Po książki pana Kaya zazwyczaj sięgam bez wahania i bez sprawdzania opinii, jedyny problem to takie ich dawkowanie, by przyjemności wystarczyło na dłużej. Z lekturą "Pieśni dla Arbonne" o tyle się nie spieszyłam, że odrobinę zniechęcała mnie "kultura trubadurów" w opisie na okładce. Nigdy nie ciągnęło mnie do książek budowanych wokół muzyki czy poezji, choć przecież powinnam się już przyzwyczaić, że Guy Gavriel Kay każdy temat potrafi pięknie opisać.
Zapraszam do magicznej podróży przez średniowieczną Prowansję, malowniczą krainę muzyki i miłości, krainę, nad którą zawisł straszliwy cień...
Zapraszam do magicznej podróży przez średniowieczną Prowansję, malowniczą krainę muzyki i miłości, krainę, nad którą zawisł straszliwy cień...
Wiele lat temu dwaj najpotężniejsi książęta, panujący na ziemiach
stanowiących część matriarchialnej, cywilizowanej krainy Arbonne, popadli
w konflikt. Szlachetny trubadur Bertran de Talair i Urte de Miraval
żywią wobec siebie nienawiść, a jej źródłem stała się dawno temu
kobieta...
Pieśń dla Arbonne jest panoramiczną, fascynującą powieścią,
opartą na kulturze trubadurów, powstałej w średniowiecznej Prowansji. W
przepiękny sposób obrazuje alternatywną wersję ówczesnego świata, tego
samego, w którym rozgrywa się akcja wielu innych powieści Kaya.
Czytelnikom, którzy znają styl autora, nie potrzeba wiele wyjaśniać. "Pieśń dla Arbonne" nie odbiega od jego sprawdzonego schematu - jako tło wykorzystana została prawdziwa kraina (tu - Prowansja, czy może raczej Hrabstwo Tuluzy), elementy historii powszechnej (takie jak m.in. ustrój społeczny, ekonomiczne i religijne napięcia pomiędzy regionami), lecz nadano im inne nazwy. Do tego dochodzi szczypta magii - nie takiej z błyskawicami i wybuchami ognia, lecz bardzo subtelna, balansująca na granicy iluzji. Dwa księżyce są elementem, który pojawia się w wielu książkach pana Kaya, i podobnie jak mit o Fionavarze spaja ze sobą te opowieści.
W "Pieśni dla Arbonne" akcja rozgrywa się przede wszystkim w Arbonne - leżącej nad morzem, malowniczej krainie poezji i kwiatów. Podobnie jak w innych książkach autora kraj znajduje się u progu zmiany. Przez większość czasu narracja prowadzona jest z perspektywy Blaise'a, który przybył na południe jako najemnik. Mężczyzna z początku reaguje z pogardą na panujące z Arbonne zwyczaje - panoszących się wszędzie trubadurów i żonglerów o niewielkim często talencie, swobodne obyczaje w relacjach damsko-męskich czy dziwaczny dla niego kult bogini Rian. W Gorhaut, z którego pochodzi Blaise, obowiązują znacznie bardziej surowe reguły. Stopniowo jednak mężczyzna odkrywa, że wolność, jaką cieszą się kobiety w Arbonne, wcale nie oznacza, iż mężczyźni są zniewieściali, a muzyka ma swój urok. Poznawszy najważniejsze osobistości krainy Blaise uczy się szacunku dla kobiet i przekonuje się, że polityczna inteligencja oraz rozwaga to cechy, które nie są przypisane do jednej tylko płci. Jednocześnie mają miejsce zdarzenia burzące spokój mieszkańców sielankowej krainy - wszystko wskazuje na to, iż Gorhaut szykuje się do wojny. Blaise musi wybrać, po czyjej stanie stronie i jak wiele gotów będzie zaryzykować.
Akcja nie toczy opowieści nie toczy się może w szalonym tempie, nie brak jednak zagadek i intryg, nieoczekiwanych zwrotów akcji, a w miarę rozwoju fabuły informacje, które na początku wydawały się zupełnie ze sobą niepowiązane, nabierają sensu.
Książkę tą można czytać na kilka sposobów. Nie analizując tła historycznego potraktować jako baśń dla dorosłych, opowieść o odpowiedzialności za podejmowane decyzje, o szukaniu własnej drogi, o zaufaniu, lojalności i tolerancji. Spokojny rytm opowieści, pełnej pięknych opisów, przypomina balladę. Największą przemianę przechodzi Blaise - zgorzkniały i rozczarowany życiem mężczyzna na nowo uczy się ufać ludziom, akceptować ich wady oraz słabości, uczy się wybierać to, co ważna, stawiać sobie cele i podążać za nimi. Pozostali bohaterowie wydają się jedynie tłem, choć moim zdaniem z tego tła wybija się Ranald, brat Blaise'a.
Bohaterowie, jak często ma to miejsce w literaturze fantasy są przerysowani - co dobrzy są mądrzy, lojalni i szlachetni, ci źli - wyjątkowo paskudni. Ale w baśniach zawsze będą uproszczenia i nie o wierne oddanie ludzkiej natury tutaj chodzi. Zresztą bohaterowie są moim zdaniem jedną z mocniejszych stron pana Kaya - ma on talent do kreowana ciekawych postaci, takich, do których czytelnik przywiązuje się już po kilku stronach. Cenię autorów, którzy potrafią oddać charakter swojego bohatera przez jego zachowanie, a nie poprzez wyliczanie jego cech ustami innych postaci. Guy Gavriel Kay czyni to doskonale. Co więcej, wśród tych pozytywnych postaci zawsze znajdą się jakieś wady (np. decyzja młodziutkiej Aelis, by zdradzić męża, zniszczyła życia obu tych mężczyzn, którzy nawet po latach nie potrafią sobie nawzajem wybaczyć ani w dojrzały sposób pogodzić się z konsekwencjami wybryku samolubnej dziewczyny).
Jeżeli ktoś szuka czegoś więcej poza piękną baśnią dla dorosłych, może przyjrzeć się przedstawionym w książce wartościom, relacjom społecznym. Autor pominął kwestie nierówności pomiędzy warstwami społecznymi (można jedynie domyślać się, że w każdej z tych krain chłopi są wykorzystywani), skupił się za to na sposobie sprawowania władzy, tolerancji religijnej oraz pozycji kobiety w społeczeństwie. Arbonne włada kobieta, wdowa po hrabim - to ona podejmuje ostateczne decyzje, chętnie jednak słucha swoich doradców. Co prawda małżeństwa polityczne są na porządku dziennym wśród wyższych warstw społeczeństwa, to kobiety cieszą się szacunkiem i sporą (choć nie całkowitą) wolnością. Przeciwstawione zostało temu Gorhaut, gdzie kobiety traktowane są z pogardą, jako własność mężów/ojców, a za lekceważącą wypowiedź wobec mężczyzny mogą zostać wychłostane lub skazane na śmierć. Król Gorhaut sprawuje władzę niemal absolutną, jego poddani wykonują rozkazy kierowani strachem. W obu krainach ludzie modlą się do boga Corannosa, lecz w Arbonne oprócz Corannosa czczona jest również bogini Rian. Kult Rian (kobiecy!) w Gorhaut uznawany jest za herezję i stanowi najważniejszy powód do inwazji.
Ustroje obu krain odmalowane są dość stereotypowo: tolerancyjna i równościowa Arbonne przeciwstawiona została fanatycznemu i szowinistycznemu Gorhaut, lecz dzięki temu wyraźniej widać konsekwencje opisanych postaw. Fanatyzm, podsycana przez przywódców nienawiść przeciwko "innym" (nie tylko ze względu na wyznawaną religię) zawsze prowadzić będzie do nieszczęścia i krzywdy. W historii samej tylko Europy, żeby nie wybiegać poza naszą część świata, są dziesiątki, setki tysięcy ofiar prześladowań religijnych.
Z kolei Arbonne - niemal utopijne - wydaje się z góry skazane na klęskę, gdyż niezależność książąt pozwala na wewnętrzne podziały, trwające latami urazy, które osłabiają kraj. Nawet jeśli na koniec książki udaje się zapobiec katastrofie, to pozostaje wrażenie, iż została ona jedynie odroczona - nad Arbonne nadal wisi niepokojący cień.
Wreszcie, ci dociekliwi, mogą przypatrzyć się uważnie zamieszczonej na początku książki mapce i odświeżyć swoją wiedzę z zakresu XII, XIII-wiecznej Francji, początków państwa Kapetyngów.
To epoka nie tylko trubadurów, turniejów rycerskich i dwornej miłości, ale i rozkwitu kultury oksytańskiej, epoka katarów, waldensów. W owym okresie południe Francji było kulturowo i cywilizacyjnie lepiej rozwinięte od północy - surowej, wojowniczej i skłonnej do religijnego fanatyzmu. Jeżeli pod opisany w "Pieśni dla Arbonne" kult Rian podstawimy ruch katarski, to wyjdziemy prosto na krucjatę albigeńską, masowe rzezie oraz palenie "heretyków" na stosach. W książce punktem zapalnym była religia oraz - w mniejszym stopniu - kwestia dostępu do morza oraz ziemi uprawnej, w historii Francji ważną rolę odgrywał system feudalny oraz interesy kościoła, a także niechęć mieszkańców północy do tradycji, kultury oraz sposobu życia południa. Niechętnie pamiętamy o tych brudnych, nieprzyjemnych kartach z przeszłości, a to niedobrze - bo właśnie historia najwięcej nas uczy.
Kto zajrzał do historii, ten wie, że kultura oksytańska wraz z tradycjami trubadurskimi zostały w brutalny sposób zniszczone, majątki bogatych mieszkańców hrabstwa Tuluzy skonfiskowane na rzecz szlachty północnofrancuskiej, a inkwizycja długo jeszcze prześladowała innowierców. Na tym tle pozornie szczęśliwe zakończenie "Pieśni dla Arbonne" nabiera innego znaczenia, wydaje się być snem, marzeniem, w którym bieg dziejów potoczył się inaczej.
W "Pieśni dla Arbonne" akcja rozgrywa się przede wszystkim w Arbonne - leżącej nad morzem, malowniczej krainie poezji i kwiatów. Podobnie jak w innych książkach autora kraj znajduje się u progu zmiany. Przez większość czasu narracja prowadzona jest z perspektywy Blaise'a, który przybył na południe jako najemnik. Mężczyzna z początku reaguje z pogardą na panujące z Arbonne zwyczaje - panoszących się wszędzie trubadurów i żonglerów o niewielkim często talencie, swobodne obyczaje w relacjach damsko-męskich czy dziwaczny dla niego kult bogini Rian. W Gorhaut, z którego pochodzi Blaise, obowiązują znacznie bardziej surowe reguły. Stopniowo jednak mężczyzna odkrywa, że wolność, jaką cieszą się kobiety w Arbonne, wcale nie oznacza, iż mężczyźni są zniewieściali, a muzyka ma swój urok. Poznawszy najważniejsze osobistości krainy Blaise uczy się szacunku dla kobiet i przekonuje się, że polityczna inteligencja oraz rozwaga to cechy, które nie są przypisane do jednej tylko płci. Jednocześnie mają miejsce zdarzenia burzące spokój mieszkańców sielankowej krainy - wszystko wskazuje na to, iż Gorhaut szykuje się do wojny. Blaise musi wybrać, po czyjej stanie stronie i jak wiele gotów będzie zaryzykować.
Akcja nie toczy opowieści nie toczy się może w szalonym tempie, nie brak jednak zagadek i intryg, nieoczekiwanych zwrotów akcji, a w miarę rozwoju fabuły informacje, które na początku wydawały się zupełnie ze sobą niepowiązane, nabierają sensu.
Książkę tą można czytać na kilka sposobów. Nie analizując tła historycznego potraktować jako baśń dla dorosłych, opowieść o odpowiedzialności za podejmowane decyzje, o szukaniu własnej drogi, o zaufaniu, lojalności i tolerancji. Spokojny rytm opowieści, pełnej pięknych opisów, przypomina balladę. Największą przemianę przechodzi Blaise - zgorzkniały i rozczarowany życiem mężczyzna na nowo uczy się ufać ludziom, akceptować ich wady oraz słabości, uczy się wybierać to, co ważna, stawiać sobie cele i podążać za nimi. Pozostali bohaterowie wydają się jedynie tłem, choć moim zdaniem z tego tła wybija się Ranald, brat Blaise'a.
Bohaterowie, jak często ma to miejsce w literaturze fantasy są przerysowani - co dobrzy są mądrzy, lojalni i szlachetni, ci źli - wyjątkowo paskudni. Ale w baśniach zawsze będą uproszczenia i nie o wierne oddanie ludzkiej natury tutaj chodzi. Zresztą bohaterowie są moim zdaniem jedną z mocniejszych stron pana Kaya - ma on talent do kreowana ciekawych postaci, takich, do których czytelnik przywiązuje się już po kilku stronach. Cenię autorów, którzy potrafią oddać charakter swojego bohatera przez jego zachowanie, a nie poprzez wyliczanie jego cech ustami innych postaci. Guy Gavriel Kay czyni to doskonale. Co więcej, wśród tych pozytywnych postaci zawsze znajdą się jakieś wady (np. decyzja młodziutkiej Aelis, by zdradzić męża, zniszczyła życia obu tych mężczyzn, którzy nawet po latach nie potrafią sobie nawzajem wybaczyć ani w dojrzały sposób pogodzić się z konsekwencjami wybryku samolubnej dziewczyny).
Jeżeli ktoś szuka czegoś więcej poza piękną baśnią dla dorosłych, może przyjrzeć się przedstawionym w książce wartościom, relacjom społecznym. Autor pominął kwestie nierówności pomiędzy warstwami społecznymi (można jedynie domyślać się, że w każdej z tych krain chłopi są wykorzystywani), skupił się za to na sposobie sprawowania władzy, tolerancji religijnej oraz pozycji kobiety w społeczeństwie. Arbonne włada kobieta, wdowa po hrabim - to ona podejmuje ostateczne decyzje, chętnie jednak słucha swoich doradców. Co prawda małżeństwa polityczne są na porządku dziennym wśród wyższych warstw społeczeństwa, to kobiety cieszą się szacunkiem i sporą (choć nie całkowitą) wolnością. Przeciwstawione zostało temu Gorhaut, gdzie kobiety traktowane są z pogardą, jako własność mężów/ojców, a za lekceważącą wypowiedź wobec mężczyzny mogą zostać wychłostane lub skazane na śmierć. Król Gorhaut sprawuje władzę niemal absolutną, jego poddani wykonują rozkazy kierowani strachem. W obu krainach ludzie modlą się do boga Corannosa, lecz w Arbonne oprócz Corannosa czczona jest również bogini Rian. Kult Rian (kobiecy!) w Gorhaut uznawany jest za herezję i stanowi najważniejszy powód do inwazji.
Ustroje obu krain odmalowane są dość stereotypowo: tolerancyjna i równościowa Arbonne przeciwstawiona została fanatycznemu i szowinistycznemu Gorhaut, lecz dzięki temu wyraźniej widać konsekwencje opisanych postaw. Fanatyzm, podsycana przez przywódców nienawiść przeciwko "innym" (nie tylko ze względu na wyznawaną religię) zawsze prowadzić będzie do nieszczęścia i krzywdy. W historii samej tylko Europy, żeby nie wybiegać poza naszą część świata, są dziesiątki, setki tysięcy ofiar prześladowań religijnych.
Z kolei Arbonne - niemal utopijne - wydaje się z góry skazane na klęskę, gdyż niezależność książąt pozwala na wewnętrzne podziały, trwające latami urazy, które osłabiają kraj. Nawet jeśli na koniec książki udaje się zapobiec katastrofie, to pozostaje wrażenie, iż została ona jedynie odroczona - nad Arbonne nadal wisi niepokojący cień.
Wreszcie, ci dociekliwi, mogą przypatrzyć się uważnie zamieszczonej na początku książki mapce i odświeżyć swoją wiedzę z zakresu XII, XIII-wiecznej Francji, początków państwa Kapetyngów.
To epoka nie tylko trubadurów, turniejów rycerskich i dwornej miłości, ale i rozkwitu kultury oksytańskiej, epoka katarów, waldensów. W owym okresie południe Francji było kulturowo i cywilizacyjnie lepiej rozwinięte od północy - surowej, wojowniczej i skłonnej do religijnego fanatyzmu. Jeżeli pod opisany w "Pieśni dla Arbonne" kult Rian podstawimy ruch katarski, to wyjdziemy prosto na krucjatę albigeńską, masowe rzezie oraz palenie "heretyków" na stosach. W książce punktem zapalnym była religia oraz - w mniejszym stopniu - kwestia dostępu do morza oraz ziemi uprawnej, w historii Francji ważną rolę odgrywał system feudalny oraz interesy kościoła, a także niechęć mieszkańców północy do tradycji, kultury oraz sposobu życia południa. Niechętnie pamiętamy o tych brudnych, nieprzyjemnych kartach z przeszłości, a to niedobrze - bo właśnie historia najwięcej nas uczy.
Kto zajrzał do historii, ten wie, że kultura oksytańska wraz z tradycjami trubadurskimi zostały w brutalny sposób zniszczone, majątki bogatych mieszkańców hrabstwa Tuluzy skonfiskowane na rzecz szlachty północnofrancuskiej, a inkwizycja długo jeszcze prześladowała innowierców. Na tym tle pozornie szczęśliwe zakończenie "Pieśni dla Arbonne" nabiera innego znaczenia, wydaje się być snem, marzeniem, w którym bieg dziejów potoczył się inaczej.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz