środa, 19 marca 2014

Z cyklu: "Trudne pytania" c.d. (cz. 4)


- Mama, czy hipopotam był w kosmosie?

- O ile mi wiadomo, to nie.

- To niesprawiedliwe! Małpa i pies były!

***

Skończyłam czytać w książce "Świat w obrazkach" czy coś w tym rodzaju fragment o wyborach i przymknęłam oczy czekając na pytania. Skrzat rozmyślał przez dłuższą chwilę.

- Mama, a ty brałaś udział w wyborach?

- Tak, głosowałam. Być może nie pamiętasz, ale mi pomagałeś. Wrzucałeś głos.

- A na kogo głosowałaś?

Wbrew pozorom to pytanie nie jest podchwytliwe.

- Na prezydenta, na posłów... - wyliczam spokojnie.

- Co to znaczy posłów? - spytał z nagłym ożywieniem.

- Poseł to ktoś wybrany w wyborach - staram się tłumaczyć w możliwie przystępny sposób. - Posłowie zbierają się, by wymyślać przepisy, nowe prawa.

Ok, może to nie było najzręczniej sformułowane.

- Ale skoro oni je wymyślają, to te przepisy nie są prawdziwe?

- Nie, kochanie, to nie tak działa. Oni ustanawiają prawdziwe prawa, których trzeba przestrzegać.

Skrzat znów chwilę się zastanawia, a kiedy układam sobie w głowie możliwe wyjaśnienia, dlaczego powinniśmy się tych praw trzymać, słyszę zupełnie inne słowa.

- Wiesz, mama, tak sobie myślę, że w słowie poseł kryje się połowa słowa osioł.


- Mama - oświadcza stanowczo stając w drzwiach - czegoś nie rozumiem.

Zdarza się.

- Tak?

- Pan Jezus wcale nie był mięśniakiem.

Hę? Mięśniakiem?

- Co masz na myśli?

- No przecież sam widziałem! - wykrzykuje z oburzeniem. - Na filmie!

Acha, dziś na religii oglądali film. Nadal jeszcze nie łapię związku.

- I...? - podpytuję ostrożnie.

- No nie rozumiem, jak on mógł odrzucić ten kamień! Wcale nie wyglądał jak mięśniak.

Głęboki oddech, parę sekund na zebranie myśli i odszukanie właściwych słów.

- Pan Jezus jest Bogiem. Kamień miałby go zatrzymać?

Skrzat mruga, w jego oczach pojawia się zaintrygowany błysk.

- To on ma moc?

- Można tak powiedzieć. Jest Bogiem, nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.

To wyjaśnienie okazuje się wystarczające. Kiwa głową wracając do swojego pokoju. Cóż, przynajmniej tym razem nie wspomina nic o Jedi.




Muszę zająć się obiadem, więc Skrzat zdany sam na siebie wyciąga grę planszową, której istota sprowadza się do rzucania kostką i jak najszybszym dotarciu do mety.

- Wygrałem! - oznajmia po chwili.

- Gratuluję - mruczę znad rosołu. - A może teraz zagrasz dwoma pionkami? Będziesz rzucał na zmianę, raz dla jednego, raz dla drugiego.

Przez dłuższą chwilę w pomieszczeniu panuje cisza, dzięki czemu mogę skończyć szykować sałatkę. Kiedy znów podnoszę wzrok w stronę stołu, Skrzat siedzi z głową ciężko opartą na dłoniach i z wyjątkowo markotną miną.

- Co się stało?

- Przegrałem.

Ha, grunt to uczciwość, nawet w grze z samym sobą.

***

- Mama...

Skrzat chodzi za mną z książką o średniowiecznym zamku i próbuje wyjaśnić jakieś szczegóły odnośnie techniki polowania z sokołami. Na pewno ciekawe, ale po męczącym dniu moja zdolność koncentracji jest na wyczerpaniu, a muszę skupić się na czymś innym.

- Kochanie, mam coś do zrobienia. Później to przeczytamy, a teraz potrzebuję, żebyś przez chwilę był cicho.

Milczenie trwa parę sekund.

- Mama, to ja będę ci tak szeptem opowiadał...





1 komentarz :

  1. Lepsze niż niektóre kabarety, na wieczór Skrzat mnie bardzo rozbawił :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...