Po lekturze "Wspomnienia lodu" obiecałam sobie, że więcej nie zajrzę do "Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych". Wydawało mi się, że bez Sójeczki i Podpalaczy Mostów to już nie to samo... Ha, wytrzymałam parę miesięcy, ciekawość zwyciężyła. Być może w podjęciu decyzji pomogła też promocja w księgarni, gdzie znalazłam ten tom przeceniony o 75% :)
Od wydarzeń opisanych w "Bramach Domu Umarłych" minęło kilka lat. Sznur
Psów uległ zagładzie. Coltaine, otaczany czcią dowódca malazańskiej
Siódmej Armii, nie żyje. Tavore, siostra Ganoesa Parana i przyboczna
cesarzowej, przybyła do ostatniej malazańskiej placówki w Siedmiu
Miastach. Choć brak jej doświadczenia, musi uczynić z niewielkiej armii,
złożonej głównie z rekrutów, sprawną machinę wojenną i poprowadzić ją
przeciwko hordom Tornada sha'ik. Jej jedyną nadzieją jest wskrzeszenie
zniszczonej wiary garstki weteranów ocalałych z legendarnego marszu
Coltaine'a.
Na odległej Raraku, w sercu Świętej Pustyni, czeka jasnowidząca sha'ik ze swą armią buntowników. Jej skłóceni przywódcy - plemienni wodzowie, wielcy magowie, malazański renegat i służący mu czarodziej - toczą zaciekłą walkę o władzę, która w każdej chwili może zniszczyć powstanie od środka.
Na odległej Raraku, w sercu Świętej Pustyni, czeka jasnowidząca sha'ik ze swą armią buntowników. Jej skłóceni przywódcy - plemienni wodzowie, wielcy magowie, malazański renegat i służący mu czarodziej - toczą zaciekłą walkę o władzę, która w każdej chwili może zniszczyć powstanie od środka.
Autor raz jeszcze prowadzi czytelników na Genebaris - na teren ogarniętych buntem Siedmiu Miast oraz na Świętą Pustynię Raraku, gdzie wiruje szalone Tornado. Autor swoim zwyczajem zagląda do kwater obu stron konfliktu, pozwala poznać ich plany, ambicje oraz marzenia, przez co niemożliwym staje się jednoznaczne opowiedzenie się po jednej ze stron.
Mamy tu więc przyboczną Tavore, która zbiera niedobitki malazańskiej armii, które utrzymały się w Siedmiu Miastach, i uzupełniwszy ich liczbę rekrutami rusza na Świętą Pustynię. Przyboczna próbuje zmobilizować swoje siły do walki, która przynajmniej z początku wydaje się beznadziejna. Jej sytuacja byłaby jeszcze trudniejsza, gdyby nie obecność garści weteranów, znanych już z poprzednich tomów, m.in. Skrzypka, Geslera, Struny. Jednocześnie Tavore potajemnie podejmuje działania w celu odszukania młodszej siostry, Felisin. Wątek obu sióstr i leżących pomiędzy nimi tajemnic (Felisin nie wie, że siostra starała się ją chronić, nawet, gdy zesłała ją do kopalń, Tavore natomiast nie wie, kim stała się Felisin) jest chyba w tym wszystkim najsmutniejszy.
Z drugiej strony w obozie sha'ik również nie dzieje się dobrze. Doradcy, kapłani i dowódcy armii Tornada nie stanowią zwartego frontu, lecz mniej lub bardziej otwarcie walczą ze sobą, każdy kierowany własną ambicją. W tym wszystkim sha'ik, która stopniowo traci własną tożsamość na rzecz szalonej bogini, staje się coraz bardziej samotna.
Te dwa zasadnicze wątki nie wyczerpują oczywiście całej fabuły: pojawia się Kalam, Crokus i Apsalar, podążający z misją zleconą przez Kotyliona, jest wędrówka T'lan Imassa Onracka i Tiste Edur Trulla Sengara, są duchowe wędrówki Heborica. Na samym początku książki zostaje natomiast przedstawiona historia Karsy Orlonga, młodego wojownika, który wyrusza w swoją pierwszą podróż, o wiele, wiele dłuższą niż początkowo zakładał. Choć Steven Erikson nie stroni w swoich książkach od brutalnych opisów, to część dotycząca Karsy przebiła pod tym względem wszystko, co było dotychczas.
I podobnie jak w przypadku wcześniejszych części - w stosunku do niektórych bohaterów trudno było nie poczuć sympatii (np. prostych malazańskich żołnierzy, których rozmowy oraz pomysły zapewniały zdrową porcję dobrego humoru, jak np. zawody ze skorpionami), inni dbają o to, by napięcie nie opadło (np. wizyta Crokusa i Apsalar na Ławicy Avalii). Są też i tacy, którzy budzą dość ambiwalentne uczucia - chciałoby się im dopingować, lecz ich decyzje są mocno wątpliwe moralnie (przede wszystkim Karsa i Tavore).
Jedną z największych zalet książek Stevena Eriksona jest moim zdaniem mnogość postaci i związanych z nimi historii. Choć chwilami trudno się w tym połapać, kusi mnie wręcz, by trzymać pod ręką notes celem zbierania/porządkowania informacji, to ta bogata mozaika zachwyca i intryguje. Każda z postaci ma do odegrania swoją rolę, a jej ścieżka względnie skutki podjętych przez nią działań prędzej czy później przetną się ze ścieżkami innych bohaterów, zwykle w zupełnie nieoczekiwany sposób. Co bowiem wspólnego mają bogowie Teblorów z poszukiwaniami prowadzonymi przez Onracka? Jakie zdarzenie z przeszłości Onracka wiąże się z Tornadem, do którego on sam nigdy się nie zbliżył? Czym Gesler i jego ludzie narazili się Tiste Liosan? Splątane wątki układają się w niesamowity gobelin, tak złożony, że nie sposób opisać go w kilku zdaniach. Autor wciąż zasypuje czytelnika informacjami (rzadko jednak kompletnymi czy jednoznacznymi), wciąż podsuwa nowe cegiełki stopniowo wyjaśniając zagadki, a zarazem na miejsce tych wyjaśnionych umieszcza kolejne.
Bezpośrednio po lekturze "Domu łańcuchów" sięgnęłam po wcześniejsze tomy - nie mogłam oprzeć się pokusie sprawdzenia kilku rzeczy, które nie dawały mi spokoju - i przeczytawszy je raz jeszcze od początku, z większą wiedzą o tym uniwersum, udało mi się wyłapać o wiele więcej interesujących szczegółów tej skomplikowanej układanki. Ach, ten notes bardzo kusi :)
Jeśli miałabym się zastanawiać nad minusami - mogłabym wymienić chyba tylko jeden - brak jasnych reguł dotyczących czarów, korzystania z mocy czy grot. Wolę, kiedy te zasady i ograniczenia są z góry określone, lecz w "Malazańskiej księdze poległych" nigdy nie wiadomo, gdzie leżą granice możliwości bohaterów, nie wiadomo, czego się spodziewać, a to czasem sprawia wrażenie, że autor jest niczym magik wyciągający królika z kapelusza. Ale to jednak malutki minusik, gdyż to właśnie niesamowite bogactwo opisanego świata oraz jego magii, imponująco odmalowane uniwersum, pełne najbardziej niezwykłych istot, z czasem zapętlonym czasem, buduje niezwykłą atmosferę tych książek.
Ze względu na objętość oraz skomplikowaną fabułę lektura zdecydowanie dla wytrwałych. Warto jednak wgryźć się w ten świat, gdyż nagrodą jest niesamowita, wciągająca podróż, która za szybko się nie skończy. Ja teraz już wiem, że muszę doczytać tą serię do końca :)
PS. Była mowa o notesie... Dociekliwym polecam stronkę Malazan Wiki - można na niej znaleźć opisy chyba wszystkich postaci, wiele szczegółów, które łatwo mogą uciec w trakcie lektury, oraz ciekawą grafikę. Przy niektórych hasłach są ostrzeżenia przed spoilerami, więc raczej nie trafi się niechcący na zbyt wiele informacji.
Moje opinie o wcześniejszych tomach:
1. Ogrody księżyca - tutaj
2. Bramy domu umarłych - tutaj
3. Wspomnienie lodu - tutaj
Mamy tu więc przyboczną Tavore, która zbiera niedobitki malazańskiej armii, które utrzymały się w Siedmiu Miastach, i uzupełniwszy ich liczbę rekrutami rusza na Świętą Pustynię. Przyboczna próbuje zmobilizować swoje siły do walki, która przynajmniej z początku wydaje się beznadziejna. Jej sytuacja byłaby jeszcze trudniejsza, gdyby nie obecność garści weteranów, znanych już z poprzednich tomów, m.in. Skrzypka, Geslera, Struny. Jednocześnie Tavore potajemnie podejmuje działania w celu odszukania młodszej siostry, Felisin. Wątek obu sióstr i leżących pomiędzy nimi tajemnic (Felisin nie wie, że siostra starała się ją chronić, nawet, gdy zesłała ją do kopalń, Tavore natomiast nie wie, kim stała się Felisin) jest chyba w tym wszystkim najsmutniejszy.
Z drugiej strony w obozie sha'ik również nie dzieje się dobrze. Doradcy, kapłani i dowódcy armii Tornada nie stanowią zwartego frontu, lecz mniej lub bardziej otwarcie walczą ze sobą, każdy kierowany własną ambicją. W tym wszystkim sha'ik, która stopniowo traci własną tożsamość na rzecz szalonej bogini, staje się coraz bardziej samotna.
Te dwa zasadnicze wątki nie wyczerpują oczywiście całej fabuły: pojawia się Kalam, Crokus i Apsalar, podążający z misją zleconą przez Kotyliona, jest wędrówka T'lan Imassa Onracka i Tiste Edur Trulla Sengara, są duchowe wędrówki Heborica. Na samym początku książki zostaje natomiast przedstawiona historia Karsy Orlonga, młodego wojownika, który wyrusza w swoją pierwszą podróż, o wiele, wiele dłuższą niż początkowo zakładał. Choć Steven Erikson nie stroni w swoich książkach od brutalnych opisów, to część dotycząca Karsy przebiła pod tym względem wszystko, co było dotychczas.
I podobnie jak w przypadku wcześniejszych części - w stosunku do niektórych bohaterów trudno było nie poczuć sympatii (np. prostych malazańskich żołnierzy, których rozmowy oraz pomysły zapewniały zdrową porcję dobrego humoru, jak np. zawody ze skorpionami), inni dbają o to, by napięcie nie opadło (np. wizyta Crokusa i Apsalar na Ławicy Avalii). Są też i tacy, którzy budzą dość ambiwalentne uczucia - chciałoby się im dopingować, lecz ich decyzje są mocno wątpliwe moralnie (przede wszystkim Karsa i Tavore).
Jedną z największych zalet książek Stevena Eriksona jest moim zdaniem mnogość postaci i związanych z nimi historii. Choć chwilami trudno się w tym połapać, kusi mnie wręcz, by trzymać pod ręką notes celem zbierania/porządkowania informacji, to ta bogata mozaika zachwyca i intryguje. Każda z postaci ma do odegrania swoją rolę, a jej ścieżka względnie skutki podjętych przez nią działań prędzej czy później przetną się ze ścieżkami innych bohaterów, zwykle w zupełnie nieoczekiwany sposób. Co bowiem wspólnego mają bogowie Teblorów z poszukiwaniami prowadzonymi przez Onracka? Jakie zdarzenie z przeszłości Onracka wiąże się z Tornadem, do którego on sam nigdy się nie zbliżył? Czym Gesler i jego ludzie narazili się Tiste Liosan? Splątane wątki układają się w niesamowity gobelin, tak złożony, że nie sposób opisać go w kilku zdaniach. Autor wciąż zasypuje czytelnika informacjami (rzadko jednak kompletnymi czy jednoznacznymi), wciąż podsuwa nowe cegiełki stopniowo wyjaśniając zagadki, a zarazem na miejsce tych wyjaśnionych umieszcza kolejne.
Bezpośrednio po lekturze "Domu łańcuchów" sięgnęłam po wcześniejsze tomy - nie mogłam oprzeć się pokusie sprawdzenia kilku rzeczy, które nie dawały mi spokoju - i przeczytawszy je raz jeszcze od początku, z większą wiedzą o tym uniwersum, udało mi się wyłapać o wiele więcej interesujących szczegółów tej skomplikowanej układanki. Ach, ten notes bardzo kusi :)
Jeśli miałabym się zastanawiać nad minusami - mogłabym wymienić chyba tylko jeden - brak jasnych reguł dotyczących czarów, korzystania z mocy czy grot. Wolę, kiedy te zasady i ograniczenia są z góry określone, lecz w "Malazańskiej księdze poległych" nigdy nie wiadomo, gdzie leżą granice możliwości bohaterów, nie wiadomo, czego się spodziewać, a to czasem sprawia wrażenie, że autor jest niczym magik wyciągający królika z kapelusza. Ale to jednak malutki minusik, gdyż to właśnie niesamowite bogactwo opisanego świata oraz jego magii, imponująco odmalowane uniwersum, pełne najbardziej niezwykłych istot, z czasem zapętlonym czasem, buduje niezwykłą atmosferę tych książek.
Ze względu na objętość oraz skomplikowaną fabułę lektura zdecydowanie dla wytrwałych. Warto jednak wgryźć się w ten świat, gdyż nagrodą jest niesamowita, wciągająca podróż, która za szybko się nie skończy. Ja teraz już wiem, że muszę doczytać tą serię do końca :)
PS. Była mowa o notesie... Dociekliwym polecam stronkę Malazan Wiki - można na niej znaleźć opisy chyba wszystkich postaci, wiele szczegółów, które łatwo mogą uciec w trakcie lektury, oraz ciekawą grafikę. Przy niektórych hasłach są ostrzeżenia przed spoilerami, więc raczej nie trafi się niechcący na zbyt wiele informacji.
Moje opinie o wcześniejszych tomach:
1. Ogrody księżyca - tutaj
2. Bramy domu umarłych - tutaj
3. Wspomnienie lodu - tutaj
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz