Po raz pierwszy po przeczytaniu książki Nalini Singh czuję... rozczarowanie. Może nie jest to właściwe słowo - książka nie była całkiem zła (choć mam do niej trochę zastrzeżeń), jednakże zakończenie stanowiło nieprzyjemną niespodziankę. NIe lubię cliffhangerów i unikam autorów, którzy je stosują. Nalini Singh do tej pory nie stosowała tego rodzaju sztuczek, każda z jej książek miała swoje małe szczęśliwe zakończenie i czytając nawet w najbardziej dramatycznych momentach miałam pewność, że na koniec wszystko się naprawi. Tym razem było inaczej i na poprawę sytuacji trzeba czekać co najmniej kolejny rok. Wrażenia związane z zakończeniem na tyle mocno wpływają na moją ocenę całej książki, że mam ochotę już teraz pożegnać się z tą serią. Serią, która do tej pory była jedną z moich ulubionych :(
Return to New York
Times bestselling author Nalini Singh’s darkly passionate Guild Hunter
world, where human-turned-angel Elena Deveraux, consort to Archangel
Raphael, is thrust center stage into an eons-old prophecy....
Midnight
and dawn, Elena’s wings are unique among angelkind…and now they’re
failing. The first mortal to be turned into an immortal in angelic
memory, she’s regressing. Becoming more and more human. Easier to hurt.
Easier to kill.
Elena and Raphael must unearth the reason for the
regression before it’s too late and Elena falls out of the sky. Yet
even as they fight a furious battle for Elena’s very survival, violent
forces are gathering in New York and across the world.
In China, the Archangel Favashi is showing the first signs of madness. In New York, a mysterious sinkhole filled with lava swallows a man whole. In Africa, torrential monsoon rains flood rolling deserts. And in Elena’s mind whispers a haunting voice that isn’t her own.
This time, survival may not be possible…not even for the consort of an archangel.
Uwaga! W treści posta będą pojawiać się spoilery dotyczące ważnych zdarzeń.
In China, the Archangel Favashi is showing the first signs of madness. In New York, a mysterious sinkhole filled with lava swallows a man whole. In Africa, torrential monsoon rains flood rolling deserts. And in Elena’s mind whispers a haunting voice that isn’t her own.
This time, survival may not be possible…not even for the consort of an archangel.
Uwaga! W treści posta będą pojawiać się spoilery dotyczące ważnych zdarzeń.
Więcej o serii "Łowca Gildii":
- zestawienie wszystkich tomów wraz z cytatami - TUTAJ
- post zbiorczy o bohaterach serii - TUTAJ
Kilka cytatów - na sam koniec posta.
Myślę, że na odbiór każdej książki w dużej mierze wpływają nastawienie do lektury, oczekiwania. "Łowca Gildii" to seria, którą śledzę od lat. Mam wszystkie tomy w oryginalnej wersji językowej, dodatkowo również te dwa, które zostały wydane po polsku. Po każdy z tych tomów sięgałam wielokrotnie i mocno zaangażowałam się w historie tych bohaterów. Nie są to może ambitne książki, ale na tyle dobrze napisane, bym mogła oderwać się od rzeczywistości i zagubić w barwnym, niezwykłym świecie. Nie jest to literatura wysokich lotów, nie szukam w niej katharsis, lecz rozrywki, czegoś, co pozwoli mi się zrelaksować, odpocząć, czegoś, co mogę czytać z poczuciem bezpieczeństwa - iż nawet po zapierających dech w piersi, dramatycznych wydarzeniach nastąpi szczęśliwe zakończenie (nawet jeśli szczęśliwe tylko tymczasowo - ważne, by zamknąć ten odcinek całej historii przedstawiony w danym tomie). Nie chcę czekać na rozładowanie napięcia kolejny rok. Ostatnimi czasy nie czytam książek, w których główni bohaterowie umierają, dramatów czy książek obyczajowych - rzeczywistość jest zbyt przytłaczająca i w lekturze szukam od niej ucieczki.
Do tej pory książki Nalini Singh były taką ucieczką, w trudnych chwilach bardzo często sięgałam po pierwsze tomy "Łowcy Gildii".
Uwaga! Spoilery!
Niemal od samego początku "Archangel's Prophecy" atmosfera jest przytłaczająca. Nie zdradzę zbyt wiele pisząc, iż dość wcześnie okazuje się, że Elena słabnie, a dodatkowo raz za razem powtarzane jest proroctwo, iż nasza Łowczyni wkrótce umrze. Akcja toczy się w podobnym tempie, jak we wcześniejszych książkach, Elena - pomimo coraz poważniejszych kłopotów ze zdrowiem, ciałem - prowadzi śledztwo w sprawie ataku na swojego szwagra i akurat to śledztwo jest nawet całkiem dobrze przedstawione. Na scenie pojawiają się - moim zdaniem niepotrzebnie - prawie wszyscy bohaterowie, którzy występowali we wcześniejszych tomach. Autorka przemyca też kilka ciekawych informacji, podpowiedzi i sugestii co do nierozwiązanych jak dotąd zagadek. Jednakże jedyne, o czym mogę myśleć, to zakończenie.
Bo jeśli główna bohaterka umiera - umiera, faktycznie umiera - pod koniec książki, to nie jest to przyjemne zakończenie. Nawet, jeśli jest powiedziane, że bohaterka odrodzi się, lecz jako ktoś inny, obcy... Nawet jeśli wierzymy, że autorka tak naprawdę nie pozbędzie się swojej bohaterki i gdzieś tam na końcu pozwoli Elenie (tej, którą znamy, z niezmienioną osobowością) i Raphaelowi pokonać Lijuan, to nadal takie zakończenie, gdy nie wiadomo, co będzie dalej, jest nieprzyjemne.
To już 11. tom serii. Zaangażowałam się w przeżycia bohaterów. Po dość przytłaczającej atmosferze, po dramatycznych wydarzeniach, gdy bohaterowie desperacko walczą, aby zmienić bieg zdarzeń i pozbawić proroctwo mocy, gdy mierzą się z perspektywą utraty ukochanej osoby, gdy ją tracą... Czekałam na jakieś pozytywne zamknięcie tego tomu, coś, co przywróci równowagę. Zdaję sobie sprawę, że główny wątek - związany z Kaskadą i Lijuan - jest rozpisany na więcej tomów, lecz do tej pory każda kolejna część serii stanowiła kompletną całość, mały zamknięty odcinek.
Nie znoszę cliffhangerów. Jeżeli wiem, że książka kończy się w ten sposób, to rezygnuję z lektury albo wstrzymuję się z nią, dopóki nie ukaże się kolejny tom. Żałuję, że tym razem tego nie zrobiłam. Nie spodziewałam się po Nalini Singh tego rodzaju niespodzianki.
Oczywiście prawem autora jest tak kształtować wydarzenia, jak uznaje to on za właściwe. Prawem autora jest również zmienić sposób pisania. Prawem czytelnika jest książkę polubić lub nie. W tym momencie czuję się rozczarowana "Archangel's Prophecy" (bo nie tego się spodziewałam) i zniechęcona do całej serii... Skończyłam czytać kilka godzin temu i wciąż nie mogę otrząsnąć się z nieprzyjemnych wrażeń. Nie czuję się zrelaksowana, brak mi tych pozytywnych emocji, z którymi zwykle zostawałam po lekturze książek tej autorki.
Ale żeby nie było, że czepiam się wyłącznie zakończenia.
Nalini Singh ma specyficzny sposób pisania - ze skłonnością do wyolbrzymiania przeżywanych przez bohaterów emocji, z przerysowywaniem ich reakcji, idealizowaniem postaci oraz często powtarzającymi się frazami opisującymi wygląd czy charakter bohaterów. Można to lubić lub nie. Ja zwykle akceptuję styl autorki, gdyż za bardzo lubię samą historię, by zniechęcić się drobiazgami. Śledząc obie duże serie autorki ("Łowca Gildii" i "Psi&Zmiennokształtni", gdyż współczesnej, rockowej serii nie czytam) mam wrażenie, jakby z każdym kolejnym tomem te irytujące cechy stylu się pogłębiały. To męczące czytać wciąż te same słowa opisujące wygląd bohaterów. Szczególnie, że tym razem autorka starała się wprowadzić do książki - choć na chwilkę - niemal wszystkie postaci, które dotąd się pojawiły. Przyznaję, że dobrze jest dowiedzieć się, co u nich słychać, niektóre jednak sceny sprawiały wrażenie wciśniętych na siłę - jak np. wyścig Holly i Trace'a po ścianie, czy spotkanie Siódemki na dachu - niczego nie wnosiły do akcji, nie informowały o tym, co się dzieje z bohaterami. Dodatkowo w każdym chyba rozdziale autorka przypominała czytelnikom wcześniejsze zdarzenia. Serio? To już 11. tom tego cyklu. Czy naprawdę konieczne było powtórzenie ze szczegółami, kim były i jak zginęły siostry Eleny, a jak jej matka, co spotkało Illlium i jego ukochaną, co Caliane i Nadiela, co Viveka, jak to Elena podcięła Dmitriemu gardło etc.? Być może przesadzam, ale gdyby wyciąć wszystkie te powtórzenia, książka skróciłaby się o dobre 30%.
To jeszcze są drobiazgi. Bardziej przeszkadzało mi to, że historia już od poprzedniego tomu ("Archangel's Viper" - więcej tutaj) staje się coraz bardziej dziwaczna, a niektóre pomysły autorki - coraz bardziej naciągane. Trudno oczekiwać po książkach z elementami paranormalnymi, iż wszystko w nich będzie wytłumaczalne i logiczne, lubię jednak, kiedy autor przestrzega raz ustalonych reguł. Owszem, są jakieś moce, ale mają swoje ograniczenia, z góry znane. Jeżeli bohater dopiero odkrywa swoje możliwości, to dzieje się to według jakichś prawideł. Historia Venoma i Holly, przede wszystkim Holly, była... Hmm, słowem, jakie ciśnie mi się na klawiaturę, jest angielskie creepy, lepiej oddające moje wrażenia, niż polski odpowiednik "wywołujący dreszcze, koszmarny". Echo mocy, opętanie ujawniające się w tak dziwny sposób czy "twór" zamieszkujący w wieży zamku Michaeli. W "Archangel's Prophecy" było tego więcej. Dalej pojawiały się elementy niepasujące do wykreowanego we wcześniejszych tomach świata, zmieniające w reguły w mało wiarygodny sposób. Na przykład włókna, które przez całą książkę pojawiają się na ubraniu Eleny, na sam koniec okazują się... Ok, tego może nie zdradzę. Ale miałam ochotę mruknąć: "co u diabła?" Czy to, że Kaskada dotąd opisywana była jako ciąg zjawisk wpływających na archanioły, teraz natomiast nabrała cech niemalże świadomego bytu. Przez pierwszych 10. tomów autorka udowadnia nam, jak zdolnym wojownikiem jest Elena, by w 11. tomie, podczas dramatycznej walki o życie, o jej wyniku zdecydował podmuch silnego wiatru, zmieniającego tor lotu rzuconego przez Elenę noża? I to nie jednego noża? Tłumaczenie, że to wpływ Kaskady, za wszelką cenę dążącej do wypełnienia treści proroctwa, było nieprzekonujące, to się zupełnie nie kleiło. Elena zawsze była uparta, walczyła do ostatniej chwili i tu też próbuje, a mimo to dzieją się z nią rzeczy, które zupełnie nie pasują do realiów wcześniejszych tomów "Łowcy Gildii". Żeby już nie wspomnieć o tym, co na koniec, w geście desperacji, zrobił Raphael... Ugh...
Co mi się podobało? Prowadzone przez Elenę śledztwo trzymało w napięciu. Wszystkie niezbędne elementy układanki były podane w odpowiednim momencie, czytelnik mógł sam je prześledzić i próbować poukładać. Nie czułam się tu oszukana. Podobały mi się sceny z Andreasem oraz Imani, to było coś nowego, ale ładnie wpisującego się w całość. Interesujące było również spotkanie z Jeffreyem, jego interakcje z Eleną są zawsze tak skomplikowane.
I z pewnością całość podobałaby mi się o wiele bardziej, gdyby nie to denerwujące zakończenie. A wystarczyłoby, gdyby autorka dodała na sam koniec jedno, dwa zdania wyjaśniające sytuację...
Nie wiem, czy będę czekać na kolejny tom, na razie, bezpośrednio po lekturze "Archangel's Prophecy", nie mam na to ochoty. Odpuściłam już sobie lekturę nowych tomów "Psi&Zmiennokształtni", znudziła mnie powtarzalność historii kolejnych par, lecz "Łowca Gildii" od początku była moją ulubioną serią... Może za jakiś czas nabiorę dystansu :/
***
Raphael, this is how much I love you, she muttered inside her mind.
The sea crashed into her again, the storm winds distant but present. How much?
Elena nearly jumped. You’re still in range?
Is that why you are muttering at me? Because you thought I would not hear? I am heartbroken.
Now the man was messing with her. Just pointing out hunting was faster when I was a nobody, she said darkly. None of this making nice with your angels.
Try not to stab anyone. It would be most difficult to attempt to explain that as an accident—especially given your stellar aim.
Her lips threatened to twitch. No promises.
***
“The basic definition of a parasite is an organism that lives on or inside a host and feeds off that host. Therefore all fetuses are technically parasites. A fetus with DNA from an archangel will be a super-parasite,” she added cheerfully. “It’ll suck you dry of energy, so you’d better be really old and strong before you start thinking about the flitter-flutter of tiny wings.”
***
“I love you, Ellie.” Solemn words, but his eyes were dancing.
“I have a crossbow, Bluebell, and I won’t hesitate to use it.”
***
“Love,” he said to his warrior, “is a most inconvenient thing.”
***
“Sire.” Venom came to stand with Raphael as Galen and Jason stepped away to talk. “I know they are your Legion, but they are also creepy as hell.”
“That is very amusing coming from you,” Raphael said to this member of his Seven who enjoyed using his slitted viper’s gaze to disconcert and, at times, frighten.
“But there’s only one of me—imagine over seven hundred vampires with viper eyes staring at you.”
***
“Then,” she said, spine going stiff and face stubborn, “we figure out how to give the Cascade an ass-kicking.”
Hauling him down with two hands bunched in his tunic, she said, “I am not leaving you to turn into a bad movie villain with a thwarted love in his past.”
Raphael didn’t smile, couldn’t smile, the coldness in him the spaces between stars. “I will undo the universe for you.” Tear it to pieces, leave it as broken as his heart would be if he didn’t have Elena. “Tell Cassandra I don’t believe in the predestination crap, either.”
The geothermal field that shouldn’t exist erupted into life two minutes later.
“Destiny is fighting back,” Elena said when Dmitri briefed them on the showers of lava and heated rocks.
Do tej pory książki Nalini Singh były taką ucieczką, w trudnych chwilach bardzo często sięgałam po pierwsze tomy "Łowcy Gildii".
Uwaga! Spoilery!
Niemal od samego początku "Archangel's Prophecy" atmosfera jest przytłaczająca. Nie zdradzę zbyt wiele pisząc, iż dość wcześnie okazuje się, że Elena słabnie, a dodatkowo raz za razem powtarzane jest proroctwo, iż nasza Łowczyni wkrótce umrze. Akcja toczy się w podobnym tempie, jak we wcześniejszych książkach, Elena - pomimo coraz poważniejszych kłopotów ze zdrowiem, ciałem - prowadzi śledztwo w sprawie ataku na swojego szwagra i akurat to śledztwo jest nawet całkiem dobrze przedstawione. Na scenie pojawiają się - moim zdaniem niepotrzebnie - prawie wszyscy bohaterowie, którzy występowali we wcześniejszych tomach. Autorka przemyca też kilka ciekawych informacji, podpowiedzi i sugestii co do nierozwiązanych jak dotąd zagadek. Jednakże jedyne, o czym mogę myśleć, to zakończenie.
Bo jeśli główna bohaterka umiera - umiera, faktycznie umiera - pod koniec książki, to nie jest to przyjemne zakończenie. Nawet, jeśli jest powiedziane, że bohaterka odrodzi się, lecz jako ktoś inny, obcy... Nawet jeśli wierzymy, że autorka tak naprawdę nie pozbędzie się swojej bohaterki i gdzieś tam na końcu pozwoli Elenie (tej, którą znamy, z niezmienioną osobowością) i Raphaelowi pokonać Lijuan, to nadal takie zakończenie, gdy nie wiadomo, co będzie dalej, jest nieprzyjemne.
To już 11. tom serii. Zaangażowałam się w przeżycia bohaterów. Po dość przytłaczającej atmosferze, po dramatycznych wydarzeniach, gdy bohaterowie desperacko walczą, aby zmienić bieg zdarzeń i pozbawić proroctwo mocy, gdy mierzą się z perspektywą utraty ukochanej osoby, gdy ją tracą... Czekałam na jakieś pozytywne zamknięcie tego tomu, coś, co przywróci równowagę. Zdaję sobie sprawę, że główny wątek - związany z Kaskadą i Lijuan - jest rozpisany na więcej tomów, lecz do tej pory każda kolejna część serii stanowiła kompletną całość, mały zamknięty odcinek.
Nie znoszę cliffhangerów. Jeżeli wiem, że książka kończy się w ten sposób, to rezygnuję z lektury albo wstrzymuję się z nią, dopóki nie ukaże się kolejny tom. Żałuję, że tym razem tego nie zrobiłam. Nie spodziewałam się po Nalini Singh tego rodzaju niespodzianki.
Oczywiście prawem autora jest tak kształtować wydarzenia, jak uznaje to on za właściwe. Prawem autora jest również zmienić sposób pisania. Prawem czytelnika jest książkę polubić lub nie. W tym momencie czuję się rozczarowana "Archangel's Prophecy" (bo nie tego się spodziewałam) i zniechęcona do całej serii... Skończyłam czytać kilka godzin temu i wciąż nie mogę otrząsnąć się z nieprzyjemnych wrażeń. Nie czuję się zrelaksowana, brak mi tych pozytywnych emocji, z którymi zwykle zostawałam po lekturze książek tej autorki.
Ale żeby nie było, że czepiam się wyłącznie zakończenia.
Nalini Singh ma specyficzny sposób pisania - ze skłonnością do wyolbrzymiania przeżywanych przez bohaterów emocji, z przerysowywaniem ich reakcji, idealizowaniem postaci oraz często powtarzającymi się frazami opisującymi wygląd czy charakter bohaterów. Można to lubić lub nie. Ja zwykle akceptuję styl autorki, gdyż za bardzo lubię samą historię, by zniechęcić się drobiazgami. Śledząc obie duże serie autorki ("Łowca Gildii" i "Psi&Zmiennokształtni", gdyż współczesnej, rockowej serii nie czytam) mam wrażenie, jakby z każdym kolejnym tomem te irytujące cechy stylu się pogłębiały. To męczące czytać wciąż te same słowa opisujące wygląd bohaterów. Szczególnie, że tym razem autorka starała się wprowadzić do książki - choć na chwilkę - niemal wszystkie postaci, które dotąd się pojawiły. Przyznaję, że dobrze jest dowiedzieć się, co u nich słychać, niektóre jednak sceny sprawiały wrażenie wciśniętych na siłę - jak np. wyścig Holly i Trace'a po ścianie, czy spotkanie Siódemki na dachu - niczego nie wnosiły do akcji, nie informowały o tym, co się dzieje z bohaterami. Dodatkowo w każdym chyba rozdziale autorka przypominała czytelnikom wcześniejsze zdarzenia. Serio? To już 11. tom tego cyklu. Czy naprawdę konieczne było powtórzenie ze szczegółami, kim były i jak zginęły siostry Eleny, a jak jej matka, co spotkało Illlium i jego ukochaną, co Caliane i Nadiela, co Viveka, jak to Elena podcięła Dmitriemu gardło etc.? Być może przesadzam, ale gdyby wyciąć wszystkie te powtórzenia, książka skróciłaby się o dobre 30%.
To jeszcze są drobiazgi. Bardziej przeszkadzało mi to, że historia już od poprzedniego tomu ("Archangel's Viper" - więcej tutaj) staje się coraz bardziej dziwaczna, a niektóre pomysły autorki - coraz bardziej naciągane. Trudno oczekiwać po książkach z elementami paranormalnymi, iż wszystko w nich będzie wytłumaczalne i logiczne, lubię jednak, kiedy autor przestrzega raz ustalonych reguł. Owszem, są jakieś moce, ale mają swoje ograniczenia, z góry znane. Jeżeli bohater dopiero odkrywa swoje możliwości, to dzieje się to według jakichś prawideł. Historia Venoma i Holly, przede wszystkim Holly, była... Hmm, słowem, jakie ciśnie mi się na klawiaturę, jest angielskie creepy, lepiej oddające moje wrażenia, niż polski odpowiednik "wywołujący dreszcze, koszmarny". Echo mocy, opętanie ujawniające się w tak dziwny sposób czy "twór" zamieszkujący w wieży zamku Michaeli. W "Archangel's Prophecy" było tego więcej. Dalej pojawiały się elementy niepasujące do wykreowanego we wcześniejszych tomach świata, zmieniające w reguły w mało wiarygodny sposób. Na przykład włókna, które przez całą książkę pojawiają się na ubraniu Eleny, na sam koniec okazują się... Ok, tego może nie zdradzę. Ale miałam ochotę mruknąć: "co u diabła?" Czy to, że Kaskada dotąd opisywana była jako ciąg zjawisk wpływających na archanioły, teraz natomiast nabrała cech niemalże świadomego bytu. Przez pierwszych 10. tomów autorka udowadnia nam, jak zdolnym wojownikiem jest Elena, by w 11. tomie, podczas dramatycznej walki o życie, o jej wyniku zdecydował podmuch silnego wiatru, zmieniającego tor lotu rzuconego przez Elenę noża? I to nie jednego noża? Tłumaczenie, że to wpływ Kaskady, za wszelką cenę dążącej do wypełnienia treści proroctwa, było nieprzekonujące, to się zupełnie nie kleiło. Elena zawsze była uparta, walczyła do ostatniej chwili i tu też próbuje, a mimo to dzieją się z nią rzeczy, które zupełnie nie pasują do realiów wcześniejszych tomów "Łowcy Gildii". Żeby już nie wspomnieć o tym, co na koniec, w geście desperacji, zrobił Raphael... Ugh...
Co mi się podobało? Prowadzone przez Elenę śledztwo trzymało w napięciu. Wszystkie niezbędne elementy układanki były podane w odpowiednim momencie, czytelnik mógł sam je prześledzić i próbować poukładać. Nie czułam się tu oszukana. Podobały mi się sceny z Andreasem oraz Imani, to było coś nowego, ale ładnie wpisującego się w całość. Interesujące było również spotkanie z Jeffreyem, jego interakcje z Eleną są zawsze tak skomplikowane.
I z pewnością całość podobałaby mi się o wiele bardziej, gdyby nie to denerwujące zakończenie. A wystarczyłoby, gdyby autorka dodała na sam koniec jedno, dwa zdania wyjaśniające sytuację...
Nie wiem, czy będę czekać na kolejny tom, na razie, bezpośrednio po lekturze "Archangel's Prophecy", nie mam na to ochoty. Odpuściłam już sobie lekturę nowych tomów "Psi&Zmiennokształtni", znudziła mnie powtarzalność historii kolejnych par, lecz "Łowca Gildii" od początku była moją ulubioną serią... Może za jakiś czas nabiorę dystansu :/
***
Raphael, this is how much I love you, she muttered inside her mind.
The sea crashed into her again, the storm winds distant but present. How much?
Elena nearly jumped. You’re still in range?
Is that why you are muttering at me? Because you thought I would not hear? I am heartbroken.
Now the man was messing with her. Just pointing out hunting was faster when I was a nobody, she said darkly. None of this making nice with your angels.
Try not to stab anyone. It would be most difficult to attempt to explain that as an accident—especially given your stellar aim.
Her lips threatened to twitch. No promises.
***
“The basic definition of a parasite is an organism that lives on or inside a host and feeds off that host. Therefore all fetuses are technically parasites. A fetus with DNA from an archangel will be a super-parasite,” she added cheerfully. “It’ll suck you dry of energy, so you’d better be really old and strong before you start thinking about the flitter-flutter of tiny wings.”
***
“I love you, Ellie.” Solemn words, but his eyes were dancing.
“I have a crossbow, Bluebell, and I won’t hesitate to use it.”
***
“Love,” he said to his warrior, “is a most inconvenient thing.”
***
“Sire.” Venom came to stand with Raphael as Galen and Jason stepped away to talk. “I know they are your Legion, but they are also creepy as hell.”
“That is very amusing coming from you,” Raphael said to this member of his Seven who enjoyed using his slitted viper’s gaze to disconcert and, at times, frighten.
“But there’s only one of me—imagine over seven hundred vampires with viper eyes staring at you.”
***
“Then,” she said, spine going stiff and face stubborn, “we figure out how to give the Cascade an ass-kicking.”
Hauling him down with two hands bunched in his tunic, she said, “I am not leaving you to turn into a bad movie villain with a thwarted love in his past.”
Raphael didn’t smile, couldn’t smile, the coldness in him the spaces between stars. “I will undo the universe for you.” Tear it to pieces, leave it as broken as his heart would be if he didn’t have Elena. “Tell Cassandra I don’t believe in the predestination crap, either.”
The geothermal field that shouldn’t exist erupted into life two minutes later.
“Destiny is fighting back,” Elena said when Dmitri briefed them on the showers of lava and heated rocks.
Dziękuję za recenzję. Cenię sobie Twoje spostrzeżenia i często na bazie twoich recenzji wybieram książkę/serię do czytania.
OdpowiedzUsuńNa pewno odpuszczę sobie czytanie tego tomu dopóki nie pojawi się kolejny.
Twoja stała czytelniczka :)
Pozdrawiam, Cicho_sha
Dziękuję za miłe słowa :)
OdpowiedzUsuńNo cóż... Ja niestety niestety e znam angielskiego na tyle by czytać oryginał więc opieram się na tłumaczeniach i w dużej mierze zgadzam się z Twoimi recenzjami ale...mnie zawsze najbardziej podobało się paskudne poczucie humoru bohaterów jeśli to utrzyma resztę przeboleję jeśli to będzie jednorazowa sytuacja...
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńHumoru w dialogach bohaterów nie brakuje, a przynajmniej tak mi się wydaje, nie zauważyłam bowiem, żeby styl NS zmienił się aż tak drastycznie. Starałam się wybrać kilka takich właśnie lżejszych cytatów (może jednak zmierzysz się z tym angielskim? ja zmobilizowałam się do nauki właśnie po to, by móc czytać ulubionych autorów, którzy nie są publikowani w Polsce; a zawsze uważałam, że słabo, tak słabo znam ten język).
W ostatnim newsletterze NS tłumaczyła, że takie zakończenie "Archangel's Prophecy" było konieczne ze względu na fabułę i kropka. Napisała też, iż pomimo wielu negatywnych komentarzy książka szybko wskoczyła na listę bestsellerów, co dało jej do myślenia. Cóż, ja raczej już nie kupię żadnej jej książki w przedsprzedaży, najpierw poczekam na wstępne recenzje.
Dzień dobry :D Chciałam się zapytać i mieć wielką prośbę, o streszczenie Archangel's Prophecy. Oczywiście jeśli ma Pani czas. Nie umiem aż tak angielskiego żeby samemu przeczytać tę część, a tłumacze dopiero tłumaczą Archangel's Viper :( A tak jestem ciekawa Eleny i Raphael'a :D Z góry serdecznie dziękuje.
OdpowiedzUsuńWitam :) Przepraszam za opóźnienie, ale ostatnio rzadko włączam komputer. Na streszczenie całej książki, takie dokładniejsze, naprawdę nie mam czasu. Ani za bardzo ochoty, by ponownie do niej zaglądać - nadal jestem nieco obrażona na NS...
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, co mogę jeszcze dopisać, czego nie napisałam w poście wyżej. Szczegółów nie pamiętam, więc mogę coś przekręcić, nie będzie to też uporządkowane, ale niestety nie mam do tego głowy :/
UWAGA - SAME SPOILERY!
Głównym wątkiem jest stopniowe słabnięcie Eleny - zanikają jej anielskie moce, najpierw subtelnie, potem niemal ze strony na stronę wyraźniej. Jest jej zimno, rany się nie goją, skrzydła odmawiają posłuszeństwa (puszczają ścięgna, wypadają pióra, pod koniec jest scena, gdy Raphael odrąbuje jej obumarłe skrzydła), znika ten srebrny pierścień wokół źrenicy, w pewnym momencie Elena traci możliwość rozmowy mentalnej z R. Do tego Elena wciąż jest głodna, traci na wadze, raz po raz pojawiają się na jej skórze dziwne włókna, coś jakby wylinka (dopiero na koniec wyjaśnia się, czym to jest). Ta książka naprawdę skręca w stronę dziwacznej/przytłaczającej. Elena nie pozwala, aby to ją powstrzymało - dalej wykonuje swoją pracę łowcy. Na samym początku tropiła zbiegłego wampira, jednak gdy już miała go ująć, nastąpiło trzęsienie ziemi i tuż pod nią pojawiła się głęboka dziura w ziemi, pełna lawy (dziwaczne, wspominałam już prawda?). Pod koniec tomu w tej dziurze objawi się Cassandra.
W lawie przepadł jedynie ścigany przez Elenę wampir, innym udało się uratować. Stopniowo pojawiają się niepokojące znaki - nie pamiętam już szczegółów, czy najpierw było samo proroctwo, że Elena musi umrzeć, czy inne sygnały - znaki, odliczające czas do śmierci Eleny. Trudno mi to przetłumaczyć na polski - "For one must die for one to live" - to mniej więcej tyle, co "jedna musi umrzeć, by druga mogła żyć". Jest też mowa o "stawaniu się" ("the becoming") - ta śmierć ma służyć stawaniu się. Sukcesywnie pojawiają się wyjaśnienia (Elena widzi m.in. białe sowy - ptaki związane z Cassandrą, tą słynną archanielską wieszczką, śpiącą już od eonów; to Cassandra przepowiada jej śmierć), w pewnym momencie ktoś (nie pamiętam, czy sama Cassandra, czy Legion) tłumaczy Elenie, iż "tą drugą", która będzie żyć, będzie również Elena, ale "inna" - pada wyraźna sugestia, że straci ona swoją osobowość, wspomnienia, etc. Ta "stara" Elena jest zbyt słaba, by sprostać temu, co ma wkrótce nastąpić, by wraz z Raphaelem zmierzyć się z Archanielicą Śmierci.
Elena dzielnie walczy, nie poddaje się słabości. Cały czas szukają drogi wyjścia. Raphael zgrzyta zębami, ale oczywiście szlachetnie postanawia, że nie będzie ograniczał swojej łowczyni, nie odetnie jej od jej pracy. W pewnym momencie wydaje się, że udało się odwrócić zły los - Raphael podaje jej raz jeszcze ambrozję (tą, która przemieniła Elenę w anioła). POprawa jest jednak krótkotrwała.
c.d.
OdpowiedzUsuńIstotnym wątkiem jest też atak na Harrisona - szwagra Eleny. Harrison ledwo przeżył - gdyby nie to, że ojciec Eleny i jej siostra Eve akurat przyszli z wizytą, byłoby dla niego za późno. Pamiętam ,że podobało mi się to spotkanie z Jeffreyem (zawsze jestem ciekawa jego relacji z córką), mniej sztywne i wrogie niż zwykle. Jeffrey unika spotkań z dziadkami Eleny, nie potrafi na nich patrzeć ani zaakceptować obecności rodziców Marguerite. Elena tymczasem uparcie ściga mordercę (który zabił też kilka innych wampirów). Okazuje się on oszalałym łowcą, mszczącym się na tych, których obwinia za śmierć córki. Elena dopada go pod koniec książki - i w tym momencie wiadomo już, że spotkanie z nim będzie ostatnim znacznikiem zwiastującym jej śmierć. Jeżeli ktoś angażuje się w przeżycia bohaterów - atmosfera jest wyjątkowo przygnębiająca. I dziwaczna - bo Kaskada, dotychczas przedstawiana jako okres gwałtownych zmian w mocach, czas niepokoju, teraz zaczyna być przedstawiana, jakby była istotą obdarzoną świadomością. Skoro Elena ma umrzeć - to umrze, nawet jeśli walczy z całych sił, by ominąć przeznaczenie. Pojawiają się tak dziwne rzeczy, jak nagłe podmuchy wiatru zdmuchujące perfekcyjnie ciśnięty nóż. Więc Elena umiera - w ramionach Raphaela, który walczy o nią do ostatniej sekundy. W akcie desperacji - by ratować jej wspomnienia, jej osobowość - wyrywa sobie z piersi serce, wyrywa jej serce i zamienia je miejscami (bleee - ta scena może i miała być romantyczna, o bezgranicznej miłości, ale dla mnie była okropna i dziwaczna). I sam zapada w komę (choć wcześniejsze tomy sugerowały, że serce archanielskie regeneruje się w kilka minut, jak np. Michaeli w pierwszym tomie, tutaj Raphael do samego końca jest osłabiony). Ciało Eleny okrywa, porasta "kokon" (tą stąd brały się te włókna wcześniej), w którym ma się ona przekształcić, odrodzić. Przy niej czuwa Legion - który martwi sie, że kokon jest za mały, nie pomieści jej skrzydeł. W międzyczasie Raphael musi zmierzyć się z inwazją na swoje terytorium - zza oceanu nadciąga armia Archanioła Chin (aktualnie jest nią Favashi). Ledwo trzymający się na skrzydłach Raphael (w końcu ma ludzkie, a nie swoje serce; nie pamiętam dokładnie, ale tam były dość dokładne opisy, które serce rosło, które mu pękło, jakieś takie naturalistyczne szczegóły) walczy - okazuje się, że Favashi została opętana przez Lijuan i gdy F. na chwilę udaje się odzyskać kontrolę, pomaga Raphaelowi się pokonać. Wroga armia zawraca, a Raphael zanosi ciało nieprzytomnej Favashi Cassandrze - tak, do tej dziury wypełnionej lawą. Wraca do domu i znów pada nieprzytomny obok kokonu, w którym tkwi Elena. Ostatnie sceny toczą się we śnie - Raphael dołącza do Eleny, która w swoim śnie walczy z jakimiś siłami ciemności, i kiedy już, już oboje mają paść bez sił, postanawiają - ot tak! - się obudzić. To brzmi dziwacznie, i tak właśnie się to czytało. Ostatnim,czego z książki można się dowiedzieć, to że Elena otwiera oczy i są one srebrne. Nie wiadomo jednak nic więcej - Elena będzie sobą, czy odrosły jej skrzydła, co z jej i Raphaela mocami.
Zdaję sobie sprawę, że powyższy opis jest chaotyczny, ale nie mam czasu go uporządkować :( Nie pamiętam też szczegółów, przy ponownym czytaniu pewno udałoby się znaleźć jeszcze parę wskazówek, ale nadal jeszcze nie chcę brać tej książki do ręki. Może do jesieni mi przejdzie.
Mam nadzieję, że choć trochę zaspokoiłam ciekawość :)
Super, bardzo dziękuje za streszczenie. Niestety znalazłam tylko 14 rozdziałów przetłumaczonych i przynajmniej wiem co dalej :)
UsuńProszę bardzo :)
UsuńPS. Byłabym zapomniała - kolejny tom, który ukaże się w tym roku jesienią, ma nazywać się "Archangel's War" - "Wojna archanioła".
OdpowiedzUsuń