poniedziałek, 14 grudnia 2015

Brandon Sanderson "Droga królów"


Każda z książek Brandona Sandersona, jakie czytałam do tej pory, robiła na mnie duże wrażenie, dlatego nie powinnam być zaskoczona, że pierwszy tom "Archiwum burzowego światła" trafił na listę moich ulubionych opowieści. To wielowątkowa, napisana z ogromnym rozmachem historia fantasy. Niezwykły świat (żadnych elfów, krasnoludów czy wampirów!!), zagadki i splątane warstwy fabuły, wartko tocząca się akcja, ale i intrygujące charaktery - ludzkie słabości, zmagania z sumieniem, poszukiwanie celu oraz przyjęcie na siebie odpowiedzialności. Ktoś powie, że mimo wszystko to tylko bajka... być może, ale to wyjątkowo dobrze napisana bajka :)

Chirurg, zmuszony do porzucenia swej sztuki i zostania żołnierzem w najbardziej brutalnej wojnie od niepamiętnych czasów. Skrytobójca, morderca, który płacze, kiedy zabija. Oszust, młoda kobieta, skrywająca za płaszczem z kłamstw swoją prawdziwą naturę. Arcyksiążę, wojownik, owładnięty żądzą krwi. Świat może się zmienić.
Ta czwórka jest kluczem do przyszłości. Jeden z nich może przynieść zbawienie. Drugi doprowadzi do zagłady.

Uwielbiam długie, obszerne epopei fantasy. Jak w ogóle można wiarygodnie przedstawić nowy, obcy świat na zaledwie 300 stronach? Ha, "Droga królów" ma ich blisko tysiąc, i to wcale nie jest za dużo! Przy tak długiej książce można się oderwać od rzeczywistości.

O czym jest "Droga królów"? Nie sposób streścić fabuły w kilku zdaniach. Akcja toczy się w świecie zwanym Roshar - w pierwszym tomie autor zdradził na tyle dużo tajemnic, by zacząć snuć domysły, na tyle mało, by napięcie nie opadło. Tak właściwie informacji otrzymujemy niewiele, czytelnik (szczególnie na samym początku) łowi je chciwie próbując się zorientować w sytuacji, a tymczasem akcja posuwa się szybko naprzód. Co prawda częste przeskoki w czasie początkowo tylko dezorientują i dodatkowo gmatwają i tak już niejasny obraz, lecz ja akurat lubię, kiedy autor zmusza moje szare komórki do wysiłku. Dawno się już nie zdarzyło, żebym jeszcze w trakcie lektury szukała dodatkowych informacji, szperała po forach, próbowała poprzez własne notatki rozgryźć zagadkę i poukładać wszystko w sensowną całość. Takiej właśnie książki potrzebowałam!

Opis na okładce wspomina o czwórce bohaterów, lecz tych znaczących postaci jest o wiele więcej. W Rosharze wiele się dzieje, lecz akcja skupia się przede wszystkim na królestwie Alethkar i wojnie przez niego prowadzonej z Parshendimi - dziwnymi istotami o marmurkowej skórze. Kilka lat wcześniej przed właściwymi wydarzeniami Parshendi z niewyjaśnionych przyczyn zlecili zamordowanie Galivara, króla Alethich. Syn i następca Galivara zaprzysiągł zemstę, wraz ze swoimi arcyksiążętami zapędził Parshendich na Strzaskane Równiny, gdzie... Utknął na długo. Trudno powiedzieć czy Alethi walczą nadal o zemstę, czy istotniejsze staje się zdobycie serc klejnotów zapewniających im moc oraz bogactwa. Podczas gdy wojna pochłania coraz to nowe ofiary, wielcy panowie (jasnoocy) prowadzą swoje gierki, a uciskani i poniewierani przez nich ciemnoocy mogą jedynie zaciskać zęby. Życia tych na dole się nie liczą, kiedy panowie ucztują.

W międzyczasie - jak wkrótce może się przekonać czytelnik - zaczyna się dziać coś większego, coś, co wykracza daleko poza Alethkar. Skrytobójca w Bieli eliminuje władców i innych dostojników na całym kontynencie, tajemnicze organizacje snują swoje niebezpieczne spiski, podczas gdy garstka ludzi świadomych zagrożenia próbuje odszukać utraconą przed wiekami wiedzę. Kim naprawdę byli Pustkowcy? Dlaczego Świetliści porzucili ludzi?

Choć akcja przedstawiana jest z perspektywy kilku osób, najwięcej w "Drodze krolów" dowiadujemy się o Kaladinie. Kaladin, młody mężczyzna zmuszony do walki, okazuje się charyzmatycznym przywódcą i doskonałym włócznikiem, lecz mimo to raz po raz traci wszystko. Ukochanego brata, żołnierzy, których próbował chronić. Zdradzony i wtrącony do niewoli powoli się poddaje. I kiedy ostatecznie trafia do drużyny mostowych - do oddziału praktycznie skazanego na śmierć, staje na krawędzi przepaści. Próbował wszystkiego, walczył dłużej niż kiedykolwiek i wypróbował sposoby, na jakie nie wpadł nikt przed nim. Kaladin nie ma złudzeń co do ludzi, zdaje sobie sprawę z ich słabości oraz z tego, że nie jest w stanie zmienić świata. Starał się, jednak ile jeszcze siły może znaleźć w sobie człowiek, gdy sytuacja po raz kolejny staje się tak beznadziejna? Powołaniem Kaladina jest ratowane życia innych, ale wszystkie jego starania zawodzą. Zadaniem jego drużyny nie jest przeżyć w bitwie, lecz zginąć. Opis zmagań Kaladina z samym sobą, jego wzlotów i upadków, jest naprawdę mistrzowski. Żadnych dróg na skróty, za to wiele interesujących dialogów, dających do myślenia refleksji. Chociaż akcja książki dzieje się w fantastycznym świecie, te wewnętrzne rozterki oraz przemiany bohaterów przedstawione są niezwykle wiarygodnie, a wiele z pytań ma charakter uniwersalny, aktualnych również w naszej rzeczywistości. 

Również z pozostałymi bohaterami czytelnik nie może się nudzić. Szeth, zabójca doskonały, całkowicie posłuszny woli swoich panów, choć w głębi duszy rozpaczający nad swoją rolą. Na ile wiara, tradycja oraz przekonanie o własnym potępieniu mogą usprawiedliwiać popełniane przez niego zbrodnie? Czy Szeth imponuje lojalnością czy też raczej budzi niesmak tym, że korzysta z wymówek? Dalinar, arcyksiążę, był może nieco bardziej odległy, lecz swoim spokojem, konsekwencją w działaniu, wzbudzał szacunek. Do tego jeszcze Shallan, niewinna i bystra, zdeterminowana i kryjąca tajemnice. Jej rozmowy z Jasnah - o filozofii, etyce, logice - był jednymi z najciekawszych dialogów, jakie miałam okazję ostatnio czytać. Z postaci drugoplanowych warto wspomnieć o Trefnisiu - królewskim błaźnie, który bezlitośnie kpił z każdego, kto stawał na jego drodze, a jednocześnie wydawał się mieć w tym jakiś ukryty cel. Ugh, chciałabym wiedzieć, kim jest naprawdę!

Sam świat, w którym rozgrywa się ta historia - Roshar - robi chyba największe wrażenie. Przyzwyczaiłam się już do tego, że Brandon Sanderson nie korzysta z gotowych scenografii, nie opisuje niczego znajomego. Tym razem również stworzył zupełnie nowe uniwersum i dopracował wszystko w najdrobniejszych szczegółach: historię z Heroldami oraz powracającymi spustoszeniami, tajemniczych pustkowców, zakony świetlistych czy kolejne etapy dziejów ludzkości. Oczywiście nic nie jest wyjaśnione wprost - czytelnik musi składać sobie te informacje, wyławiać to, co ważne, szukać wskazówek w pojawiających się na początku rozdziałów cytatach czy tropić aluzje sprytnie poukrywane w rozmowach.

Roshar, jego wygląd, kojarzył mi się z... dnem morskim. Ziemia była twardą skałą, porośniętą przez dziwaczne rośliny (jak skałopąki, łupkokora), które chowały się do pni przed dotykiem (co bardzo przypominało koralowce). Zamieszkiwały ją fantastycznie wyglądające zwierzęta - chulle (krabopodobne olbrzymy wykorzystywane do ciągnięcia wozów), ostrogary, kremliki czy wielkoskorupy. Jedynie kraina zwana Shinovarem, prezentowała się normalnie w naszym rozumieniu - z glebą, zwyczajną (=nieruchomą, nieuciekającą przed dotykiem) trawą oraz drzewami. I kurczakami :)

Również system społeczny, kultura oraz religia Rosharu były oryginalne. Może nie sam wyzysk społeczny, bo to akurat całkiem popularny motyw, lecz przyjęty cenzus. Władzę (przynajmniej w części królestw) sprawują jasnoocy - ludzie o jasnych odcieniach tęczówek, przy czym jasnookim mężczyznom przysługuje tytuł "oświecony", a kobietom "jasność". Obowiązywał dość ścisły podział ról społecznych, przy czym, co ciekawe, nauka oraz czytanie została ściśle zastrzeżona dla kobiet (oraz żarliwców - czyli kapłanów). To jednak nie podnosiło ich pozycji społecznej. Mężczyźni nie uczyli się czytać (a przynajmniej żaden by się do tego nie przyznał), wykorzystywali więc kobiety jako skrybów, lektorów, sekretarzy, uczone. Władza nadal była w rękach (nieuczonych) mężczyzn. Do tego dochodził skomplikowany system nakazów i zakazów, znaczących gestów i tradycji. Ciekawostką było np. ukrywanie przez kobiety lewej (tzw. bezpiecznej) dłoni w długim, ciasno zapiętym rękawie albo przynajmniej w rękawiczce. Kobieta z odsłoniętą lewą dłonią traktowana była niemalże tak, jakby odsłoniła piersi. Kapłani, czyli żarliwcy, byli właściwie sługami...

Długo można byłoby jeszcze wymieniać niesamowite pomysły autora. Na przykład klejnoty napełniane burzowym światłem - służyły jako środki płatnicze, źródła światła, ale i źródło mocy. Niezniszczalne ostrza i pancerze odprysku. Arcyburze - powracające co kilka dni potężne burze, których nie sposób było przetrwać poza ukryciem. Duszniki pozwalające zmieniać jedną substancję w inną, np. kamienie w żywność czy skały w dym. Spreny (wiatrospreny, bólospreny, stworzeniospreny, strachospreny, etc.) - zdumiewające istoty czy wręcz zjawiska pojawiające się w określonych sytuacjach. Jak się wydaje zagadka, czym są spreny, stanowi element układanki, którą próbują odtworzyć bohaterowie.

Książkę czytałam w polskim tłumaczeniu, lecz przygotowane przez Brandona Sandersona zagadki tak mnie wciągnęły, że zaczęłam szukać oryginalnego brzmienia, by przekonać się, czy nie zawiera ono dodatkowych wskazówek. I tak np. dusznik to "soulcaster", co trochę już wyjaśnia, a arcyburze to "highstorms".

"Droga królów" jest opasłym tomiskiem, czyta się ją jednak z zapartym tchem. Język oraz rytm opowieści są dobrze wyważone, a wyobraźnia autora nie zna granic! To jest świat, w którym chciałoby się spędzić więcej czasu, podróżować i poznawać coraz to nowe ciekawostki. Przygody bohaterów wciągają, nie ma dłużyzn, a ostatnia strona pojawia się wcześniej niżbyśmy sobie tego życzyli :) Starannie dopracowana (autor pracował nad koncepcją przez wiele lat), nakreślona z rozmachem, pełna zagadek. Czego chcieć więcej? Jedynie kolejnego tomu.

Dla mnie to doskonały sposób, by na chwilę jeszcze uciec przez szarą rzeczywistością - "Droga królów" to książka, o której trudno zapomnieć. Lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów fantasy!







Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...