piątek, 25 sierpnia 2017

"Queen of Shadows" Dianne Sylvan


Mając świadomość, że książka "Queen of Shadows" Dianne Sylvan, pierwszy tom serii "Shadow World", stanowi debiut literacki autorki starałam się być wyrozumiała. Podobała mi się koncepcja, podobały opisy. Podobało mi się nawet to, że znalazło się miejsce dla kilku wyrazistych, interesujących bohaterek. Szkoda tylko, że żadną z nich nie była główna bohaterka.

Shortly after she picked up a guitar, Miranda Grey conquered the Austin music scene with a newfound ability to psychically manipulate her audience’s emotions. But as her powers outgrow her control, her mind is increasingly invaded by haunting secrets and overwhelming sadness. Unable to look anyone in the eye, Miranda is fast approaching the edge of insanity – with no one to catch her fall…

When he outlawed killing humans, David Solomon ignited a civil war among Austin’s vampires. As Prime of the South, his sympathy for mortals angered the old guard who refuse to control their violent urges. David has his hands full with the growing insurgency, but he takes in a broken-down woman, a musician in need of supernatural guidance. Little does he know that Miranda Grey has the power to change his world as well.


Akcja zaczyna się dość niemrawo, od opisu wieczoru Mirandy i próby wytłumaczenia, dlaczego dziewczyna ma coraz większy problem ze światem. Miranda jest artystką, oczarowuje tłumy swoją grą oraz śpiewem. Tak, by nie zdradzić zbyt wiele, mogę napisać jedynie, że główna bohaterka ma niezwykłe moce, nad którymi nie do końca panuje i które powoli doprowadzają ją do szaleństwa. Pewnej nocy, kiedy wraca z koncertu, zostaje zaatakowana i całe jej życie się zmienia. Miranda budzi się w obcym miejscu, otoczona obcymi ludźmi, którzy okazują się... wampirami. 

Ostrzeżenie: książka zawiera dość realistyczny opis gwałtu.

Do zalet "Queen of Shadows" zaliczyć można starannie zaplanowany przez autorkę świat - wampiry od wieków istniejące obok ludzi, zorganizowane w Świat Cieni: system Sygnetów, terytoria, hierarchia czy cicha współpraca z ludzkimi władzami. Książka została ładnie, starannie napisana, ale... tempo rozwoju fabuły sprawiało wrażenie ślimaczego (dopiero po sam koniec nieco przyspieszyło), a czytelnik katowany był roztrząsaniem emocjonalnego stanu Mirandy, dość przygnębiającego zresztą. Brakowało mi tam choćby odrobiny napięcia - gdy przerywałam czytanie, jedynie chęć dowleczenia się do końca motywowała mnie, by jednak wrócić do lektury. Fabuła była do bólu przewidywalna, włącznie z tym, że kiedy David informował Mirandę, że na terenie Przystani jest bezpieczna, oczywistym stawało się, że wkrótce zostanie tam zaatakowana. I bach - co za niespodzianka... Nie podobał mi się też sposób przekazywania informacji - wciskanych czytelnikowi już na samym początku w dużych ilościach. Niektóre sceny - np. ucieczki i egzekucji lidera buntowniczych wampirów - wydawały się wciśnięte na siłę, gdyż autorka nie znalazła subtelniejszego sposobu na podanie pewnych wiadomości.

Główna bohaterka przez większość czasu kuliła się w łóżku lub snuła po kątach i jedynie w końcówce pokazała nieco charakteru. Co zresztą było na tyle niespodziewane, że wypadło mało wiarygodnie. Nie potrafiłam wczuć się w sytuację Mirandy ani zrozumieć większości jej reakcji. Powiedziałabym, że o wiele ciekawsze były bohaterki drugoplanowe, Faith czy Kat.  

Lepiej wypadł tu główny bohater. W przypadku Davida autorce udało się w dość przekonujący sposób połączyć w jednej osobie potężnego wampira, troskliwego opiekuna i komputerowego świra. To prawdziwa rzadkość w tym gatunku literatury, choć raz nie super-zaborczy-alfa czy arogancki macho. Szkoda, że przekonująca nie była jego rola kochanka i zdecydowanie nie pomagały tu długie przerwy pomiędzy spotkaniami. W relacji głównych bohaterów brakowało mi choć odrobiny chemii - to przypominało raczej przyjaźń, nie zauroczenie czy miłość. Nagły zwrot (po dłuuugiej przerwie) w ich związku sprawiał wrażenie sztucznego. Fakt, iż o połączeniu w parę decyduje magiczny przedmiot również nie sprawiał, by ten wątek stał się bardziej romantyczny.  

Dodatkowo raz po raz zdarzały się irytujące przeskoki w czasie, takie szybkie przewijanie akcji do przodu - np. w jednej scenie Miranda wpada w panikę jedynie słysząc, że David wycofa tarczę, którą ją osłaniał, a już w kolejnym rozdziale z zadowoleniem prezentuje nabyte umiejętności - zdecydowanie zabrakło opisu, jak bohaterka poradziła sobie ze strachem. Tego rodzaju pominięcia sprawiały, że trudno było zrozumieć Mirandę oraz zmiany w jej podejściu do życia. Innym przykładem jest raptownie urwany wątek Sophie - zabrakło mi na koniec choć paru słów o niej, krótkiego zamknięcia tematu. 

Podsumowując: nie znalazłam w "Queen of Shadows" ani za wiele romansu ani trzymającej w napięciu akcji, nie przywiązałam się też do bohaterów. I nie bardzo mam ochotę zaglądać do kolejnych tomów.

PS. Zakładam, że zbieżność tytułu z książką Sarah J. Maas jest jedynie przypadkowa. W końcu to tak oryginalna nazwa...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...