniecznie trzeba zapisać. Notatki do PTA mam rozpisane na wielu kartkach, zawsze (zawsze!) noszę ze sobą zeszyt. Jako ustępstwo na rzecz elektroniki w telefonie mam aktualną wersję tekstu, gdybym potrzebowała pilnie coś podejrzeć ;)

PS. Ten post również piszę w warunkach nieco polowych - wyniosłam się z laptopem na balkon, tak mocno zarośnięty bluszczem, ziołami i kwiatami, że nawet sąsiedzi obok nie są mnie w stanie przez te chaszcze dostrzec. Do tego tuż pod balkonem kwitną moje lilie - czuję się lekko otumaniona ich ciężkim, słodkim zapachem :) Uwielbiam lato :)




Na dźwięk dzwonka u drzwi Marie zatrzymała się w połowie drogi do łazienki i przechyliła lekko głowę. Nie spodziewała się gości. Co więcej, jej znajomi zwykli najpierw dzwonić, by nie ryzykować wizyty w szemranej okolicy, kiedy ona tak często spędzała czas poza domem, choćby u Natalie.



To musiał być któryś z jej braci. Diego wczoraj poleciał do Europy, a jeśli to Jaime ją wytropił, w żadnym razie nie zamierzała go wpuszczać. Nie, sama uwiła sobie to gniazdko i nikt nie miał prawa jej tu nachodzić, wolną sobotę natomiast zamierzała przeznaczyć na porządki.



Wzruszyła ramionami, po czym zabrała się za wypakowywanie pralki. Sam fakt, że w ogóle udało się zmieścić to urządzenie w ciasnej łazience, zakrawał na cud. Dziewczyna uśmiechnęła się na wspomnienie, jak Natalie przekonała Lucę oraz Jasona, aby jej w tym pomogli. Natalie przekonałaby każdego.



Ponowny dzwonek wywołał gniewne prychnięcie, Marie była zdecydowana zignorować natręta. Opierając miskę z praniem na biodrze wróciła do salonu. Brakowało jej choć najmniejszego balkonu, na którym mogłaby rozwiesić sznurki, jedyne, co pozostawało, to ustawienie suszarki pod szeroko otwartym oknem.



Nieznany gość nie ustępował, tym razem rozległo się głośne pukanie. Marie zacisnęła dłonie w pięści i posłała w stronę drzwi lodowate spojrzenie. Znała tylko kilku tak upartych ludzi, żadnego z nich nie miała w tym momencie ochoty oglądać. Jej znajomi skorzystaliby z telefonu, więc to musiał być…



Przygryzła wargę.



Odstawiwszy miskę na podłogę po cichu podeszła do drzwi, by zerknąć przed wizjer. Zawahała się przez moment, po czym z niechętnym westchnieniem przekręciła zamek. Poczuła, że tyle była mu winna. Głupie sumienie.



- Już myślałem – wymamrotał Simon – że będę musiał wymyślić coś innego.



Skrzywiła się, wzrok utkwiła na bukiecie w dłoni mężczyzny. Już raz przysłał jej kwiaty, lecz wtedy były to róże. Tym razem wybrał o wiele lepiej, imponującą kompozycję z kwiatów o mieniących się odcieniach: ciemnoniebieskich irysów, bladych miniaturowych lilii, białych margerytek, drobniutkich błękitnych astrów, goździków, tulipanów i innych, których nawet nie potrafiła nazwać.



Urocze zestawienie, przyznała w duchu, ze złością.



- Po co przyszedłeś? – spytała nie kryjąc niezadowolenia.



- Szukałem cię w kawiarni, lecz ostatnio nie mogę na trafić na twoją zmianę. Widziałem twój samochód pod domem, pomyślałem, że lepiej będzie porozmawiać bez świadków.



Marie skrzyżowała ramiona na piersi, nie ruszyła się z przejścia.



- Porozmawiać? – mruknęła unosząc brew.



W oczach mężczyzny coś błysnęło, kącik jego ust drgnął. Podał jej kwiaty.



- Proszę, to dla ciebie – powiedział cicho. – Mogę wejść?



Zawahała się. Bukiet wyglądał prześlicznie. Nie nazwałaby go skromnym, zachwycały ją starannie dobrane odcienie, szaleństwo kształtów. To było nie fair, wolałaby, żeby nie miał tego rodzaju argumentów. Gdyby przyniósł róże, po prostu nie przyjęłaby ich. Nie musiałaby go wpuszczać.



- Łapówka? – wymamrotała biorąc kwiaty i jednocześnie cofając się z progu.



- Jeśli tak wolisz…



Mężczyzna wykorzystał okazję, by wejść do mieszkania. Marie przez moment jeszcze rozważała, czy to na pewno był dobry pomysł. Zamknęła drzwi i rozejrzała się za wazonem. Zamiast tego jej wzrok trafił na miskę z praniem. Cudownie.
 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...