Zabytkowa willa, w jednej z urokliwych, zapomnianych przez wszystkich uliczek w centrum miasta. Wysokie stylowe okna, przesłonięte bardzo biurowymi roletami. Po szerokim, brukowanym podjeździe, wypełniającym znaczną część ogrodu, spaceruje ubrany w ciemny mundur starszy pan. Jego sporej wielkości brzuszek, z pewnością zasłaniający mu widok na stopy, wydaje się utrzymywać tylko na ciasno ściśniętym pasie, do którego przytwierdzono kaburę i parę innych, niezbędnych najwyraźniej przedmiotów. Wizerunku dopełniają siwe, sumiaste wąsy i zawadiacko przechylony błękitny beret. Spojrzenie mężczyzny jest czujne, nie ma wątpliwości, że podchodzi do swojej pracy ze wskazującą na pełen profesjonalizm powagą. I tylko na chwilę, gdy nasze spojrzenia się krzyżują, kąciki jego ust drgają w tłumionym uśmiechu.
Zagłoba XXI wieku?
Ciche, boczne wyjście ze szpitala. Około czterdziestoletnia, niepozorna kobieta pakuje do bagażnika zaparkowanego przy krawężniku samochodu kapcie, szlafrok. Kiedy podchodzę bliżej, moją uwagę przyciąga jej głośny szloch. Smutnym gestem ociera policzek ramieniem, rozmazując tylko łzy po całej twarzy.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz