Prawo własności i jego ochrona to pojęcia znane już od starożytności, aczkolwiek... różnie przestrzegane. Współcześnie jednak jest to jeden z fundamentów państwa prawa.
Z pewnością każdy spotkał się z czymś takim jak kamienice czynszowe - tak, to wciąż jeszcze funkcjonuje. Stara kamienica z mieszkańcami, którzy zajmują lokale już od dziesięcioleci, nie będąc jednak ich właścicielami. Nie zamierzam uogólniać, sytuacje są bardzo różne, nierzadko jednak się zdarza, iż czynsz najmu za te mieszkania (o powierzchni sięgającej często 80-100 metrów kw.) wynosi 300-400 zł. Związane jest to z długoletnimi umowami najmu, a także - ustawą o ochronie praw lokatorów, znacznie ograniczającą właścicielowi nieruchomości możliwość podnoszenia czynszu czy wypowiedzenia tych umów (w pewnych przypadkach wypowiedzenie jest praktycznie niemożliwe - jak to się ma do ochrony własności?).
I na tym tle coraz częściej dochodzi do konfliktów. Właściciel takiej nieruchomości chciałby na niej zarabiać - albo na czynszach (ale rynkowych!! nie śmiesznie niskich) albo sprzedając kamienicę. Inwestor z kolei najczęściej zainteresowany jest wysiedleniem mieszkańców, gruntownym remontem i zyskiem ze sprzedaży luksusowych apartamentów.
Rozumiem racje ludzi, mieszkających w jednym miejscu od zawsze, czasem i od wojny. W ich odczuciu kamienica jest ich domem, nie dopuszczają do siebie myśli, że właścicielem jest ktoś inny i może mieć on własne plany w stosunku do nieruchomości. Często są to osoby starsze, czasem bardzo schorowane - dla nich perspektywa przeprowadzki to niewyobrażalny koszmar.
Ale też rozumiem drugą stronę - prawo do dysponowania swoją własnością. Dodatkowo jako wielka fanka zabytkowych kamienic zwykle błogosławię inwestycjom, które zmierzają do przywrócenia ich świetności - mamy tyle perełek, które bez nakładów, bez dużych pieniędzy - wkrótce bezpowrotnie się rozsypią.
Obowiązujące w Polsce przepisy sprawiają, że właściciele kamienic, sfrustrowani walką z lokatorami, gdy np. okres wypowiedzenia umów wynosi 3 lata (a odsetki od kredytu na zakup/remont biegną nieubłaganie...) albo wręcz rozwiązanie takiej umowy jest niemożliwe za życia lokatora, a on sam odrzuca hojne odstępne, sięgają po niehumanitarne metody opróżnienia kamienicy. Dochodzi do trudnych, niemal tragicznych sytuacji.
Czy możliwe jest jakieś "sprawiedliwe" rozwiązanie? Jak wyważyć przeciwstawne interesy stron? Jak mają się te stare umowy do realiów rynku, na ile powinny być chronione prawa nabyte, podczas gdy cała reszta najemców płaci słono? Właściciele mieszkań, chcąc uniknąć ograniczeń związanych ze wspomnianą przeze mnie ustawą, wynajmują na lewo, pogarszając sytuację tych najemców, którzy nie mają wyboru.
Pieniądz nie powinien rządzić wszystkim, ale też pewne zasady powinny być przestrzegane.
Nie wiem, nie potrafię tego wyważyć.
Kawałek na dziś, tak zupełnie na przekór rzeczywistości: Eric Clapton "Wonderful Tonight".
Chwilami jestem po prostu przerażona - nie wiem, jak pomóc, mogę tylko bezsilnie patrzeć. Słowa już nie wystarczają, a wykorzystałam wszystkie możliwości działania... Boję się, a przecież powinnam być silna :/ O sobie... już tak rzadko myślę, nauczyłam się znosić ten ból bez skargi :/
Nie dodam niczego sensownego do Twojego posta, ponieważ dokładnie jak Ty, rozumiem obie strony.
OdpowiedzUsuńJednak nie mogę nie skomentować zdjęć - znalazłaś cudownych modeli, zupełnie jakby czekały na taką sesję fotograficzną, jak gdybyś spotkała prawdziwe krasnale i popodglądała je troszkę :) Cudownie, że są czarno - białe:) Chciałabym użyć tego z łyżeczką jako tapety, czy mogę? :)