Skrzat został fanem pana Samochodzika. Oczywiście, bohater książek Nienackiego dołączył do szerokiego panteonu postaci, którymi Skrzat się fascynuje i których większość stanowią (niestety!!!) przeładowane testosteronem produkty amerykańskiej popkultury. Tym bardziej cieszy mnie, że do czytania wybrał sobie kolejny już tom pana Samochodzika.
Obejrzeliśmy też ekranizacje (pierwsze dwie były świetne, ale od kolejnych - utrzymanych w specyficznej stylistyce lat osiemdziesiątych, pełnych kiczowatych efektów specjalnych - aż bolały zęby), a moją uwagę przyciągnęło to, w jaki sposób pan Tomasz przedstawiany jest z dziećmi.
Dla porządku powinnam wyjaśnić - sama wychowałam się na tych książkach i uważam, że pan Samochodzik jest o wiele lepszym bohaterem dla dzieciaków niż te wszystkie superpostaci z popularnych dziś produkcji. Pan Samochodzik jest człowiekiem, jak każdy z nas, choć wyróżnia się wiedzą, umiejętnością kojarzenia faktów czy cierpliwością w dążeniu do celu. To są cechy, które warto promować, podobnie jak często opisywane w książkach Nienackiego pozytywne relacje między ludźmi.
Co mnie zatem zaskoczyło, gdy po latach wróciłam do pana Samochodzika?
Pan Tomasz sporo czasu spędza sam na sam z dzieciakami (np. wybiera się na spacer z trzynastoletnią dziewczynką jak w "Księdze strachów"), na filmach pokazane jest, jak na powitanie je przytula i całuje, a ja z zaskoczeniem stwierdziłam, że te sceny budzą mój niepokój. Kiedyś... zupełnie nie zwracałam na to uwagi.
Oczywiście w książkach Nienackiego nie ma żadnych niestosownych podtekstów, ja jednak poczułam pewien dyskomfort. I tak się zastanawiam - co się zmieniło? Czy to tylko kwestia mojej obecnej świadomości (osoby dorosłej, matki)? Czy przez ostatnie dwadzieścia czy więcej lat świat mocno się zmienił i stał się miejscem mniej przyjaznym? Czy dziecięcy bohaterowie powinni zachowywać dystans, aby nie wzbudzać niewłaściwych podejrzeń? (zresztą, ilu jest takich bohaterów, realistycznych, nie będących postaciami z kreskówek czy obdarzonymi supermocami dziwolągami?) Czy ucząc dzieci i siebie nieufności wobec obcych, nie straciliśmy czegoś więcej?
A może w tym świecie - coraz bardziej globalnym i bezwzględnym - nie ma już miejsca na zaufanie?
Nie znam odpowiedzi. Nadal z przyjemnością wracam do czytania o czasach, kiedy nie było komputerów, a telewizor był rzadkim luksusem, i trudno się przy tym nie zastanawiać, jak bardzo zmienił się nasz świat...
Nie znam odpowiedzi. Nadal z przyjemnością wracam do czytania o czasach, kiedy nie było komputerów, a telewizor był rzadkim luksusem, i trudno się przy tym nie zastanawiać, jak bardzo zmienił się nasz świat...
No i cała prawda. Też się kiedyś nad tym zastanawiałam. Bo to było takie naturalne, przecież dzieci potrzebują i lubią być przytulane, dlaczego teraz we wszystkim dostrzegamy jakiś podteskt i nie mamy zaufania? Pewnie dlatego, jak piszesz, że jesteśmy bombardowani przez telewizję i gazety wiadomościami, które pobudzają w nas tylko nieufność do drugiej osoby. Gdyby kiedyś moja moja wiedziała ile zła się dzieje na świecie, na jakie jesteśmy narażeni niebezpieczeństwa, nigdy by samej tak beztrosko nie puszczała. Ja sie zastanawiam czy i kiedy pozwolę Bartkowi pójść gdzieś samemu.
OdpowiedzUsuńMam tak samo :/
UsuńI chciałabym wiedzieć, czy ta nasza ostrożność, podejrzliwość zwiększa bezpieczeństwo dzieci, czy wręcz przeciwnie - sprawia, iż nie mają tylu okazji, by samemu nauczyć się rozwagi i odpowiedzialności? Czy dziś jest mniej wypadków, mniej skrzywdzonych dzieci niż kiedyś, czy może właśnie więcej?