Pierwszy tydzień "wakacji" spędziłam kompletnie nic nie robiąc - zielona trawka, kocyk i gapienie się na krążące po niebie jaskółki :) Ok, tak naprawdę to ścigałam się na rowerze po całej (na szczęście dość sielskiej-wiejskiej) okolicy, rozgrywałam zacięte mecze w badmingtona, a wieczorami znów ganiałam Skrzata, który pomykał na rolkach. I co chyba najlepsze - objadałam się owocami prosto z krzaczka :)
To jest właśnie lato :)
Choć zabrałam ze sobą stos książek, maszynę do szycia i parę innych drobiazgów, którymi chciałam się zająć, przeleżały w kącie :) I dobrze. Tylko aparat trzymałam pod ręką, mam więc stos zdjęć do uporządkowania.
Teraz czas wrócić do rzeczywistości i codziennej rutyny, paskudnie zabieganej (zaległości w pracy, zaległości w domu). Na właściwy urlop muszę zaczekać do połowy sierpnia, potem będzie już po lecie, staram się zatem cieszyć tym, co jest ;)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz