wtorek, 16 grudnia 2014

Z cyklu: "Trudne pytania" (cz. 11)


O Mikołaju.

- Mama, dziś na religii dowiedziałem się ciekawej rzeczy... - zaczął, lecz zaraz zawiesił głos i zerknął na mnie podejrzliwie. - Czy to prawda, że św. Mikołaj nie żyje?

Och...

- Rozmawialiście na pewno o tym biskupie, prawda? - odpowiadam spokojnie. - Nazywał się Mikołaj, a ponieważ był bardzo dobrym człowiekiem, został świętym. Świętym Mikołajem. To prawda, ten biskup żył dawno temu, więc już go nie ma. 

Skrzat otwiera szeroko oczy.

- To kto przynosi teraz prezenty?

Powstrzymuję uśmiech i tylko unoszę brew.

- Dobre pytanie. Też jestem ciekawa.

*

O gotowaniu.

Odrabiamy zadania domowe - przyszła kolej na rozróżnianie "ę" i "ą". Próbuję wytłumaczyć na przykładzie odmiany czasowników:

- Jak się mówi? Ja gotuję, ty gotujesz, on gotuje...

Skrzat z zainteresowaniem przechyla głowę.

- My gotujemy, wy... - zawieszam głos.

- Nie gotujecie!

W porządku, może być i tak.

- A oni?

- Zjadają!

*

O listach.

Skrzat jak co roku wystosował list do pewnego świętego z brodą, a ponieważ ma dobre serduszko, złożył zamówienie od razu dla całej rodziny, wujka czy prababci nie wyłączając. Trzeba powiedzieć, że naprawdę starał się dla każdego wymyślić coś ciekawego.

- Mama, na pewno nie możesz się już doczekać choinki i tego jak dostaniesz swoją czerwoną sukienkę, prawda?

- O tak... - odpowiadam z uśmiechem. - Nie jestem tylko pewna, czy ją dostanę. Może nie byłam dość grzeczna.

Przez jego twarz przebiega cień niepokoju.

- Ty nie byłaś grzeczna?

Wzruszam ramionami.

- No, to się okaże - mruczę enigmatycznie. - Poza tym czerwona sukienka była w twoim liście. A skąd wiesz, o co ja prosiłam Mikołaja w swoim? Może o coś zupełnie innego?

Chwila konsternacji, pionowa zmarszczka na czole.

- Mama... A o co prosiłaś w swoim liście do Mikołaja dla mnie?

*

O logice.

- Kochanie, zjadłeś dziś w szkole śniadanie?

- Tylko kanapkę, banana już nie dałem rady.

- Nie dałeś rady?

Wzdycha ciężko i głaszcze się po brzuchu.

- Przejadłem się...

- Tą jedną kanapką? - upewniam się.

- Dwiema - prostuje z pełnym zadowolenia uśmiechem.

- Kochanie, miałeś w śniadaniówce tylko jedną kanapkę.

- Tak, ale zjadłem też kanapkę Patryka!

Biorę głęboki wdech.

- Dlaczego zjadłeś kanapkę Patryka? - pytam spokojnie.

- Bo fajnie wyglądała - wyjaśnia beztrosko. - Jego jabłko było nadgryzione, więc jego nie chciałem. Poza tym, mama, ja tą kanapkę od Patryka pożyczyłem!

W porządku.

- Kiedy mówisz, że coś pożyczyłeś - tłumaczę powoli - to znaczy, że później musisz to oddać. Jak zamierzasz oddać kanapkę, którą już zjadłeś?

- No jak? Ja zjadłem tą kanapkę, a jego mama kupi mu drugą!


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...