poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Przed wyjazdem...


Walizki zapakowane, wszystko sprawdzone dwa razy według listy. Jesteśmy gotowi do wyjazdu. O ile nie wydarzy się jakieś trzęsienie ziemi, jutro bladym świtem wsiadamy do samolotu. Planuję powygrzewać się na słoneczku, a wieczorami podziwiać bajeczne zachody nad malowniczą zatoką... 

Tą wycieczkę planowaliśmy od dawna, przez chwilę wydawało się, że się nie uda, na szczęście chyba jednak dotrzemy do celu. Tylko nastroje nie są tak lekkie, jakbyśmy chcieli. Z niepokojem patrzę na telefon obawiając się najgorszych wiadomości. Czasem... nic więcej nie da się zrobić :/

Wracam za tydzień, udanego majowego weekendu wszystkim zaglądającym!


Na środku widać szary kształt. To uciekający bażant.






czwartek, 24 kwietnia 2014

I już zakwitły jabłonie...


Wiosna w pełnym rozkwicie. Zieleń eksplodowała, co dzień pojawiają się nowe liście, nowe kwiaty. To taki magiczny okres, gdy przyroda oddaje się szaleństwu - wszystko jest świeże, młode i tak... wiosenne. Dopiero co kwitły forsycje i śliwy, teraz wszędzie widzę bzy, kasztanowce...

Jeszcze z tydzień, dwa tej magii, później zieleń przykurzy się. Aż chciałoby się zatrzymać ten czas, schować trochę tej soczystej wiosny do słoika, na zimne, ponure dni.






Przed Świętami dopadło mnie choróbsko, jakaś dziwna grypo-angina. Ha, przynajmniej tyle dobrego z tego było, że przez bolące gardło nie miałam apetytu - nie cierpiałam później z powodu tradycyjnego, świątecznego obżarstwa. 

I kiedy tak siedziałam skulona z gorączką, moje dziecko stanęło na wysokości zadania. Okrył mnie po czubek nosa wszystkimi kocami, jakie zdołał znaleźć w domu. Rozstawił mały stoliczek i zrobił mi herbaty (mniejsza o to, że granulowanej i na zimno), przyniósł książki Nalini Singh (skąd wiedział, że te akurat są moimi ulubionymi?). Po czym spytał, czy teraz już może sobie pograć na tablecie.










sobota, 19 kwietnia 2014

Wesołych Świąt!


Zdrowych, radosnych Świąt, okazji do odpoczynku oraz pięknych chwil spędzonych z bliskimi!


wtorek, 15 kwietnia 2014

Kartka na drzwiach.


Nie znałam nawet jej imienia, choć przez ostatnich dziesięć lat niemal codziennie mijałam miejsce, gdzie pracowała. Niewiele o niej widziałam, poza tym, że była miłą, uczynną osobą. I znała się na rzeczy. Kiedy czasem do niej przychodziłam, witała mnie pobłażliwym uśmiechem z tym niewypowiedzianym pytaniem "i co my tu mamy tym razem"... Zwykle zostawałam dłużej niż to potrzebne, by chwilę pogawędzić.

Podobno dziś rano wstała, a potem się przewróciła. I już po wszystkim.

Wczoraj był człowiek, dziś została kartka na zamkniętych drzwiach.






niedziela, 13 kwietnia 2014

Z cyklu:"Trudne pytania" c.d. (cz. 5)


- Wiesz mama, ona przypomina mi tą panią z gabinetu pani dyrektor.

Rzucam mu podejrzliwe spojrzenie.

- A ty byłeś w gabinecie pani dyrektor?

- No pewno! - odpowiada nonszalanckim tonem. - Trzy razy.

Acha.

- I co pani dyrektor mówiła?

Beztroskie wzruszenie ramion.

- Że powinienem się starać lepiej zachowywać.

Nie mam w tym momencie ochoty na pogadanki, odbywamy je i tak zbyt często, ale co do jednej kwestii chcę się upewnić.

- Kochanie, a ty wiesz, że pani dyrektor to najważniejsza osoba w szkole? To ona kieruje szkołą.

- Nieprawda mama, to woźna jest najważniejsza! To ona ma wszystkie klucze!


Piękne kwietniowe słońce, wracamy niespiesznie do domu.

- I wiesz, mama, z tymi falami jest tak, jak powiedział Einstein. Jedna cząsteczka uderza o drugą, ta druga o następną i tak dalej.

Może nie Einstein to powiedział, ale poza tym się zgadza. Uśmiecham się i pocieram lekko jego ramię.

- A wiesz, mama, że radioaktywność jest niewidzialna? Jak powietrze.

- Masz rację - mruczę leniwie.

- Ale za to można ją wyczuć nogą!

Zerkam na niego zaskoczona, a on uśmiecha się z tą znajomą mi już pewnością siebie.

- No, wystarczy wysunąć nogę i można jej dotknąć.


- Mama, a co to są cycki?


I jeszcze jedno, a zapale badacza: Skrzat z dziadkiem znaleźli gdzieś w garażu zasuszonego pająka. Tzn. wygląda to to jak pająk, ma przepisowe osiem nóg, ale jest nieprzepisowo wielki. Nie wiedziałam, że u nas takie żyją na wolności. Brrrr... Lubię różne robaki - fotografować. Wtedy mam pełną kontrolę nad sytuacją, nie zbliżam się do nich zanadto. Ale nie znoszę być przez nie zaskakiwana. Skrzat natomiast (z pomocą dumnego dziadka) umieścił pajęcze truchło w plastikowym pojemniku i trzyma teraz na honorowym miejscu w pokoju. To jeszcze nie byłoby takie złe, gdyby wciąż go ze sobą nie zabierał - i tak znajduję pająka to na kanapie pod poduszką, to w łóżku, to na stole. Przeźroczystego plastiku nie widać w pierwszej chwili, za to wielkiego, włochatego stwora owszem. Brrr...











sobota, 12 kwietnia 2014

Z perspektywy maluczkich..


Większość z nas na co dzień skupia się na codzienności - zrobić, załatwić... To oczywiste. Na każdego czekają jakieś sprawy, być może problemy do rozwiązania czy plany do zrealizowania. Może marzenia, może smutki. Zawsze jednak chciałoby się wierzyć, że nasze działanie ma sens, że możemy realnie wpływać na nasze życie. Chciałoby się wierzyć, że istnieje na tym świecie sprawiedliwość, a za złe uczynki (ach, jakie staromodne słowo!) spotyka kara.

Sama wciąż łapię się na takich marzeniach...

Trzy przykłady.

Ujawnione jakiś czas temu porozumienie największych przedsiębiorstw z Doliny Krzemowej (m.in. Adobe, Apple, Google, Intel, Pixar i inne) zakładało, że firmy te nie będą zatrudniać nawzajem swoich pracowników. Wśród nazwisk osób zaangażowanych w wypracowanie tego porozumienia pojawiają się takie jak Steve Jobs (jakże często określany mianem geniuszu, niemal świętego) czy George Lucas. Z ich perspektywy - same korzyści, nie podkupują sobie pracowników, dzięki czemu mogą utrzymać niższe płace (szacuje się, iż oszczędności z tego tytułu sięgały 9 mld dolarów w przeciągu 5 lat). Nie ma konkurencji, nie ma ryzyka ucieczki pracowników. Dla ok. 100.000 wysoko wykwalifikowanych pracowników oznaczało to znaczące ograniczenie możliwości zmiany pracy czy zwiększenia zarobków. Ale co się liczy taki szary człowiek? Ważne są zyski, zyski dla garstki wybranych.

Więcej na ten temat - tutaj.

Inna sprawa, która niezmiennie mnie wkurza/drażni/oburza, to tzw. rynki finansowe oraz kapitał spekulacyjny. Nie powiem, żebym dobrze rozumiała rządzące nim mechanizmy, mało kto chyba to rozumie, ale w dużym uproszczeniu można podsumować, iż operacje przeprowadzane na międzynarodowych giełdach przez tych największych graczy mogą zachwiać gospodarką całego kraju czy nawet doprowadzić do kryzysu. Tak dzieje się w ostatnich tygodniach i miesiącach chociażby w Turcji, Argentynie, i nie ma to związku z faktyczną kondycją gospodarki tych państw. Waluta nagle traci na wartości, stopy procentowe skaczą, a po głowie ostatecznie dostaje szary człowiek. Kto tym wszystkim kieruje? Kim są ci inwestorzy czy zarządzający funduszami? Nie wiem, ale trudno mi się pogodzić, że stosunkowo niewielka grupa ludzi ma tak ogromny wpływ na gospodarkę. Aż... chciałoby się znaleźć tego winnego i skopać mu siedzenie.

I jeszcze historia pewnego pana. Pan narobił ogromnych długów, nie płacił zobowiązań, przez co doprowadził słabszych od siebie graczy do bankructwa. Kiedy wreszcie wierzyciele dopadli go w sądzie, pan przeprowadził szybki rozwód, była już żona złożyła pozew o absurdalnie wysokie alimenty, a jakiś sędzia je zatwierdził. I teraz pan żyje sobie równie wygodnie co wcześniej, ze swoją (rozwiedzioną) panią. Majątek został odpowiednio wcześniej przepisany, z bieżących dochodów ściągane są najpierw alimenty, dla maluczkich nic nie zostaje.

Czasem... Chciałabym mieć ten luksus naiwności, nie wiedzieć.





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...