poniedziałek, 8 czerwca 2015

8 czerwca 2015


Spostrzegłszy na schodach drobną postać otuloną pledem Jason bez zastanowienia zmienił kierunek, by usiąść obok niej.

- Nie dyrygujesz dziś orkiestrą?

Uśmiechnęła się nieznacznie na powitanie.

- Uciekłaś przed gwarem czy może właśnie w środku jest zbyt pusto? – odezwał się, zanim mógł się jej uważniej przyjrzeć.

Zamierzał objąć ją ramieniem, lecz nagle zmienił zdanie ustawiając dłoń za jej plecami tak, by mogła oprzeć się o jego bok. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, że odruchowo to właśnie zrobiła.

- Lubię tu siedzieć – westchnęła cicho. – Ten ogród… Ma w sobie jakąś magię…

- Przydałoby się go uporządkować – mruknął krytycznie lustrując zarośnięte alejki.

- Nie… Jest idealny… Właśnie taki.

Mężczyzna otwierał usta, aby sobie z niej zażartować, kiedy dotarło do niego, że głos Natalie stał się słaby, jej oddech nierówny. Jego pierś ścisnęła się boleśnie, dziwna słabość sprawiła, że nie zdołałby się ruszyć w tym momencie z miejsca. Oczy dziewczyny błyszczały, podobnie jak blade czoło, lekko spocone, a on znał ją wystarczająco długo, by wiedzieć, co to oznaczało.

Chłód wypełnił jego serce, w głowie zapanowała pustka i Jason nie potrafił wymyślić żadnej kwestii, którą mógłby zabawić przyjaciółkę, w rachubę nie wchodziła też żadna z żartobliwych propozycji, jakie przesuwały się na końcu języka. Nosiłby ją po tym ogrodzie na rękach, gdyby sobie tego zażyczyła, zamiast tego jednak siedział w bezradnym milczeniu.

- Nie martw się tak bardzo – wyszeptała niespodziewanie.

Jason wciągnął gwałtownie powietrze i spojrzał w dół, na drobną twarzyczkę dziewczyny, teraz uniesioną ku niemu. Musnął dłonią jej policzek, po czym odwrócił wzrok.

Był przerażony świadomością, iż ona naprawdę umierała.

Jeszcze nie!

- Chcę jedynie, żeby był szczęśliwy – westchnęła cichutko. – Myślałam co prawda, że to będzie ktoś inny…

- Nie lubisz Audrey?

Próbowała chyba wzruszyć ramionami, lecz wyszło jedynie lekkie drgnięcie.

- Wystarczy, że Robert ją lubi.

- A o kim ty myślałaś?

Przechylił głowę, by dostrzec przelotny, słaby grymas na jej ustach. Oczy dziewczyny poprosiły, by pochylił się niżej. Tylko Natalie mogła mu szeptać na ucho, kiedy siedzieli zupełnie sami. Usłyszawszy odpowiedź zmarszczył brwi. Nie spodziewał się akurat tego imienia, a mimo to nie było ono dla niego zaskoczeniem. 

- Jeśli Audrey… – zaczęła przerywając, gdy jej oddech zaczął się łamać. – Powiedz jej… Będę ją straszyć, jeśli go skrzywdzi…

- Zaopiekuję się nim – wymamrotał składając obietnicę.

- Wiem… Opowiedz mi o tej dzielnej kobiecie, która nie dała się złapać na twoje uśmiechy.

Jason nie miał nic do powiedzenia, Judith nie chciała jego pomocy, mimo to ostrożnym gestem przygarnął bliżej kruche ciało przyjaciółki i opowiadał szeptem o kobiecie, której tak naprawdę nie znał ani nie rozumiał.

Przerwał, kiedy zorientował się, że Natalie opierała się o niego całym ciałem.

(...)








- Nie mogę być dla niego wszystkim… Kiedy odejdę, nic mu nie pozostanie.

Przez dłuższą chwilę Jason nie potrafił wykrztusić ani słowa, jego gardło wypełniło się kłębkiem suchej, gryzącej wełny. Ostrożnie pogładził kark przyjaciółki, jak gdyby normalny dotyk mógł złamać jej kości, powoli przesuwał dłonią po jej plecach. Póki jeszcze mógł, póki miał okazję, próbował ją zapamiętać.

Jak do diabła miał sobie z tym poradzić?

- Co tam trzymasz? – wykrztusił zauważywszy, iż ściskała w ręku jakiś drobiazg.

Rozwinęła dłoń pokazując ukrytą w niej prostą, wąską bransoletkę z błękitnego sznurka i jasnoszarych koralików.

- Marie nauczyła mnie je wyplatać – szepnęła słabo. – Na początku sznurek wciąż mi się plątał… Ale ta wyszła prawie dobrze. Podoba ci się?

- Tak, bardzo ładna – potwierdził nieprzytomnie.

W tym momencie powiedziałby cokolwiek, byle tylko być z nią tutaj. Dziewczyna zaśmiała się, a przynajmniej próbowała, gdyż dźwięk, jaki wydobył się z jej ust, sprawił, że serce Jasona ścisnęło się boleśnie.

- Sam jesteś sobie winien… – wymamrotała. – Daj rękę.

Spełnił żądanie patrząc, jak drżącymi palcami zawiązała sznurki na jego nadgarstku. Nie od razu się to jej udało, lecz kiedy skończyła, wydawała się zadowolona. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.

- To bransoletka przyjaźni – wyjaśniła cicho.

Pochylił się całując ją lekko w usta. Natalie uśmiechnęła się.

- A teraz chodźmy – westchnęła słabym, zmęczonym głosem. – Może doktor Hansen będzie miał dla mnie jakiś cudowny zastrzyk.

Próbowała wstać, Jason jednak łagodnie ją przytrzymał i wsunąwszy rękę pod jej kolana wstał z nią w ramionach. Mężczyzna zacisnął mocno szczękę, gdyż obawiał się, iż w przeciwnym razie zacząłby krzyczeć z powodu niesprawiedliwości losu. To przecież ona cierpiała. Jako przyjaciel mógł dla niej zrobić chociaż tyle, że będzie jej towarzyszył wszędzie, gdzie Natalie o to poprosi.








Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...