W połowie października zwykle przychodzi ta złota jesień - parę dni, tydzień tej feerii kolorów, złoto-czerwonego szaleństwa, zanim deszcz liści nie spłynie ku ziemi.. Pogoda dopisuje, nie można nasycić oczu tymi barwami.
W góry nie udało się wyskoczyć, może chociaż do lasu się w weekend wyrwiemy...
Po ostatnich tygodniach względnej równowagi, ba, chwilami nawet harmonii ze światem, nadszedł czas, gdy moje samopoczucie znów poleciało na łeb na szyję.
Ileż można tłuc w mur? Od tego boli głowa, i to ona, nie mur, w końcu pęknie.
Marzenia nie mają dla mnie smaku, pozostają tylko fantazje, tym lepsze, im bardziej nierealne, bezpieczne, bo niemożliwe do spełnienia. Nadzieja to takie głupie słowo.
Nie mam już ochoty ani na łzy ani na rozmowę...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz