środa, 2 września 2015

Roztocze! (cz. 1)


Urlop się skończył (urlopy niestety to do siebie mają, że się kończą, zawsze za szybko). Na biurku w pracy czekał spory stosik papierów (brrr....), a zamieszanie z początkiem szkoły i zmianami, jakimi zostaliśmy zaskoczeni, powoduje, że tym trudniej otrząsnąć się z oszołomienia i wrócić do tej zwykłej, codziennej rzeczywistości. Nie mam kiedy zabrać się za te wszystkie (nieobowiązkowe, lecz czysto rozrywkowe) sprawy, którymi chciałabym się zająć. Więc dziś tak tylko na szybko...


Roztocze to miejsce, które od dawna chciałam odwiedzić. Zawsze było nam za daleko, zawsze nie po drodze, w końcu jednak podjęliśmy decyzję. Niewiele jest miejsc w naszym pięknym kraju, do których mielibyśmy dalej, warto było jednak pokonać tą odległość - już pierwszego dnia zgodnie uznaliśmy, że jesteśmy zachwyceni, a kolejne dni tylko utwierdziły nas w tym przekonaniu.

Nie przepadam za morzem i plażą (płaskie, monotonne, nudne), lecz ze względu na Skrzata jeździliśmy tam przez kilka ostatnich lat. Nadeszła jednak pora, by zmienić podejście - i bardzo dobrze :) Woda w Stawach Echo była o wiele cieplejsza, piasek czystszy i delikatniejszy niż nad Bałtykiem, dookoła cisza, spokój. Żadnej tandetnej chińszczyzny, żadnych tłumów czy przesyconej grillami i watą cukrową gastronomii.

Zwierzyniec okazał się ślicznym, spokojnym miasteczkiem. Nie brakowało miejsc, gdzie można było naprawdę smacznie zjeść (piróg biłgorajski ze zsiadłym mlekiem? proszę bardzo!), a kiedy już pojawiały się jakieś stragany, to z lokalnymi wyrobami z drewna i skóry albo z miodem. Może nieco trudniej było zrobić zakupy (my, miejskie stwory, jesteśmy niestety przyzwyczajeni, że wszystko mamy pod ręką), nic jednak, z czym sprytny człek by sobie nie poradził - kwestia odpowiedniego planowania. Warto choć raz do roku odpocząć od komercji :D

Okolica imponowała liczbą szlaków rowerowych - warto było wlec nasze jednoślady na drugi koniec kraju, dzięki nim mogliśmy wszędzie szybko dotrzeć. Jedynie na kilka dalszych wycieczek, m.in. do Zamościa i Sandomierza (to już poza Roztoczem...) wybraliśmy się samochodem.

Z pogodą wyjątkowo się nam udało. Tradycyjnie urlop bierzemy na koniec sierpnia i zwykle trafiamy na deszcz i znaczne ochłodzenie. W tym roku, po kilku tygodniach upałów, zrobiła się bardzo przyjemna, jak dla mnie wręcz idealna temperatura, około 25 stopni. Czego chcieć więcej? Ok, te parę dni z 30 st. też się dało jakoś wytrzymać ;) Woda w stawie była naprawdę cudowna.

A dookoła - lasy, lasy, górki, stawy i rzeki, plaża, kajaki i rowery. Wspaniałe widoki, dużo zieleni, dużo kojącej ciszy. Nieprzeciętnie udany urlop :):):)

Rezydent ;)














3 komentarze :

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...