Urlopy mają jedną poważną wadę: szybko się kończą.
To zdecydowanie niesprawiedliwe, że ten letni trwa tylko dwa tygodnie :/ W takich chwilach zawsze zaczynam marzyć, co by było, gdyby tak jakimś szczęśliwym zrządzeniem losu okazało się, iż nie muszę już chodzić do pracy. Obyłoby się bez tropikalnej plaży i drinka ze słomką, pomysłów, czym się zająć, z pewnością by mi nie brakło.
Póki co jednak żaden cud się nie zdarzył, trzeba było wrócić do rzeczywistości (o tym, jak krótki był urlop najlepiej chyba świadczy fakt, iż nie miałam problemów z powrotem do biurowej codzienności - nie zdążyłam się odzwyczaić).
Wyjazd był udany - las, las, cisza, zieleń. Pogoda dopisała jak należy.
Mam ponad tysiąc zdjęć, muszę z nich coś wybrać ;)
Ech... Jeszcze parę dni temu jadłam śniadanie na tarasie słuchając ptaków...
Wiedziałam....wiedziałam...że znów będzie mnie skręcać, jak zobaczę takie fotki!!!!
OdpowiedzUsuńAniu tylko tak mówisz, wiesz jak to z nami jest, niby w domu a czasu na wszystko brak, ja miałam takie wielkie plany, a wciąż siedzę i pracuję, tyle tylko, że w domciu.
Marzy mi się chociaż króciutki wypad...właśnie żeby jeszcze posiedzieć na tarasie z widokiem na las..jezioro i zjeść śniadanko...
Z niecierpliwością otwierałam Twojego posta, nie mogąc doczekać się magicznych, bajkowych widoków, którymi nas uraczasz :)) I wiesz, z drugiej strony - blogowej czytelniczki, to nie było Cię bardzo długo... ;))
OdpowiedzUsuńWiesz Słonko, z tych zdjęć emanuje niesamowity spokój. Chciłoby się przedłużyć taki urlop, z drugiej strony, dobre i tyle :) Co takiego jest w tych leśnych dróżkach, że nie mogę oderwać od nich oczu?
OdpowiedzUsuń