Kwiaty i dzieci to chyba najwdzięczniejsze obiekty do fotografowania. Przy czym z kwiatami jest łatwiej, gdyż w przeciwieństwie do dzieci zazwyczaj nie uciekają sprzed obiektywu (no, chyba że jest wiatr). Nie trzeba być artystą, by zrobić im ciekawe zdjęcie - wystarczy dobre światło (niekoniecznie południowe słońce) i obejrzenie kwiatka z różnych stron. Schylić się do jego poziomu czy wręcz zrobić zdjęcie od spodu... Na tle morza innych kwiatów, na tle zielonych listków czy nieba - tak wiele możliwości zabawy kolorami...
Są jednak kwiaty, które przynajmniej dla mnie są wyzwaniem. Choć bardzo mi się podobają, nie potrafię zrobić im ciekawego zdjęcia. Ich faktura, kształt czy kolor bardzo to utrudniają...
Takim wyzwaniem jest np. tamaryszek.
Zdjęcia, które wkleiłam na początku tego postu zrobiłam w 2009, jeszcze moim starym kochanym kompaktem. I od tej pory nie udało mi się wykombinować ciekawszych ujęć tego pięknego krzewu. Uwielbiam ten kolor, tak subtelny, romantyczny, nie potrafię sobie jednak poradzić z długimi, drobnymi gałązkami... Mam gdzieś jeszcze eksperymenty z gałązką na tle błękitu, ale to wciąż nie to...
Trudności sprawiają mi też niezapominajki - nie potrafię im się oprzeć, a ciężko jest się zdecydować - z większej odległości przypominają jeden z obrazków malowanych przez mojego syna, gdy z dziką pasją tłucze pędzelkiem po kartce, wyżywając się w chaosie barwnych plamek. Z bliska... Potrzeba makro, i ładnego zielonego tła.
Makro okazało się też odpowiedzią na frustrujące mnie do tej pory fiołki afrykańskie. Kwitną u mnie niemal przez cały rok (regularnie zapominam o ich podlewaniu i przynajmniej w tym jednym wypadku skutek jest... efektowny), a nie umiałam zrobić im zdjęcia.
Inny przykład to kosaćce (zwane też często irysami). Tyle odmian, tyle kolorów... Za duże, by robić je z bliska (chyba że samo tylko ich wnętrze?), a giną sfotografowane w grupie...
Sporo mogłabym jeszcze wymienić takich przykładów. Łatwiej robi się zdjęcia kwiatom "fotogenicznym", potem jednak łapię się na tym, że co roku mam dziesiątki niemal bliźniaczych ujęć. Dlatego ambitnie próbuję się zmierzyć z tymi trudniejszymi... W końcu - coś wymyślę ;) Chyba.
Na koniec jeszcze jeden przykład, kłopotliwy nie ze względu na kształt, ale barwę. Zachciało mi się w tym roku posadzić na balkonie pelargonie o trudnym do określenia kolorze - coś pomiędzy czerwonym a różowym, ale... No właśnie nie do końca. I do tego te jasne plamki... Zdjęcia nie oddają tego odcienia, próbowałam już i w słońcu i w cieniu i z obróbką w Photoshopie. Na szczęście pelargonie kwitną długo, do jesieni może mi się uda?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz