sobota, 20 czerwca 2015

Celia Friedman "Uczta dusz"


"Uczta dusz" Celii Friedman to pierwszy tom "Trylogii Magistrów". Właściwie ta książka ma wszystko, czego szukam w literaturze fantasy: postaci, które - w większości - nie są czarno-białe, intrygującą koncepcję magii oraz tajemnicze zagrożenie. Właściwie... Powinnam być zachwycona. 

I nie potrafię powiedzieć, dlaczego ta lektura mi się nie podobała :)

Może to kwestia stylu autorki,  który chwilami wydaje się zbyt nierealny (przewaga opisów nad dialogami, za dużo niekonkretnych i niejasnych wewnętrznych przemyśleń czy np. uwagi poświęconej odczytywaniu wyrazu twarzy rozmówcy, za mało... akcji, poczucia, iż bohaterowie są prawdziwi). Może to kwestia bohaterów, do których nie tylko nie potrafiłam się przywiązać (jedyny budzący sympatię od samego początku skazany był na śmierć), ale wręcz czułam do nich niechęć - przedstawieni w książce Magistrowie z samego założenia byli bezwzględnymi pasożytami. Może... świat wykreowany przez autorkę swoim okrucieństwem i "prawem silniejszego" za bardzo przypominał ten nasz, a ja w literaturze szukam jednak czegoś pozytywnego?

Zdarza się, że nawet z dobrze napisaną książką trudno się zestroić. Ta - budziła we mnie opór i przekonałam się, że jednak zależy mi na szczęśliwych zakończeniach. W "Uczcie dusz" zakończenie jest otwarte, ale nie nazwałabym go szczęśliwym.

W tym świecie magia wymaga największej ofiary. Są nią ludzkie dusze.
Magowie skrywają mroczny sekret. Czerpią moc z dusz ludzi, wykradając im życiową energię. Do tajemnicy dopuszczani są tylko mężczyźni, kobiety mogą być jedynie czarownicami – korzystając z ognia własnej duszy, każde użycie magii okupują skróceniem życia.
Odwieczny porządek zachwieje Kamala, młoda kobieta, która poznała sekret magów i jako pierwsza chce zostać Magistrem. Ci jednak woleliby ujrzeć ją martwą, niż przyjąć w swoje szeregi.
Tymczasem na północy budzi się dawno zapomniane zło, gotowe znów zagrozić krainie ludzi. 

Z kilku powodów "Uczta dusz" jest dobrą książką - chociażby ze względu na wspomnianych już wyżej bohaterów. Zawsze interesowały mnie bardziej postaci poruszające się w strefie cieni niż te oczywiste, kierujące się zrozumiałymi motywami. Zaprezentowana przez autorkę koncepcja magii jest oryginalna i nieco... przerażająca. Każdy najmniejszy czar zasilany jest siłą życiową jakiegoś człowieka - w przypadku czarownic jest to ich własne życie, w przypadku Magistrów (czarnoksiężników) - życie kogoś obcego. Ludzie umierają, aby istnieć mogli Magistrowie. Nieczułość władających tą magią Magistrów czy sam rytuał Przejścia, kiedy muszą dokonać wyboru i zaakceptować fakt, iż będą odpowiadać za te wszystkie śmierci, już to budzi zimny dreszcz. I chyba właśnie ze względu na tą magię miałam trudności z przeczytaniem książki - to, co powinno być odrzucone, jako okrutne i nieetyczne, stanowiło wiodący wątek i nic nie zapowiadało (przynajmniej w tym pierwszym tomie), by ten rodzaj magii miał zostać odrzucony. Bez mocy kradzionej ludziom Magistrowie natychmiast by zginęli. Czy łatwiej zabijać kogoś, kogo twarzy się nie zna, bezimiennego człowieka na drugim końcu świata? A co, jeśli spojrzy się ofierze w oczy? Czy kobiecie trudniej to znieść niż mężczyźnie?

Tajemnice magii poznajemy z perspektywy Kamali - młodej kobiety, doświadczonej przez trudne dzieciństwo, upokorzonej i zdeterminowanej, by odmienić swój los. Na swoje szczęście trafia ona na jednego z niewielu uczciwych czarnoksiężników, który zgodził się jej pozwolić spróbować - bo to, czy ktoś zostanie Magistrem, zależy w dużej mierze od tego, czy jest wystarczająco bezwzględnym, czy poradzi sobie z ciężarem związanym z dysponowaniem magią.

Zostać Magistrem to jedno. Zrozumieć, co to naprawdę oznacza i czym wówczas staje się człowiek, zaakceptować to i nadal żyć – to zupełnie co innego.
– Więc co takiego jest we mnie, że to niemożliwe? – pyta dziewczyna. – Jakaś kobieca część ciała? Wytnę ją.
Kiedy indziej może wyśmiałby ten absurdalny tupet, ale ton jej głosu sugerował, że mówi śmiertelnie poważnie.
– Przyłożysz sobie nóż do brzucha i wykroisz żywe ciało? – prowokuje.
– Na mój rozkaz?
– Nie – mówi obojętnym tonem. – Pójdę do czarownicy i każę sobie to wyjąć, ale tak, żebym od tego nie umarła. Potem przyjdę tu i pokażę panu. A jeśli mi pan powie, że muszę się pozbyć jeszcze czegoś, też każę to sobie wyjąć. Aż nie zostanie we mnie nic, czego nie ma mężczyzna, a pan zgodzi się mnie uczyć.


Podobało mi się to, jak autorka pokazała kobiety - zwróciła uwagę, że ich słabsza pozycja w społeczeństwie wynika wyłącznie ze słabości fizycznej, nie braku wewnętrznej siły. Ile możliwości zależy od tego, czy ktoś jest kobietą czy mężczyzną?

Kamala poznała mężczyzn z najgorszej strony i to jej sprzeciw wobec przedmiotowego traktowania bardziej niż cokolwiek motywuje ją do bezwzględnego wykorzystania swojej mocy. Zdecydowała, że przetrwa za wszelką cenę. Walka dziewczyny, które rozumie twarde reguły rządzące światem, ze swoim własnym sumieniem, sam fakt, iż jeszcze jakiekolwiek sumienie jej pozostało, jest jednym z bardziej wyrazistym wątków książki.

Gdzieś głęboko w duszy Kamali zimny ból przypomniał jej o cenie, jaką zapłaciła, by stać się tym, czym jest. Jak by to było – mieć przed sobą całą wieczność bez konieczności zabijania niekończących się zastępów niewinnych ludzi? Nagle przypomniała sobie dziecko, które mordowała w swoich snach, i gwałtowna fala mdłości po raz kolejny uświadomiła jej, jakie są koszty ludzkiego współczucia.
Nie śmiej żałować tego, czym jesteś, napominała się. Nawet przez chwilę.


Jest też królowa Gwynofar - trochę przerysowana ze swoim cichym poświęceniem, dumą oraz uporem. Jest Siderea, Królowa Wiedźma, która znalazła zupełnie innych sposób na przetrwanie. Choć ta ostatnia kobieta stanowiła raczej tło dla pokazania złożonej moralności Colivara.

Delikatnie położył jej dłoń na czole, skupiając kradziony ogień duszy na koniuszkach swoich palców, i głaskał miejsca, gdzie zaczęły pojawiać się zmarszczki. Pod jego dotykiem znikły drobne kurze łapki, a bruzdy w kącikach ust spłyciły się i wyprasowały. Westchnęła przez sen i odwróciła głowę, ale się nie obudziła. Od swego dalekiego konsorta wyciągnął więcej mocy i skąpał w niej Sidereę, umożliwiając jej skórze pobranie pokarmu i młodości. Nie umknęło mu to, że zabija jednego morati dla dobra drugiego. Czy przez sen czuła jego zabiegi? A może miała niejasne koszmary, które sugerowały jej, jakim kosztem pozostaje tak atrakcyjna? 

Sami Magistrowie - przede wszystkim Colivar, Ramirus, Ethanus - wydawali się słabiej sportretowani niż postaci kobiece. Owszem, autorka często podkreśla ich obojętność wobec losu ludzi, którym odbierają życiową energię, pokazuje znudzenie istot trwających już od setek lat, znudzonych gierkami, a jednocześnie ciągle angażujących się w życie śmiertelników. Mimo wszystko brakowało mi w nich charakteru, wydawali się... nijacy i niedopracowani. Jedynie postać Colivara mnie zaskoczyła - w kolejnych rozdziałach pojawiały się informacje, które napędzały moją ciekawość. Jeśli miałabym sięgnąć po kolejne tomy, to tylko po to, by dowiedzieć się czegoś więcej o jego przeszłości.

Najbardziej pozytywny bohater, zdecydowanie przejaskrawiony - niemal chodzący ideał, czyli książę Andovan, jest też postacią tragiczną. Od samego początku jasne jest, że nie zdoła się uratować. Zaakceptowałabym jakoś, gdyby sympatyczny bohater zginął w sposób nieoczekiwany. Lecz w "Uczcie dusz" śledzimy jego mozolną walkę o życie, jego desperackie próby odszukania osoby, która kradła mu siłę i wiemy, że to się nie uda. Fakt, że Andovan jest dzielny, szlachetny, a do tego przystojny - mocno trąci sztampą, lecz wcale lektury nie ułatwia.

Przeszkadzały mi trochę przeskoki czasowe - wspomnienia Ethanusa, który szkolił Kamalę, mieszały się z bieżącą akcją. Miałam też wrażenie, jakby autorka w trakcie pisania zmieniła koncepcję niektórych postaci - np. Colivar na samym początku wydaje się mocniej zaangażowany w politykę morati, przejmuje się wizytą na dworze Dantona, podczas gdy w późniejszych rozdziałach okazuje śmiertelnikom kompletne lekceważenie.

Początek książki wydaje się ospały, raczej nudny i dłużej się niemiłosiernie, na szczęście jednak w drugiej połowie fabuła się rozkręca. Nie brakuje emocji i dramatu. Najlepszym podsumowaniem może być chyba to, że głównym bohaterom - Magistrom - przyjdzie walczyć z okrutnymi istotami, które... różnią się od nich może wyglądem, ale tak samo jak oni kradną ludziom życie. Kto zatem jest tutaj tym złym?

Jestem pod wrażeniem tego, jak autorka posplatała ze sobą różne wątki, pokazała historię z perspektywy różnych osób pokazując, jak odmiennie można oceniać każde wydarzenie. Doceniam wykreowane przez nią postaci, szczególnie Kamalę, ale nie potrafiłam polubić - ani bohaterów, ani fabuły. Dobrzy bohaterowie zostają upokorzeni lub umierają, a przeżyją tylko ci wystarczająco bezwzględni, by zabijać innych. Hmmm, to zdecydowanie nie brzmi jak bajka.

---------------------------------- uzupełnienie z 23.06.2015 ----------------------

Jednak przeczytałam drugi tom, "Skrzydła gniewu". Akcja toczy się w zdecydowanie lepszym tempie - nie ma niemrawych dłużyzn, czytelnik otrzymuje za to świeżą porcję zagadek do rozwiązania. Autorka w dalszym ciągu rozwijała wątek ról/pozycji kobiet i mężczyzn, i tak jak w pierwszej części bardzo mi się to podobało, tutaj zaczęło się to robić tendencyjne, przewidywalne. Można było się domyślać, w którym kierunku potoczy się fabuła. Wątek romantyczny, podobnie jak w pierwszym tomie został przedstawiony dość oszczędnie i raczej mnie irytował niż intrygował - wydawał się niespójny z postacią bohaterki.

Sięgnęłam po ten tom przede wszystkim ze względu na postać Colivara, chciałam dowiedzieć się czegoś o jego przeszłości - i trochę sugestii znalazłam. Wystarczająco, by zaspokoić ciekawość, do trzeciego tomu zaglądać już nie planuję. Szczególnie, że autorka najwyraźniej lubi uśmiercać moich ulubieńców :/ A do Magistrów nadal nie poczułam sympatii :)




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...