Stoimy ze Skrzatem na szkolnym korytarzu, na ścianie - wystawa prac nt. "Obrazek z figur geometrycznych". Do dyspozycji były kółka, kwadraty, trójkąty, prostokąty. Na obrazkach pełno piesków, ludzików, kwiatków i innych podobnych kompozycji.
Stoimy ramię przy ramieniu i wpatrujemy się w ścianę. Przez dłuższą chwilę oboje milczymy, w końcu pytam.
Oj, matka, matka... Ale naprawdę nie miałam pomysłu, jak zinterpretować figury poukładane po całej powierzchni kartki w kontrolowanym nieładzie.
- To rozsypany krasnal - wyjaśnia spokojnie.
Skrzat wybierał się na przyjęcie urodzinowe koleżanki. Ponieważ miał kłopot z wybraniem prezentu, zasugerowałam mu, by dyskretnie wybadał, co solenizantka lubi. Dwa dni później...
- Misja zakończona sukcesem! - oznajmia rozpromieniony. - Spytałem M. i powiedziała, że nie interesuje się niczym szczególnym.
Pytanie praktyczne:
- Mama, a jeśli rodzice na coś dziecku nie pozwalają, to czy jest jakiś sędzia, który może zdecydować, że powinni pozwolić?
- Wiesz, niektórzy przynoszą do szkoły zabawki, chociaż rodzice im nie pozwalają - wyznaje nieoczekiwanie Skrzat. - W kieszeniach je przynoszą.
Dyplomatycznie, teraz dyplomatycznie.
- Hmm... - Czy to dobra odpowiedź?
- Mnie też namawiali - kontynuuje zamyślony Skrzat.
- A co ty na to?
- Nie chciałem, bo wy mnie sprawdzacie...
Dobrze wiedzieć. Sprawdziliśmy może dwa razy, kiedy miał wyraźny szlaban.
- I to jedyne, co cię powstrzymało?
- No, myślę, że to trudne, takie przemycanie - kończy patrząc na mnie z nadzieją.
Oookej. Kamiennną twarz mam już dobrze wyćwiczoną.
- Owszem, to trudne.
Zdjęcia jeszcze z października, jakoś tak się uchowały...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz