Siedzę na placu zabaw, na huśtawce opodal bawią się dwie małe dziewczynki. Koniec przedszkola, nie więcej jak zerówka, obie drobniutkie i długowłose. Nagle jedna z nich zsiada i biegnie na drabinki, a druga wybucha głośnym płaczem. Szloch szybko przybiera na sile, płyną łzy, co jednak w żaden sposób nie przeszkadza w dalszym huśtaniu. Dzieci często są wszechstronnie uzdolnione. Wreszcie przybiegają siostra i mama płaczącej, ocierają mokre policzki, wydmuchują nosek i usiłują dowiedzieć się, co się stało.
Poszkodowana próbuje odpowiedzieć, ale trochę przeszkadza jej w tym łkanie. W końcu udaje się jej wykrztusić:
- Bo ona... Bo ona powiedziała... Że ona jest młodsza! I że ja jestem stara!
Siedzę na przystanku czekając na autobus. Spóźnia się, jak co dzień, już się przyzwyczaiłam. Większość czekających ze mną również. Kiedy jednak spóźnienie przekracza nawet te ustalone zwyczajowo normy i okazuje się, że nie tylko jeden autobus wypadł z kursu, ale drugi spóźnia się ponad kwadrans, jedna z pań nie wytrzymuje. Poddenerwowana telefonem do pracy, gdy po raz kolejny musiała tłumaczyć się ze spóźnienia, decyduje się zadzwonić ze skargą w MPK. Podniesionym głosem tłumaczy sytuację żądając jakiejś interwencji, a wtedy włączają się inni zniecierpliwieni pasażerowie.
- Wczoraj też się spóźnił!
- A ten o 12-tej był na miejscu 25 minut po czasie!
- Od dwóch tygodni ani razu nie przyjechał na czas! To wstyd!
Rozumiem zarówno irytację czekających, jak i MPK mające braki kadrowe. Siedzę spokojnie słuchając. Przysłuchuje się również starszy pan, w końcu decyduje się podnieść swoją laskę, groźnie nią zamachać i włączyć się do dyskusji.
- Hańba! Hańba! - wykrzykuje.
Cóż mogę dodać?
Przed pracą zaglądam do sklepiku. Przede mną w kolejce mama dyskutuje z synem, mniej więcej siedmioletnim.
- Zapomnij! Na pewno nie kupię ci do szkoły ciastek!
- Ale może te...
- Nie. Masz w śniadaniówce chleb z czekoladą. Żadnych słodyczy!
- To drożdżówkę.
Po chwili wahania matka wzdycha.
- Ok, drożdżówka może być.
Cóż mogę dodać?
Przed pracą zaglądam do sklepiku. Przede mną w kolejce mama dyskutuje z synem, mniej więcej siedmioletnim.
- Zapomnij! Na pewno nie kupię ci do szkoły ciastek!
- Ale może te...
- Nie. Masz w śniadaniówce chleb z czekoladą. Żadnych słodyczy!
- To drożdżówkę.
Po chwili wahania matka wzdycha.
- Ok, drożdżówka może być.
Ta Pani od drożdżówki to ja :)
OdpowiedzUsuńHeh :)
Usuń