Są autorzy, po których sięga się bez wahania - dla mnie kimś takim jest Ilona Andrews. Serii "Innkeeper Chronicles" nie przeczytałam do tej pory tylko i wyłącznie z tego powodu, że zostawiałam ją sobie na tzw. czarną godzinę, kiedy będę potrzebować czegoś na poprawę humoru :)
Bohaterką jest Dina, która prowadzi zajazd dla... bardzo specyficznej klienteli. W tym świecie wszystko jest możliwe :)
Bohaterką jest Dina, która prowadzi zajazd dla... bardzo specyficznej klienteli. W tym świecie wszystko jest możliwe :)
On the outside, Dina
Demille is the epitome of normal. She runs a quaint Victorian Bed and
Breakfast in a small Texas town, owns a Shih Tzu named Beast, and is a
perfect neighbor, whose biggest problem should be what to serve her
guests for breakfast. But Dina is...different: Her broom is a deadly
weapon; her Inn is magic and thinks for itself. Meant to be a lodging
for otherworldly visitors, the only permanent guest is a retired
Galactic aristocrat who can’t leave the grounds because she’s
responsible for the deaths of millions and someone might shoot her on
sight. Under the circumstances, "normal" is a bit of a stretch for Dina.
And now, something with wicked claws and deepwater teeth has begun to hunt at night....Feeling responsible for her neighbors, Dina decides to get involved. Before long, she has to juggle dealing with the annoyingly attractive, ex-military, new neighbor, Sean Evans—an alpha-strain werewolf—and the equally arresting cosmic vampire soldier, Arland, while trying to keep her inn and its guests safe. But the enemy she’s facing is unlike anything she’s ever encountered before. It’s smart, vicious, and lethal, and putting herself between this creature and her neighbors might just cost her everything.
And now, something with wicked claws and deepwater teeth has begun to hunt at night....Feeling responsible for her neighbors, Dina decides to get involved. Before long, she has to juggle dealing with the annoyingly attractive, ex-military, new neighbor, Sean Evans—an alpha-strain werewolf—and the equally arresting cosmic vampire soldier, Arland, while trying to keep her inn and its guests safe. But the enemy she’s facing is unlike anything she’s ever encountered before. It’s smart, vicious, and lethal, and putting herself between this creature and her neighbors might just cost her everything.
Powinnam być może już na wstępie zaznaczyć - to nie jest książka zawierająca głębokie przemyślenia czy filozoficzne dysputy (choć pytania o moralność oraz odpowiedzialność odgrywają w niej sporą rolę). To lekka literatura, rozrywkowa. Czytając miałam wrażenie, że autorzy (Ilona i Andrew Gordonowie) naprawdę świetnie się bawili (o czym zresztą nieraz zapewniali - historia początkowo była publikowana na ich blogu jako darmowy serial, napisany trochę dla żartu) i na całego popuścili wodze wyobraźni. W tym świecie wszystko jest możliwe.
I w ten sposób należy tą książkę traktować - jako niczym nieograniczoną grę wyobraźni, pełną aluzji (jako chociażby "perły Anansiego", z których wyłażą pająki-zabójcy) oraz nawiązań. Jeżeli komuś nie odpowiada opowieść, w której rzeczywistość często ulega zakrzywieniu, a na scenie raz po raz pojawiają się zupełnie niespodziewani goście, lepiej niech odpuści sobie lekturę. "Clean Sweep" należy czytać z dystansem :)
Dina, której rodzice zaginęli kilka lat temu, zdecydowała się kontynuować rodzinną tradycję i podjąć się prowadzenia zajazdu (w oryg. "inn"). Z pozoru wszystko wygląda normalnie - małe miasteczko w Teksasie, wściubiający we wszystko nosa sąsiedzi i Dina, która stara się żyć ze wszystkimi w zgodzie. Tyle że jej zajazd (o wdzięcznej nazwie Gertrude Hunt) nie jest zwykłym budynkiem, lecz żywą, świadomą istotą, a gośćmi są przybysze z odległych zakątków galaktyki (aktualnie jedynym gościem jest Caldenia - emerytowana kosmiczna arystokratka odpowiedzialna za śmierć milionów, ukrywająca się na Ziemi przed łowcami głów). Na swoim terenie Dina dysponuje niezwykłymi mocami, jej miotła jest bronią, a uroczy mały piesek czasem... zmienia postać. Dina, jako prowadząca zajazd (w oryg. Innkeeper) ma obowiązek zachowywać neutralność, a jej jedynym obowiązkiem jest troska o bezpieczeństwo gości. Jednakże kiedy w okolicy zaczynają się dziać niepokojące rzeczy, a sąsiedzi znajdują ciała rozszarpanych psów, Dina decyduje się podjąć ryzyko i stanąć w obronie nieświadomych zagrożenia ludzi.
Z pomocą przychodzi jej jeden z sąsiadów, Sean Evans, były wojskowy i wilkołak, a także Arland, kosmiczny żołnierz, wampir-arystokrata. Wiem, tak zapisane to głupi brzmi :) Musicie mi uwierzyć, że w tym uniwersum nie ma rzeczy niemożliwych i tych dwoje pasuje do całości :)
Uwielbiam poczucie humoru autorów, ich styl oraz sposób, w jaki wprowadzają czytelnika w swój świat. Uwielbiam to, jak konsekwentnie kreują bohaterów. Wilkołak Sean nie miał dotychczas pojęcia ani o tym, skąd pochodził, ani o istnieniu w kosmosie niezliczonych gatunków istot. Ta niewiedza nie przeszkadza mu oczywiście zachowywać się arogancko i z zaborczą opiekuńczością. Wampir Arland dla odmiany jest bardziej wyrafinowany i nieprzewidywalny. Trudno też nie polubić Caldenii, pomimo, iż kompletnie brak jej sumienia :) Jeśli chodzi o Dinę, z jednej strony różni się od Kate Daniels, Nevady z serii "Hidden Legacy" czy bohaterek serii "Na krawędzi", z drugiej jednak strony ma coś wspólnego z innymi postaciami kobiecymi z książek Ilony Andrews: wewnętrzny kodeks moralny, odwaga czy skłonność do poświęcenia dla innych. Nazwałabym to powtarzającym się schematem, gdyby nie to, że ta sama wrażliwość przebija się z wypowiedzi pani Ilony na jej blogu. Dla mnie to swoisty znak rozpoznawczy Ilony Andrews.
Fabuła nie jest zbyt skomplikowana, czytelnik nie ma wątpliwości, iż wszystko dobrze się zakończy, lecz sama lektura - ze względu na rozbrajający humor, świetne dialogi i brak ograniczeń co do tego, co możliwe - zapewnia naprawdę dobrą zabawę.
Polecam wszystkim fanom Ilony Andrews i nie tylko :)
"Mhm," Arland said. "I have spent my spare time studying literature popular with young women of this planet. One should always study the battlefield."
Sean glanced at him. "And?"
"I suggest you give up now. According to my research, in a vampire-werewolf love triangle, the vampire always gets the girl."
Dina, której rodzice zaginęli kilka lat temu, zdecydowała się kontynuować rodzinną tradycję i podjąć się prowadzenia zajazdu (w oryg. "inn"). Z pozoru wszystko wygląda normalnie - małe miasteczko w Teksasie, wściubiający we wszystko nosa sąsiedzi i Dina, która stara się żyć ze wszystkimi w zgodzie. Tyle że jej zajazd (o wdzięcznej nazwie Gertrude Hunt) nie jest zwykłym budynkiem, lecz żywą, świadomą istotą, a gośćmi są przybysze z odległych zakątków galaktyki (aktualnie jedynym gościem jest Caldenia - emerytowana kosmiczna arystokratka odpowiedzialna za śmierć milionów, ukrywająca się na Ziemi przed łowcami głów). Na swoim terenie Dina dysponuje niezwykłymi mocami, jej miotła jest bronią, a uroczy mały piesek czasem... zmienia postać. Dina, jako prowadząca zajazd (w oryg. Innkeeper) ma obowiązek zachowywać neutralność, a jej jedynym obowiązkiem jest troska o bezpieczeństwo gości. Jednakże kiedy w okolicy zaczynają się dziać niepokojące rzeczy, a sąsiedzi znajdują ciała rozszarpanych psów, Dina decyduje się podjąć ryzyko i stanąć w obronie nieświadomych zagrożenia ludzi.
Z pomocą przychodzi jej jeden z sąsiadów, Sean Evans, były wojskowy i wilkołak, a także Arland, kosmiczny żołnierz, wampir-arystokrata. Wiem, tak zapisane to głupi brzmi :) Musicie mi uwierzyć, że w tym uniwersum nie ma rzeczy niemożliwych i tych dwoje pasuje do całości :)
Uwielbiam poczucie humoru autorów, ich styl oraz sposób, w jaki wprowadzają czytelnika w swój świat. Uwielbiam to, jak konsekwentnie kreują bohaterów. Wilkołak Sean nie miał dotychczas pojęcia ani o tym, skąd pochodził, ani o istnieniu w kosmosie niezliczonych gatunków istot. Ta niewiedza nie przeszkadza mu oczywiście zachowywać się arogancko i z zaborczą opiekuńczością. Wampir Arland dla odmiany jest bardziej wyrafinowany i nieprzewidywalny. Trudno też nie polubić Caldenii, pomimo, iż kompletnie brak jej sumienia :) Jeśli chodzi o Dinę, z jednej strony różni się od Kate Daniels, Nevady z serii "Hidden Legacy" czy bohaterek serii "Na krawędzi", z drugiej jednak strony ma coś wspólnego z innymi postaciami kobiecymi z książek Ilony Andrews: wewnętrzny kodeks moralny, odwaga czy skłonność do poświęcenia dla innych. Nazwałabym to powtarzającym się schematem, gdyby nie to, że ta sama wrażliwość przebija się z wypowiedzi pani Ilony na jej blogu. Dla mnie to swoisty znak rozpoznawczy Ilony Andrews.
Fabuła nie jest zbyt skomplikowana, czytelnik nie ma wątpliwości, iż wszystko dobrze się zakończy, lecz sama lektura - ze względu na rozbrajający humor, świetne dialogi i brak ograniczeń co do tego, co możliwe - zapewnia naprawdę dobrą zabawę.
Polecam wszystkim fanom Ilony Andrews i nie tylko :)
"Mhm," Arland said. "I have spent my spare time studying literature popular with young women of this planet. One should always study the battlefield."
Sean glanced at him. "And?"
"I suggest you give up now. According to my research, in a vampire-werewolf love triangle, the vampire always gets the girl."
“I believe I've met your grandfather, the Bloody Butcher of Odar."
"That's correct."
"I remember now. A delightful man, wonderfully dry
sense of humor."
Arland blinked. "My grandfather has been called many
names in his lifetime. Delightful was not one of them. He remembers you
also. You tried to poison him."
Caldenia waved her fingers. "I've tried
to poison everyone at one time or another. Don't take it personally.”
*
“…Something isn’t right with you and this property. Strange things
happen around it. I don’t know what is going on, but I will find out.
You could make it easier on yourself by coming clean.”
“Sure. This is a magic bed-and-breakfast and the two guys in my kitchen are aliens from outerspace.”
“Sure. This is a magic bed-and-breakfast and the two guys in my kitchen are aliens from outerspace.”
*
“You will show that thing to me and from now on, I will deal with them."
I opened my eyes really wide and fluttered my eyelashes at him. "I'm sorry, I must've missed your coronation ceremony. Silly me.”
I opened my eyes really wide and fluttered my eyelashes at him. "I'm sorry, I must've missed your coronation ceremony. Silly me.”
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz