To się porobiło... Po Tri-Cities biega wkurzony troll, Marrok odwraca się od stada Adama, a nieludzie grożą wilkom wojną :) Cała pociecha w tym, że Christy została wysłana na Bahamy. Ok, a tak na poważnie - dziewiąty tom przygód Mercy podobał mi się bardziej niż poprzedni ("Night Broken"), gdyż tym razem autorka ciężar konfliktu umiejscowiła w świecie zewnętrznym, nie pomiędzy parą głównych bohaterów.
Tensions between the
fae and humans are coming to a head. And when coyote shapeshifter Mercy
and her Alpha werewolf mate, Adam, are called upon to stop a rampaging
troll, they find themselves with something that could be used to make
the fae back down and forestall out-and-out war: a human child stolen
long ago by the fae.
Defying the most powerful werewolf in the country, the humans, and the fae, Mercy, Adam, and their pack choose to protect the boy no matter what the cost. But who will protect them from a boy who is fire touched?
Na wstępie chciałabym zwrócić uwagę, iż to już 9. tom w serii - jest w nim wiele odwołań do wcześniejszych wydarzeń i komuś, kto nie czytał wcześniejszych, może być ciężko go zrozumieć. O początkowych tomach pisałam tutaj.
Mercy i Adam otrzymują prośbę o pomoc od miejscowej policji: troll demoluje jeden z mostów, stanowi zagrożenie dla ludzi. Mercy i wilki ruszają do akcji, by wspólnymi siłami - przy nieoczekiwanym wsparciu - uwolnić miasto od kłopotu. Wspomniane nieoczekiwane wsparcie nadchodzi ze strony Aidena, który wygląda jak 10-letni chłopiec, lecz okazuje się o wiele, wiele starszy. Przed wiekami został porwany przez wróżki (nieludzi, fae) i uwięziony w ich królestwie. Teraz zdołał uciec i zwraca się do stada o pomoc. Mercy musi podjąć trudną decyzję samodzielnie - w miejscu publicznym, z nieprzytomnym Adamem i niechętnymi jej wilkami. Decyzja okazuje się trudna, gdyż nieludzie grożą wojną, jeśli wilki nie oddadzą im Aidena, a Marrok, przywódca wszystkich wilkołaków, by ograniczyć skalę konfliktu, odcina się od stada.
Jak zwykle w książkach Patricii Briggs i w tym tomie wiele się dzieje. Mercy to rzuca się na ratunek wilka o tendencjach samobójczych, to znów negocjuje z wampirami i rozmawia z Babą Jagą o gotowanych jajkach :) Chwilami miałam wrażenie, jakby fabuła nawet za bardzo dryfowała na wątki poboczne i wiele scen wydawało się wprowadzonych na siłę, by wypełnić objętość.
To są jednak drobne minusy w porównaniu z tym, jak autorka rozegrała sytuacje pomiędzy bohaterami. Przede wszystkim Mercy i Adam. Nie ukrywam, że mam słabość do wątków romantycznych i lubię, kiedy para - po przejściu wszystkich możliwych i niemożliwych przeszkód - tworzy stabilny związek. Kiedy autor decyduje się, dla podkręcenia atmosfery, na wbijanie klina pomiędzy taką właśnie parę, odbieram to jako tani, tandetny chwyt. Zrezygnowałam z co najmniej kilku serii po takim właśnie "zwrocie" akcji. Uważam, że zawsze można znaleźć wiele ciekawych tematów do przepracowania pomiędzy bohaterami, bez zasiewania pomiędzy nimi zwątpienia. Dlatego miałam tak duże problemy z lekturą poprzedniego tomu "Night Broken" (moja opinia tutaj) - tam przeszkadzała mi nie tyle obecność Christy, co reakcja Adama na byłą żonę (a właściwie - brak należytej reakcji, tj. wyraźnego zaznaczenia granic). Nie jest dla mnie dżentelmenem ktoś, kto tytułem "ochrony" jednej kobiety stawia w trudnej sytuacji inną - kiedy ta inna jest jego aktualną partnerką.
Ha, nie powinnam dyskutować z tym, jak autorzy kształtują swoich bohaterów i fabułę swoich książek, ale zawsze mogę podjąć decyzję, aby ich nie czytać dalej, prawda?
Po lekturze "Fire Touched" nie ma wątpliwości, że Mercy i Adam świetnie sobie radzą jako para. I nie chodzi nawet tylko o to, że Christy pojawia się wyłącznie na chwilę ;) Autorka pokazała, jak rozwinął się ich związek - zaufanie, umiejętność szybkiego porozumiewania się oraz akceptowania tego, kim są: Mercy, ze swoimi skłonnościami do poświęceń oraz Adam, który po prostu musi ją chronić. Mercy oczywiście, jaka jest, zawsze robi to, w co wierzy, że jest właściwe, a potem martwi się, czy dobrze zrobiła. Adam z kolei zdecydował się na coś, co (moim prywatnym zdaniem) powinien zrobić już dawno - dał stadu bardzo jednoznaczny sygnał. To była świetnie napisana scena, włącznie z reakcją wilków oraz Mercy.
I okazuje się, że można interesująco i dramatycznie rozegrać sytuację między bohaterami - nawet w dziewiątym tomie serii! - bez rozbijania ich związku :)
Drugim elementem, który mi się podobał, był Aiden. Lubię, kiedy bohaterowie są szorstcy, niedoskonali, nieprzewidywalni i generalnie poruszający się gdzieś w paśmie szarości zamiast czerni albo bieli. U Patricii Briggs można znaleźć co najmniej paru takich (m.in. Marrok czy wujek Mike). Również Aiden okazał się osobą, którą z początku trudno było polubić. Porwany jako dziecko spędził wieki w krainie, gdzie obowiązywały zupełnie odmienne prawa. Jak wytłumaczyć komuś takiemu zasady obowiązujące we współczesnym społeczeństwie? Aiden wygląda jak bezbronne dziecko, nie chce jednak być w ten sposób traktowany, a nauczył się, że tylko okazanie siły zapewnia przetrwanie. Aiden dysponuje potężną mocą. Jego postawa szybko prowadzi do konfliktu - wilki nie są z natury zbyt tolerancyjne i Mercy musi wziąć na siebie trud zresocjalizowania chłopaka. Sposób, w jaki się za to zabiera, gdy w najprostszy możliwy sposób stara się wyjaśnić reguły rządzące społeczeństwem, wzbudził moje uznanie dla autorki. To było sympatyczne i... dające do myślenia :)
Tak, jak wcześniejsze tomy trochę ostudziły moją sympatię do serii o Mercy, tak po "Fire Touched" będę z niecierpliwością wypatrywać zapowiedzi kolejnej części :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz